Artykuły

Sędziowie, czyli obcy

Rzecz ciekawa - dziś nie "Wesele", nie "Warszawianka", nawet nie "Wyzwolenie", ale "Klątwa" i "Sędziowie" absorbują wyobraźnię ludzi teatru. Wyspiański patriotyczny ustępuje Wyspiańskiemu zajmującemu się sprawami jednostki. Reportaż wypycha wizję. Niedawną premierę "Sędziów" w Narodowym poprzedziła realizacja w warszawskim Teatrze Kameralnym, a w Dramatycznym zapowiadana jest premiera "Powrotu Odysa".

A jednak w realizacjach tych bez mała reportażowych sztuk Wyspiańskiego twórcy odchodzą od kolorytu lokalnego, uciekają od konkretnego szczegółu w stronę przypowieści, najwyraźniej zafrapowani warstwą znaczeń metaforycznych. Tak uczynił niedawno Paweł Łysak w Kameralnym, którego "Sędziowie" byli raczej opowieścią o mafiosach z czasów prohibicji, niż zapisem wydarzeń, jakie imały ongiś miejsce w Galicji.

W nowym spektaklu Jerzego Grzegorzewskiego metaforyzacja idzie jeszcze dalej - oczywiście i tym razem nie ma mowy o reportażu z galicyjskiej karczmy. Reżyser buduje przypowieść o ludzkim losie, rozdartym między różne obowiązki i prawa, sprzeczne namiętności i przeciwstawne porządki religijne. Wyprowadza akcję z karczmy do izby z "Wesela" czyniąc z "Sędziów" przypisek do arcydzieła Wyspiańskiego. Podkreślają to postacie z "Wesela", które pojawiają się w najmniej oczekiwanych momentach i komentują akcję (Poeta i Rachela, grupa roztańczona), a także muzyka rodem z "Wesela" oraz rytmy weselne, w które "popadają" postacie z "Sędziów". W tym ujęciu bogacz Samuel staje się poniekąd Żydem z "Wesela", a Dziad także weselnikiem Szelą. Taka też jest interpretacja tej roli - Mariusz Benoit gra fanatycznego mściciela, tyle że nie na panach, a na Żydach.

Te podwójne sceny wikłają "Sędziów" w kontekst twórczości Wyspiańskiego, raz jeszcze stawiając pytanie o sens i możliwości bratania się ludzi. Bo w "Weselu" chcą się bratać i tym brataniem się pysznią, zwłaszcza miastowi. A w "Sędziach" demonstrują rozbrat, rozpad więzi, zwycięstwo obcości. Sami tu obcy, ludzie nie pasujący do siebie. Jewdocha, usługująca w domu karczmarza, gospodarska córka sprowadzona do roli dziewki służebnej i nałożnicy jest obca i zbędna w cudzym domu, zawadza, a więc ginie. Joas, niedorozwinięty syn Samuela, jest inny z natury, ale to on właśnie zachowuje wrażliwość moralną. Ceni tylko prawdę i dla niej umiera. Obcy jest żołnierz Urlopnik, który ma pomóc Jewdosze, ale to on staje się ofiarą intrygi i ma stanąć przed trybunałem jako winny jej śmierci. Obcy jest Dziad, choć na swoim, na swej dawnej ziemi, ale dawno mu wydartej i przezeń przehulanej, teraz żądny tylko rachunku za krzywdy prawdziwe i domniemane. Obcy jest Jukli, Żyd ceniący Księgę i poprzestający na małym, inny od zaborczego Samuela, eksponat z muzeum osobliwości, nie pasujący do świata interesów. Obce są dziewczęta, które Natan ma prowadzić jak na rzeź do "pracy" w mieście. Obcy są sędziowie, służba dochodzeniowa, przybysze z innego świata. Obcy wreszcie goście z "Wesela". U siebie są tylko Samuel i Natan, ale to tylko pozory - jeden z nich stanie się zbrodniarzem, drugi ofiarą zbrodni i katem własnego dziecka.

W świecie, gdzie wszyscy są nie na swoich miejscach, którym rządzi udanie i kłamstwo, nie ma prawdziwego życia. Wszyscy przegrywają. No, może tylko "sędziowie" wychodzą na tym najlepiej, bo z sowitymi łapówkami. Scena z sędziami stanowi niewątpliwe osiągnięcie inscenizacji Grzegorzewskiego, który wykorzystał do maksimum zawartą w tekście zjadliwą satyrę na aparat sprawiedliwości. Przełożył to na sposób groteskowo-operetkowy. Przedstawiciele prawa przybywają zatem w togach i w monstrualnie zdobnych perukach, śpiewają chórem z towarzyszeniem kwartetu smyczkowego, potem togi zamieniają się na sukmany. Baczenie mają tylko na "łapowe". W poprzedniej warszawskiej realizacji "Sędziów" scena śledztwa wypadła blado - Paweł Łysak nie znalazł sposobu na wydobycie jej komizmu, Grzegorzewskiemu powiodło się to z naddatkiem.

"Sędziowie", pełni zjaw i postaci odrealnionych, pokazani w przestrzeni symbolicznej, gdzie tylko ślady elementów chłopskiego budownictwa sugerują związek ze wsią, są więc w tej interpretacji dramatem obcości - i to w wielu wymiarach: religijnym, społecznym, jednostkowym. Co więcej, poczucie obcości staje się w tym spektaklu źródłem tragizmu,

odczuwanego przez poszczególnych bohaterów.

Zgodnie z zapowiedzią Jerzego Grzegorzewskiego "Sędziowie" otwierają zamierzony tryptyk sceniczny, na który złożą się także inscenizacje "Wesela" i "Studium o Hamlecie". Już dzisiaj widać możliwe przejścia i zworniki: postaci-wysłańcy i motywy. Kiedy powstanie całość, zobaczymy, być molaże, w Wyspiańskim proroka współczesności - dzisiaj widzimy przenikliwego znawcę ludzkich dusz i piekielnego ironistę.

To przedstawienie będzie się pamiętać także za sprawą znakomitych kreacji aktorskich: Jerzego Treli (Samuel, kochający ojciec i wytrawny gracz - w jego końcowym monologu pobrzmiewały echa Konrada z "Wyzwolenia", ściganego przez Erynie), Mariusza Benoit (nawiedzony zemstą, zabobonny Dziad), Doroty Segdy (trochę "nieziemski" Joas, żyjący w mgławicy, jak za szybą), Ewy Konstancji Bułhak (złamana nieszczęściem niedoszła matka) i przede wszystkim Krzysztofa Globisza (Natan), który w roli głównego sprawcy moralnego spustoszenia i nieszczęść stworzył postać niepokojąco zwyczajną.

Nie byłoby tego przedstawienia bez znakomitej muzyki Stanisława Radwana, w której jak w lustrze odbija się natręctwo myśli i motywów: echa weselne, zdyszany rytm zdarzeń, nieszczęście wiszące w powietrzu i ironiczne zaśpiewy. Muzyka dyktuje tempo akcji, przyśpiesza je i zwalnia, a kiedy trzeba milknie, aby przemówiła cisza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji