Artykuły

Kultura to nie festyn, zaczyna się rewolucja. Na prowincji

- Bardzo często myślenie o sztuce na prowincji jest dość specyficzne, nie ma w nim miejsca na spotkanie ze sztuka eksperymentalną, więc to było dla seniorów wielkie wyzwanie. Ale zaufali nam i to wielki sukces twórców, ale przede wszystkim wielka odwaga artystyczna naszych seniorów. Ten spektakl wymagał od nich ogromnej otwartości - mówi AGATA SIWIAK, kuratorka projektu Wielkopolska: Rewolucje, w ramach którego odbędzie się premiera spektaklu Mikołaja Mikołajczyka z seniorami z zespołu śpiewaczego "Wrzos" z Zakrzewa.

Rozmowa z Agatą Siwiak, kuratorką projektu Wielkopolska: Rewolucje. W środę 5 września w Zakrzewie pierwsza premiera cyklu:

Michał Danielewski: W środę w Zakrzewie pierwsza premiera projektu Wielkopolska: Rewolucje.

Agata Siwiak: - Mieliśmy już warsztaty designu w lipcu, ale to jest pierwszy pełnowymiarowy spektakl. Efekt intensywnych codziennych prób w ciągu ostatniego miesiąca. Tempo było zabójcze, praca do wykonania ogromna, bo poza tym, że jest to spektakl teatralny, to mamy w nim jeszcze do czynienia z aktywnością związaną z wysiłkiem fizycznym, z tańcem.

Spektakl tworzy choreograf Mikołaj Mikołajczyk.

- Mikołaj to jeden z najbardziej eksperymentalnych, oryginalnych polskich choreografów, pracuje zazwyczaj na wielkich scenach, m.in. w Teatrze Narodowym w Warszawie, w Teatrze Wielkim w Poznaniu, z pierwszą ligą polskich reżyserów. Oczywiście tworzy też swoje spektakle autorskie. Niedawno mogliśmy oglądać na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych jego kilkugodzinny monodram. Spektakl w ramach Rewolucji to dla nas wszystkich był wielki eksperyment, bo oto tancerz i choreograf związany mocno z przestrzenią miejską spotkał się z seniorami z zespołu śpiewaczego "Wrzos" działającego przy Domu Polskim w Zakrzewie. To wspaniali pełni pasji życia ludzie, dla których śpiewanie jest nie tylko formą artystycznej ekspresji ale przede wszystkim sposobem na bycie razem. Teraz czekamy, co wyniknie z tego spotkania dwóch odmiennych światów.

I jak do tej pory przebiega to spotkanie, zderzenie właściwie?

- Początki wcale nie były proste - niektóre osoby odchodziły ze spektaklu, twierdząc, że go nie rozumieją. Pozostali uczestnicy chodzili do nich później z delegacją, namawiając do powrotu. Jeszcze kilka dni temu usłyszałam, że podczas pierwszych prób trochę się bali, nie do końca ufali temu, co zaproponował im Mikołaj Mikołajczyk. Trudno się dziwić - w końcu ta forma była dla nich estetycznie obca. W tej chwili jednak ich zaangażowanie w projekt jest nieprawdopodobne i to wielka zasługa całej ekipy wspaniałych ludzi i artystów - Mikołajczyka, ale także kompozytora Zbigniewa Kozuba, scenografa Łukasza Błażejewskiego i dramaturg Anety Cardet - oraz Barbary i Henryka Szopińskich z "Domu Polskiego". W próbach biorą udział seniorzy, emeryci, jest wśród nich były sołtys, były wójt, była pracownica Urzędu Stanu Cywilnego, naczelnik poczty, dyrektor szkoły, kurator oświaty, pułkownik Wojska Polskiego, księgowe, bibliotekarka, lokalna bizneswoman...

Rzuciliście ich na głęboką wodę. Jak rozumiem częścią przygotowań do spektaklu musiało być działanie edukacyjne, tłumaczenie, na czym polega ta forma, o co w niej chodzi.

- Jasne. Z jednej strony były to ćwiczenia taneczne, przygotowanie choreograficzne, a z drugiej strony Mikołaj pokazywał seniorom spektakle Piny Bausch i fragmenty swoich autorskich spektakli. Niektórych to zszokowało. Bardzo często myślenie o sztuce na prowincji jest dość specyficzne, nie ma w nim miejsca na spotkanie ze sztuka eksperymentalną, więc to było dla seniorów wielkie wyzwanie. Ale zaufali nam i to wielki sukces twórców, ale przede wszystkim wielka odwaga artystyczna naszych seniorów. Ten spektakl wymagał od nich ogromnej otwartości: w przedstawieniu mamy elementy teatru dokumentalnego, opartego na historiach uczestników, wewnętrznych relacjach między nimi.

Nie boisz się, że publiczność zakrzewska odrzuci ten eksperyment, a uczestnicy będą później w jakiś sposób wyśmiewani, napiętnowani? Czujesz swoją odpowiedzialność jako kuratorki?

- To ważne, by podkreślić, że do niczego ich nie zmuszaliśmy, wszystko było ich dobrą wolą. Ale oczywiście ryzyko jest - zarówno po stronie społeczności Zakrzewa jak i po naszej stronie. To nie jest tak, że ktoś tu kogoś wmanewrował - wszystko dzieje się na zasadzie partnerstwa. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Ważnym punktem wyjścia dla tej pracy jest obopólna ciekawość.

Co zostanie po twojej Rewolucji?

- Jeśli mówimy o Zakrzewie, to widzę, że ta grupa jest jeszcze bardziej zgrana, że jest bliżej siebie, jestem przekonana, że oni będą mieli ochotę na konfrontację ze sztuką trudniejszą, mniej oczywistą. Już zadeklarowali, że bardzo chcieliby wybrać się na spektakl Mikołaja do Poznania czy do Krakowa. Okazuje się, że mają wrażliwość na sztukę, z którą wcześniej nie mieli okazji się spotkać. To jest prztyczek w nos dla bardzo wielu samorządów, które myślą, że jak mamy do czynienia z prowincją, to trzeba dla ludzi stamtąd ściągnąć jakąś znaną z telewizji gwiazdkę, zrobić festyn, bo tam nic innego się nie przyjmie. Oczywiście, by przyjęło się coś innego, potrzebna jest bardzo ciężka praca warsztatowa, natomiast już widzę, że to jest możliwe.

Bardzo ważny - poza czysto artystycznym wymiarem - jest dla mnie również długofalowy efekt społeczny. W ramach Rewolucji pracujemy z wieloma lokalnymi partnerami i ta współpraca układa się bardzo dobrze. Na przykład w Koninie - tam Joanna Warsza robi projekt z Romami, o którym jeszcze za dużo mówić nie chcę - tamtejsze Stowarzyszenie Akcja Konin już zadeklarowało, że dalej chce działać razem z Romami. I projekt Warszy jest w pewnym sensie manifestacją tej potrzeby i zarazem deklaracją, że ta współpraca będzie trwała również po zakończeniu Rewolucji. Reasumując - liczę zarówno na to, że to będzie początek spotkań ze sztuką współczesną w mniejszych ośrodkach, jak i na to, że Rewolucje pozwolą na otwarcie głów wielu ludzi.

Co dalej zdarzy się podczas Rewolucji?

- Następny projekt już w październiku w Koninie. Jak mówiłam, robi go Joanna Warsza, artystka, kuratorka, m.in. odpowiedzialna wraz z Arturem Żmijewskim za ostatnie biennale w Berlinie. Ale i autorka głośnych akcji z Wietnamczykami w Warszawie. W ramach Rewolucji przygotuje projekt ze społecznością romską. Większość projektów romskich w Polsce przebiega według schematu "cygańska muzyka z biglem" albo w wersji "my rdzenni Polacy musimy dbać o asymilację Romów". Natomiast projekt Warszy będzie skierowany przede wszystkim do społeczności polskiej. Tym razem to Romowie nas będą edukować.

W listopadzie spektakl Bartka Frąckowiaka wokół postaci Hansa Paschego, którą odkryła Ludmiła Wicher, nauczycielka historii z Krzyża Wielkopolskiego. To niesamowita opowieść o przemianie, o człowieku, który z kolonizatora Afryki stał się działaczem wywrotowym, wojownikiem o prawa czarnych i pacyfistą. Mimo, że żył na początku XX wieku był postacią szalenie współczesną: był ekologiem, walczył o równość o prawa innych narodów. Więc pojawia się pytanie, dlaczego jest właściwie nieznany w Wielkopolsce, dlaczego nie jest naszym lokalnym bohaterem. Bartek zrobi spektakl, który będzie grą terenową o lekkim zabarwieniu edukacyjnym.

Długo namawiałaś artystów, żeby wzięli udział w tym projekcie? Bo to nie jest jednak codzienność, że współpracują z amatorami, do tego z małych miejscowości, ze wsi.

- Byłam przekonana, że będzie trudno, tymczasem było całkiem odwrotnie. Większość osób odpowiadało mi, że myślało o takich projektach od dawna, tyle że nie mieli okazji, by je realizować. To też dowód na to, że coś się zmienia w myśleniu o kulturze, że przestajemy infantylizować myślenie o kulturze poza centrum, na peryferiach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji