Artykuły

"Ferdydurke" Gombrowicza

Niektórzy mogli już widzieć to przedstawienie w Olsztynie przed pięciu laty, na VII Spotkaniach Teatralnych w marcu 1999 roku.

Spektakl przygotowany przez dwie połączone lubelskie grupy: Teatr Provisorium i Kompanię Teatr pod kierunkiem Witolda Mazurkiewicza i Janusza Opryńskiego miał premierę w październiku 1998 na międzynarodowym festiwalu teatralnym "Konfrontacje '98" w Lublinie i został przez krytyków uznany za wyjątkowy wśród inscenizacji gombrowiczowskich w ostatniej dekadzie stulecia. Niedługo później zaczął odnosić sukcesy na scenach wielu krajów Europy i w USA.

Nasz kolega Roman Pawłowski, recenzent "Gazety Wyborczej", pisał m.in.:

"Wśród licznych inscenizacji Gombrowicza z ostatnich lat lubelską Ferdydurke wyróżnia przede wszystkim jedna cecha: nowe aktorstwo. Nie ma tutaj dorosłych, naśladujących dzieci, jak w Ferdydurke w Teatrze Powszechnym w Warszawie, nie ma aktorstwa farsowego jak w Iwonie, księżniczce Burgunda w łódzkim Teatrze Powszechnym, nie ma także i grozy, z jaką grany jest Ślub w reżyserii Jerzego Jarockiego w Starym Teatrze. Ze wszystkich znanych mi stylów aktorskich styl lubelskiej Ferdydurke najbliższy jest improwizowanym szarżom w sarmackich spektaklach Mikołaja Grabowskiego, chociaż inny jest, zdaje się, cel tej szarży. Aktorstwo z lubelskiego przedstawienia odzwierciedla obsesję Gombrowicza na temat ludzkiego ciała, wbitego w formę kultury. Polega na nieustannym wyrywaniu się z więzienia gestów i zachowań, nakazywanych przez dobre wychowanie, na lepieniu ciała, miny i gestu i natychmiastowej ucieczce w nowe ciało, minę i gest.

[...] Popisem tego aktorskiego stylu jest rzecz jasna pojedynek na miny, w którym aktorzy pozbywając się ostatnich barier, plują, charczą, pierdzą, słowem robią co chcecie, przy czym walczący zginają się pod ciosami jak bokserzy na ringu, chociaż nawet się nie dotykają.

Ale przedstawienie Opryńskiego i Mazurkiewicza pokazuje człowieka nie tylko od pasa w dół. Puentą pojedynku Syfona z Miętusem jest walka na symbole religijne, inspirowana konfliktem wokół oświęcimskiego żwirowiska, w której bronią są stawiane na ławce miniaturowe krzyże i mały siedmioramienny świecznik, nie wiadomo skąd zdobyty przez Miętusa. Nie jest to jednak walka ideowa, jak to bywało już w inscenizacjach Ferdydurke, w których Miętus bywał agnostykiem, a Syfon ultrakatolikiem. Tutaj ani przez chwilę nie wierzymy, że którykolwiek z wałczących jest osobą ideową. Istota sporu została dawno zapomniana. Zostały jedynie puste symbole, które można już mnożyć. Straszna konkluzja, nawet jak na Gombrowicza.

Drugim elementem lubelskiej inscenizacji, który zapewnia jej wyjątkowe miejsce wśród spektakli gombrowiczowskich w ostatniej dekadzie, jest scenografia. [...] Opryński i Mazurkiewicz [...] swoją Ferdydurke zagrali w [...] ławce szkolnej, stojącej samotnie na scenie [...] aktorzy muszą walczyć o miejsce za pulpitem [...] sytuację ścisku powiększa jeszcze Pimko, który prowadząc lekcję wchodzi dosłownie na głowy swoich uczniów i ugniata ich wielkim zadem. W tej przestrzeni gest jednej postaci rozchodzi się na ciała innych, jak kręgi na wodzie [...] miejsca z każdą sceną coraz mniej, aż wreszcie zostanie tylko oświetlone okno, w którym tłoczą się przylepione do szyby twarze bohaterów, wyrywających się bezskutecznie na wolność. W tej walce o przeżycie na coraz bardziej szczupłej scenie zawiera się główny temat lubelskiej Ferdydurke, jakim jest uwięzienie w formie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji