Artykuły

Nowe obszary teatru

Jak informowaliśmy wczoraj, spektakl Teatru "Provisorium" i Kompanii "Teatr" "Ferdydurke" według Witolda Gombrowicza zdobył Grand Prix oraz nagrodę dziennikarzy Opolskich Konfrontacji Teatralnych "Klasyka Polska". O rozmowę poprosiliśmy Janusza Opryńskiego, jednego z reżyserów spektaklu. Drugi współtwórca - Witold Mazurkiewicz - przebywa niestety poza Lublinem.

ANDRZEJ Z. KOWALCZYK: Zdobyta w Opolu Grand

Prix jest chyba pierwszą tak prestiżową nagrodą w całych dziejach lubelskiego teatru?

JANUSZ OPRYŃSKI: Rzeczywiście, nigdy dotychczas żaden lubelski teatr nie zdobył takiej nagrody. Nie ma co ukrywać, że szalenie nas ona cieszy. Tym bardziej że zarówno dla "Provisorium", jak i Kompanii "Teatr" był to pierwszy udział w opolskim festiwalu.

AZK: W pokonanym polu pozostawiliście spektakle takich indywidualności polskiego teatru jak Jerzy Grzegorzewski i Krystian Lupa. To z pewnością wielkie osiągnięcie i powód do ogromnej satysfakcji...

JO: Przede wszystkim wielkim szczęściem dla nas było to, że mogliśmy zaprezentować nasz spektakl w tak szacownym gronie; że zostaliśmy zakwalifikowani do udziału w opolskim festiwalu. Jechaliśmy tam pełni obaw, czy takie przedstawienie znajdzie uznanie u ludzi oceniających spektakle. Gdy zobaczyłem repertuar opolskich konfrontacji, przeszły mnie ciarki. Otwierał je bowiem Grzegorzewski "Sędziami", a zamykał Lupa "Powrotem Odysa". A pomiędzy tymi znakomitościami byliśmy my. Zadałem sobie po cichu pytanie: co my tu robimy? Ale dyrektor opolskiego teatru, Adam Sroka, powiedział Witkowi Mazurkiewiczowi, że możemy być czarnym koniem festiwalu. I okazało się, że miał tu chyba jakieś natchnienie profetyczne. A werdykt świadczy o obiektywizmie jurorów, bądź co bądź w znakomitej większości wyznawców zupełnie innego rodzaju teatru.

AZK: Werdykt jury jest znany, wiem też, jak wasz spektakl jest przyjmowany w Lublinie. A jak odebrała go festiwalowa publiczność?

JO: Zostaliśmy przyjęci niezwykle entuzjastycznie. Takich braw i owacji nie otrzymałem nigdy w życiu. Tego entuzjazmu naprawdę opisać nie sposób. To są chwile, które pozostają na całe życie.

AZK: Wasze teatry, a zwłaszcza "Provisorium", lokowane są w obszarze tzw. alternatywy. Tymczasem w Opolu z powodzeniem rywalizowaliście z teatrami repertuarowymi, klasycznymi. Czy wasz sukces nie jest potwierdzeniem, że ów podział jest w gruncie rzeczy sztuczny? Że teatry dzielą się po prostu na dobre i złe?

JO: Myślę, że tak. Tak zresztą jest z każdym podziałem, na przykład w polityce na prawicę i lewicę. Zaciera się ostrość podziałów. Świat jest bardziej skomplikowany i bardziej skomplikowana jest sztuka. Ostatnio bodaj Janusz Majcherek napisał w "Teatrze", że alternatywa dzisiaj nie ma jasnego oblicza; że należałoby raczej mówić o teatrze autorskim. Oczywiście ważne jest to, skąd się przychodzi i z jakim bagażem. Ja się nie wypieram swojej przeszłości i dziedzictwa. Podobnie jak nie wypierają się aktorzy z Kompanii "Teatr", którzy w ogóle nie mają rodowodu alternatywnego. Ale właśnie ta współpraca jest dla mnie otwarciem na zupełnie nowe obszary teatru. Pozostawanie w jednym tylko obszarze, zamykanie się w nim, zawsze grozi skamienieniem.

AZK: Powstaje jednak niebezpieczeństwo, że ortodoksi alternatywy - jeśli tacy są - mogą poczytać Panu za zdradę udział w opolskim festiwalu.

JO: Oczywiście, że mogą i liczę się z tym. Ale niektórzy z nich też nie są bez "grzechu", bowiem brali udział np. w toruńskim Kontakcie, który przecież nie jest do końca awangardowy. Ja myślę, że to cały urok - zdobywać obszary, które kiedyś były zupełnie obce, nawet dziwne. Ortodoksi zawsze będą rozliczać za trzymanie linii. Ale zbyt kurczowe jej trzymanie jest niebezpieczne dla sztuki, która w końcu spopiela się i umiera.

AZK: No właśnie, czy nie jest tak, że najciekawsze rzeczy powstają gdzieś "na styku"?

JO: Dokładnie. Od dawna miałem takie przeczucie. Tandem stworzony przeze mnie z Witkiem Mazurkiewiczem i przez nasze dwa teatry świadczy o tym dobitnie. Teatr jest pracą zespołową. W naszym przypadku najpierw musiał nastąpić rodzaj otwarcia. Nie było to starcie dwóch języków, lecz wybór tego, co w każdym z nich jest najciekawsze i próba stworzenia z tego nowych jakości. Coś takiego stało się przy realizacji "Ferdydurke". Właśnie - jak pan powiedział - "na styku" dwóch światów teatralnych.

AZK: Na koniec chciałbym Pana zapytać o dalsze plany związane z waszym spektaklem, a także o to, czy będzie go można zobaczyć również w Lublinie?

JO: Nie chcę, aby zabrzmiało to jako próżność, ale dla Lublina będziemy musieli znaleźć jakąś dziurkę w naszych planach. Już jutro (rozmowa była przeprowadzona w poniedziałek - przyp. red.) jedziemy na trzy spektakle do Poznania. A potem będziemy występować w Świnoujściu, Szczecinie, Warszawie, Kielcach, Kaliszu, rumuńskim Sibiu... Właściwie wszystkie festiwale w Polsce - łącznie z toruńskim Kontaktem - zaprosiły nasz spektakl, z czego jesteśmy bardzo radzi. Czeka nas też kwalifikacja do Awinionu. W sprawie naszego udziału w tym festiwalu bardzo naciska na organizatorów Rita Gombrowicz, która widziała spektakl na kasecie i bardzo się jej spodobał. Ale nie wiem jeszcze, co będzie z tym wyjazdem. Mamy plany intensywnego grania do końca roku, i to dobrze, bo jest to szansa zaprezentowania się publiczności w całym kraju. A poza tym czas już myśleć o nowym spektaklu. Dokonaliśmy już wyboru, mamy pewne koncepcje, ale o tym może porozmawiamy przy innej okazji.

AZK: Życzę zatem, by te kolejne festiwale przyniosły waszym teatrom następne nagrody. Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji