Artykuły

Dyskusyjny, wielobarwny, bogaty

- Teatry coraz mocniej uświadamiają sobie, że nasza sytuacja geograficzna, historyczna czy kulturowa to jednocześnie nasza wielka wartość i nie mamy się czego wstydzić. Wyzwaniem jest, by z tej naszej polskiej, peryferyjnej historii uczynić temat wielkiej sztuki - mówi Paweł Sztarbowski, dyrektor artystyczny XI Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy.

Wiesław Kowalski: Do naszej redakcji napływają już pierwsze informacje o kolejnym Festiwalu Prapremier, organizowanym przez Teatr Polski w Bydgoszczy. Czy to znaczy, że program tegorocznego festiwalu jest już zamknięty i można mówić głośno o jego uczestnikach? Paweł Sztarbowski: - Program zamykany był w tym roku dość długo, bo możliwości finansowe i organizacyjne nie pozwoliły nam zaprosić wszystkich spektakli, na których nam zależało, choć do ostatniej chwili wydawało się, że może się jednak uda. Mimo to program zapowiada się bardzo ciekawie i mam nadzieję, że wzbudzi gorące dyskusje. Zobaczymy prapremierowe spektakle m.in. Piotra Cieplaka, Moniki Strzępki, Michała Zadary, Marcina Libera, Łukasza Kosa, Weroniki Szczawińskiej.

A przy tym będzie to niemal w całości festiwal polskich autorów, m.in. Artura Pałygi, Pawła Demirskiego, Michała Walczaka, Julii Holewińskiej. Poza konkursem pokażemy spektakl Mai Kleczewskiej zrealizowany ze studentami krakowskiej PWST, "Milusińscy", ciekawy o tyle, że jest to pierwszy eksperyment tej reżyserki z teatrem dokumentalnym. Oprócz tego, będzie można wziąć udział w nagrywanym na żywo słuchowisku poświęconym Leonowi Wyczółkowskiemu w reżyserii Pawła Łysaka. W ramach Aneksu natomiast odbędzie się premiera koprodukcji Teatru Polskiego w Bydgoszczy i teatru z Wilhelmshaven - będzie to "Truskawkowa niedziela" autorstwa Artura Pałygi i Kathariny Gericke w reżyserii Grażyny Kani - wybitnej polskiej reżyserki mieszkającej i pracującej głównie w Niemczech. Spektakl będzie dotyczył wydarzeń związanych z upamiętnianiem tzw. "krwawej niedzieli" w Bydgoszczy, a szerzej - relacji polsko-niemieckich. Przy tej okazji zorganizowana zostanie również debata, a młodzi dramatopisarze zmierzą się z "Pamiętnikiem gapia" Zbigniewa Raszewskiego.

Gdyby miał Pan uzasadnić swój wybór przy poszczególnych spektaklach, które zostały do Bydgoszczy zaproszone, to co byłoby dla Pana najważniejsze i decydujące: waga podjętego problemu czy też język teatralny, który o jakimś istotnym temacie opowiada?

- Zależało mi na tym, by zaprosić jak najlepsze spektakle. A nie ma możliwości, by spektakl był dobry, jeśli jest głupi i o niczym, więc te dwa aspekty się przenikają. Nie chciałem na siłę układać tych prapremierowych spektakli w jakiś nurt interpretacyjny, bo narasta we mnie poczucie, że życie teatralne i tworzące je indywidualności twórcze są tak wielobarwne i bogate, że szkoda byłoby je ujednolicać jakimś sztucznym teoretycznym wytrychem. Poza tym to festiwal przede wszystkim dla bydgoszczan, którzy oczekują różnorodnego repertuaru.

Jak ocenia Pan zakończony już sezon artystyczny 2011/2012 pod kątem tekstów prapremierowych, które doczekały się realizacji w polskich teatrach. I jak dokonany wybór wygląda w konfrontacji z festiwalem zeszłorocznym, kiedy został pan po raz pierwszy jego dyrektorem artystycznym? Było łatwiej czy trudniej?

- Nadal utrzymuje się tendencja, że najważniejsze zjawiska w polskim teatrze to reinterpretacje klasyki, czy też rodzaj pisania na scenie, albo polskie teksty współczesne pisane często na zamówienie teatrów. Coraz mniej jest ciekawych prapremier dramaturgii światowej, dlatego tym bardziej żałuję, że w ostatniej chwili musieliśmy ze względu na zajętości aktorów zrezygnować z pokazu "Iluzji" Iwana Wyrypajewa w reżyserii Agnieszki Glińskiej.

Opowiadając się za teatrem krytycznym, szczególnie bliska jest Panu powstająca współcześnie dramaturgia polska. Świadczy o tym choćby projekt "Oburzeni" w TPB, gdzie na specjalne zamówienie teatru swoje sztuki pisali Jarosław Jakubowski, Małgorzata Sikorska-Miszczuk i Mateusz Pakuła. Czy inne teatry w mijającym sezonie równie odważnie sięgały po prapremierowe teksty młodych polskich dramatopisarzy? Jak Pan ocenia w naszym teatrze aktualną sytuację polskiej dramaturgii, która dość ekspansywnie próbuje wchodzić na rynki europejskie, szczególnie niemiecki?

- Dobrych polskich dramatów nie ma aż tak wiele, choć co najmniej kilka bardzo ciekawych wciąż czeka na sceniczną wersję (z "Burmistrzem" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk czy "Marcinem wiecznym Arturem" Mateusza Pakuły na czele), ale zainteresowanie polskimi tekstami jest coraz większe. Po prostu opisują naszą rzeczywistość dużo lepiej i celniej niż choćby teksty zachodnie. Autorzy z Zachodu nas nie wyręczą w zrozumieniu i opisaniu samych siebie. Teatry coraz mocniej uświadamiają sobie, że nasza sytuacja geograficzna, historyczna czy kulturowa to jednocześnie nasza wielka wartość i nie mamy się czego wstydzić. Wielkim wyzwaniem jest, by z tej naszej polskiej, peryferyjnej historii uczynić temat wielkiej sztuki. Niby to jest perspektywa oczywista, ale mam wrażenie, że wciąż jakoś wstydliwa i prawie nieobecna. Ostatnio po śmierci Erwina Axera ukazało się sporo wypowiedzi podkreślających, że był to Europejczyk, co oczywiście w kontekście PRL-u miało zapewne jakieś znaczenie. Przyznam, że rozdymanie tego określenia dzisiaj wydaje mi się niezwykłym obciachem, świadczącym o kulturowych kompleksach. Dla mnie cenniejsze jest jednak uświadomienie sobie i opisanie naszej odmienności, a to że jesteśmy Europejczykami jest kwestią dość oczywistą, więc nie ma sensu tak tego zaklinać. Stąd moim zdaniem rosnące zainteresowanie teatrów zagranicznych polskimi tekstami - właśnie ze względu na odmienność widzenia pewnych spraw i tematów.

W Bydgoszczy mieliśmy w minionym sezonie kilka spektakli prapremierowych. Które z nich zobaczymy w konkursie Festiwalu Prapremier?

- Zaprezentujemy spektakl "Wszyscy święci" Jarosława Jakubowskiego w reżyserii Wojciecha Farugi, który może okazać się ciekawą, kameralną rozmową z "Nieskończoną historią" Piotra Cieplaka z Teatru Powszechnego. Zależało mi, by włączyć do programu również "Popiełuszkę" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk, bo mam poczucie, że to jeden z najważniejszych naszych spektakli w ostatnich latach, ale dyrektor Łysak, mimo moich nalegań, uznał, że nie wypada, by jego własny spektakl był pokazywany w konkursie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji