Najtrudniej przeżyć sukces
Rola Anny Surmacz w "Klanie" przyniosła Joannie Żółkowskiej ogromną popularność. Z aktorką rozmawia TESSA.
Anna Surmacz-Koziełło - przyjaciółka Lubiczów jest jedną z ulubionych bohaterek "Klanu". Dzięki tej roli Joanna Żółkowska stale jest zaczepiana na ulicy, wciąż słyszy miłe słowa. Bywają jednak inne reakcje. Ostatnio w supermarkecie do Joanny Zółkowskiej podszedł mężczyzna i zażądał, aby aktorka i jej córka, Paulina Holtz, natychmiast przestały grać w "Klanie", bo inaczej je udusi. Odtąd Joanna chodzi po zakupy do mniejszych sklepów.
TESSA: - Twoje ostatnie osiągnięcie to świetna rola w filmie "Długi weekend" z serii "Święta polskie". Zagrałaś postać kompletnie różną od Ciebie prywatnie.
Joanna Żółkowska: - Takiej roli dotychczas nie zagrałam. Zrobiłam, co mogłam, żeby się obrzydzić i znaleźć w sobie osobę niesympatyczną, zawiedzioną, zgorzkniałą, ciągle w złym humorze. Jestem pozytywnie nastawiona do życia, więc było mi trudno wcielić się we własne przeciwieństwo. W pewnym momencie niemal uwierzyłam, że jestem filmową bohaterką i trochę mnie to przeraziło. Na szczęście zdjęcia się skończyły (śmiech).
- Zagrałaś wiele ról filmowych i teatralnych, ale najczęściej jesteś kojarzona z Anną Surmacz z "Klanu".
- Wcześniej byłam znana przede wszystkim teatromanom. Dzięki telenoweli zdobyłam masową popularność. Teraz jedni mnie kochają, a inni nie za bardzo.
- Bycie gwiazdą pewnie bywa chwilami nudne...
- Nie czuję się gwiazdą. Kiedy nie grałam w "Klanie", wiele osób poznawało
mnie w taksówkach, sklepach, na poczcie, ale nie do końca wiedzieli, kim jestem. Kilka razy usłyszałam: - Czy Pani przypadkiem nie pracuje w kiosku? albo - Ależ ja znam Panią z urologu. Nikomu nawet nie przychodziło do głowy, że jestem aktorką.
- Może dlatego, że nie masz w sobie typowego dla aktorów samouwielbienia.
- Ten zawód wiąże się ze swoistym ekshibicjonizmem. Aktorzy nieustannie wystawiają się na próbę. Wciąż są oceniani, a to wywołuje ciągły stres. Stale zastanawiają się - czy ja dobrze wyglądam? Dlatego nie należy przywiązywać się do popularności. Wyglądam, jak wyglądam (śmiech).
- I nadal jestem piękna...
- Nigdy nie uważałam, że jestem piękna. Jednym się podobam, dla innych jestem brzydka. Ktoś uznaje mnie za osobę sympatyczną, a ktoś inny przeciwnie. Trzeba się z tym pogodzić i nie robić wszystkiego, żeby tylko się podobać.
- Byłaś dla kogoś prawdziwą muzą?
- Byłam aktorką, z którą niektórzy chcieli pracować. To było miłe. Chyba nie chciałabym być muzą, bo to szalenie zobowiązujące. Jest muzą jednego, a po co... drugiego?
- Jesteś wrażliwa na krytykę?
- Każdy człowiek jest wrażliwy na to, co się o nim mówi. Ja jestem jednak narażona na nieustanne oceny, więc musiałam znaleźć sposób, aby się tym nie przejmować. Fakt, że ktoś napisze o mnie źle albo mnie nie zauważy, nie może spędzać mi snu z powiek. Krytykę traktuję z dystansem.
- A sukcesy?
- Wielki reżyser Konrad Swinarski powiedział kiedyś, że najtrudniej przeżyć sukces, a nie klęskę. Chyba nie miałam takiego sukcesu, który sprawiałby mi kłopot A więc wszystko jeszcze przede mną.
CIEKAWOSTKI
Córka Joanny Zółkowskiej, Paulina Holtz, poszła w jej ślady. Razem grają nie tylko w "Klanie", ale także w warszawskim Teatrze Powszechnym (w "Białym małżeństwie") oraz od niedawna na stołecznej Scenie Prezentacje - w przedstawieniu "Teorban".