Artykuły

Sympatyczne wampiry

Stulecie urodzin Stanisława Ignacego Wit­kiewicza - dramatopisarza, teoretyka tea­tru, powieściopisarza, malarza i filozofa - obchodzone w 1985 r. pod patronatem UNESCO, tworzy korzystny klimat dla róż­norodnych poczynań popularyzujących twór­czość Wielkiego Rodaka. Zachwycamy się Witkacym, analizujemy jego genialne dzieła dostrzegając w nich prorocze przewidywania, oryginalność niezwykłej for­my, głębię filozoficznej myśli itd.... Wskazu­jemy na "odkrycie" Witkacego, na renesans jego dramaturgii i wznosimy mu ogromny pomnik sławy... pośmiertnej, bo nie umieliś­my go docenić "za życia". Tak to niestety bywa z tymi, którzy "płyną pod prąd".

Teatr Dramatyczny im. A. Węgierki w Białymstoku jubileusz Witkacego "po­witał" inscenizacją "Matki" w reży­serii Wojciecha Pasternaka. Przypomnijmy, że w Białymstoku w 1966 r. po raz pierwszy został wystawiony dramat S. I. Witkiewi­cza "Sonata Belzebuba, czyli Prawdziwe zda­rzenie w Mordowarze", napisany w 1928 r. "Matka" S. I. Witkiewicza (napisana w 1924 r.) czterdzieści lat oczekiwała na swoją kra­kowską prapremierę, która miała miejsce w 1964 r. Odtąd ta "niesmaczna sztuka", jak określił ją sam autor, zdobyła sobie prawo scenicznej egzystencji. "Matka" jest drama­tem wielkim i trudnym jednocześnie, burzącym teatralne formy międzywojnia, triumfalnie programującym awangardową sztukę "Czystej Formy" i zgłębiającym filo­zoficzną "Tajemnicę Istnienia". Teatr Wit­kacego stanowi niewyczerpane źródła bo­gactwa inwencji artystycznej, ale wymaga także od swoich realizatorów niemało kunsz­tu teatralnego.

Białostocka inscenizacja "Matki" S. I. Wit­kiewicza jest reżyserskim debiutem Wojcie­cha Pasternaka. I gwoli ścisłości dodajmy, iż jest to przedstawienie zasługujące na uwagę jako interesująca propozycja współ­czesnej interpretacji dramatu, który charak­teryzuje się niespotykaną przewrotnością treści i formy.

Bohaterowie dramatów Witkacego wyra­żają metafizyczny niepokój i tworzą sami w sobie "sztuczną jaźń". Niebywale intensyw­ne przeżywanie rzeczywistości, przybierają­ce kształty nienasycenia, czyni z nich "artystycznych awanturników" - grających komedię, na którą sami się skazali. Stąd też w dramatach Witkacego owa szydercza, gro­teskowa i parodystyczna tonacja a także groteskowy i drapieżny dialog. Wiadomo także, że bohater "Matki" - Leon Węgorzewski i owładnięty obłędną filozoficzną ideą reformatora społecznego, pragnie wszy­stko zlogizować w imię ludzkości, któ­rej w istocie nienawidzi. Janina Węgorzew­ska - ofiarna i bezwzględna wobec życia matka - stanowi naturalne dopełnienie Leona - geniusza idei. Oboje zaś okazują się być ludźmi najniższego autoramentu (Jan Błoński nazywa ich "parą szubrawców").

Wojciech Pasternak postanowił przekonać nas, iż "Matka" może być w pełni zrozumia­ła, że dzieło to stało się "dramatem wysoce realistycznym, wręcz interwencyjnym", że w związku z tym nie ma potrzeby "bać się" Witkacego. Przedmiotem fascynacji mają tu być "rozważania" na temat przyczyn poraż­ki obłąkanego "wampira", dążącego do "logizacji przemian społecznych", by przeciw­stawić się "procesowi mechanizacji", który według jogo proroczych przewidywań grozi absolutnym upadkiem kultury i wszelkiej cywilizacji. Reżyser ma prawo do prezento­wania swojej własnej interpretacji dramatu. Jego osobista wizja inscenizowanego utworu stanowi o twórczej ambicji artystycznej, któ­ra sama przez się zasługuje na szacunek. Ale i nam - "przeciętnym" widzom - przy­sługuje także ten sam przywilej do indy­widualnej wizji scenicznego kształtu drama­tu Witkacego. Z całą mocą prawdy przema­wia do mojej wyobraźni przekonanie o tym, że dramaty S. I. Witkiewicza "nie poddają się właściwie nigdy realistycznemu odczyta­niu". Można spierać się o to, jak wystawiać Witkacego, czy należy konsekwentnie prze­strzegać wskazań autora zawartych w dida­skaliach i pokazywać "martwe" tworzywo li­terackie w jego zastygłej formie, czy też ożywiać dzieło poprzez jego twórcze o d c z y t a n ie! Jest to sprawa kontrowersyj­na!

Mnie natomiast nasuwa się inne pytanie: czy można wystawiać Witkacego wbrew jemu samemu? I w tym zakresie należałoby podjąć spór z reżyserem, który, jak sądzę, wyartykułował analizę psychologiczną posta­ci i skoncentrował się raczej na realistycz­nych zabiegach inscenizacyjnych, które w konsekwencji sprzyjają obciosywaniu chropowatości materii literackiej Witkacego. Jest to więc taka "złagodzona" humanistycz­nie wersja "Matki". Wampiry Witkacego okazały się nawet dość sympatycznymi, a ich odruchy "krwiopijcze" roztapiają się w melodramatycznych rozważaniach. Oczywiś­cie sam autor, znany "kpiarz", nie traktował na pewno zbyt poważnie określenia: w a m p i r. Ale mimo wszystko postacie dramatu są w jakimś sensie wampirami, bo "wysysają życie". Skąd ta tendencja do sym­patycznego traktowania postaci przez reży­sera? Nawet Zofia Plejtus - typowa pro­stytutka - została zaprezentowana nadzwy­czaj sympatycznie. Wydaje się nawet, że jest to najbardziej sympatyczna postać w dramacie. Czy można potraktować serio Leona jako natchnionego proroka, który pragnie zbawiać świat? Sceniczne wampiry są bardzo łagodne i nader sympatyczne. Współ­czesna interpretacja "Matki" koncentruje się wokół analizy wnętrza osobowości bohate­rów, materializuje wewnętrzne "ja", ście­rające się z grą pozorów, eksponuje "wy­rzuty sumienia" itp. Tymczasem w dramacie Witkacego wszystko jest "jak sen wariata śniony nieprzytomnie" ale z wariacką logi­ką. I tego mi właśnie brakuje w insceni­zacji "Matki".

Reżyser świadomie w III akcie rezygnuje z makabryczno-parodystycznej ekspozycji trupa (manekina) Matki, z czarnej rury "zjeżdżającej" z sufitu, z "czerwonych krze­seł na tle czarnej ściany" itp. Łagodzi to konsekwentnie "dziwaczne" pomysły Witkie­wicza. Dodać należy, że ostateczny wydźwięk III aktu i bez tych "szczegółów" jest dosta­tecznie wymowny pod względem artystycz­nym. Jest to najlepsza część przedstawienia, szczególnie zaś udana jest scena orgii "nad trupem Matki". W III akcie, zgodnie z ideą teatru Witkacego, aczkolwiek wbrew dida­skaliom, zastrzeleni nie padają na ziemię, ale pozostają w bezruchu, albo przybierają przezabawne pozy "pośmiertne", jak Alfred hr de la Trefouille i Wojciech de Pokorya-Pęcherzewicz - doskonale prezentująca się para aktorska (Marek Moroz i Krzysztof Ławniczak).

Tytułowa postać dramatu - Janina Wę­gorzewska - w doskonałej interpretacji Ali­cji Telatyckiej, nie wzbudza odrazy, nie szo­kuje nawet wtedy, gdy sięga po alkohol i narkotyki. Zgodnie z ideowym założeniem przedstawienia, zdaje się nawet zyskiwać zro­zumienie i współczucie. Leon Węgorzewski (Michał Świtała) nie jest demonem, który sam fakt istnienia uznaje za tragedię. Ta sceniczna postać jest dość interesująco zary­sowana, szczególnie przekonywająco w akcie III. Na szczególne wyróżnienie zasługuje Zofia Plejtus kreowana przez Ewę Węglarzówną (występy gościnne). Jej kreacja wskazuje na mistrzowskie opanowanie war­sztatu aktorskiego. Zadziwia wirtuozerią w obłędnym uniesieniu erotycznym w "bale­towej" scenie z Leonem. Józef Sajdak jako Apolinary Plejtus wykorzystuje swoje obiek­tywne walory aktorskie, mniej docenia na­tomiast tekst. Tak zwane role drugoplano­we są tu starannie dopracowane.

Przedstawienie robi duże wrażenie jako zharmonizowana całość artystyczna. Sceno­grafia Barbary Josepyszyn, trafnie wyczu­wająca koncepcję reżyserską spektaklu, ope­ruje głównym motywem przestrzeni, który w podstawowym zarysie powtarza się w ko­lejnych aktach, by eksponować i w tym planie ideową rolę tradycji. Nie mieś­ci się jednak w konwencji pełnego realizmu i trafnie wybiega w sfery "Czystej Formy" (wiszące krzesła w trzech układach). Awan­gardowe efekty tworzy doskonała "oprawa muzyczna" Pawła Buczyńskiego, operującego trafnie dobranymi akcentami muzycznymi, które w formie i treści współgrają ze sło­wem i sytuacją. Dzięki temu przedstawienie zyskuje na swojej wartości. Naturalne uzu­pełnienie, a może istotę rzeczy, stanowi tu ruch sceniczny zharmonizowany z groteskowo-parodystycznymi fragmentami insceni­zacji (Krystyna Ungerheuer-Mietelska).

Realistyczne odczytanie dramatu i sym­patyczne wampiry nie pozostają w zgodzie z ideą Witkacego, który uważał, że próba ukazania rzeczywistości w teatrze to po pro­stu "zwykłe kłamstwo". Mimo to z szacun­kiem i uznaniem odnoszę się do twórczej inwencji reżysera i artystycznego wysiłku realizatorów "Matki" Witkacego

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji