Artykuły

Mieszkańcy Wielkiego Lasu

Przekornie zatytułowany spektakl Piotra Cieplaka, wystawiony w Teatrze Studio, jest niczym innym jak adaptacją znanej nie tylko z dzieciństwa lektury "Kubuś Puchatek". Adaptacją o tyle szczególną, że dokonaną z myślą o widzach dorosłych - tych, którym udało się zachować w sobie wrażliwość i ciekawość dziecka.

Julio Cortazar zwykł mówić, że nigdy nie miał więcej jak osiem lat. Wielbiciele jego książek rekrutowali się na pewno z fanów "Kubusia". Cieplakowi udało się wydobyć z tekstu książki Milne' a głęboko ukryte pragnienia każdego z bohaterów: Kubusia, Prosiaczka, Królika i innych. I co się okazało? Że są to te same tęsknoty, które nosimy w sobie, nie zawsze uświadomione, najczęściej niezrealizowane. To one prowokują naszą agresję, każą zamykać się w skorupie samotności lub pochopnie obdarzać uczuciem zupełnie niewłaściwych adresatów. Cieplak, który zetknął się z "Kubusiem Puchatkiem" zupełnie niedawno i odkrył - podobnie jak większość z nas - całe pokłady wiedzy o świecie, w którym żyjemy, wyznał przed premierą: "Wewnątrz tego tekstu tkwią niesłychanie precyzyjne opisy. To cała galeria ludzkich postaci. Wszystkie są tragikomiczne, tak śmieszne, że aż smutne, tak tragiczne, że aż śmieszne".

Wartością tego przedstawienia w czasach kultu sukcesu jest pochylenie się nad tymi, do których los nie zawsze się uśmiecha. Wszyscy ci "nieudacznicy", o wielkim sercu i niekoniecznie małym rozumku, godzą nas z tym światem. To z nimi chcielibyśmy spotkać się w Wielkim Lesie, gdzie tak często pragniemy się schronić przed brutalnością świata. Czy są bez wad? Ależ skąd! Ale i dzięki nim łatwiej nam wybaczać sobie nasze słabości czy zwyczajnie pośmiać się z własnych odbić w skrzywionym zwierciadle sztuki. Tym razem sztuki teatru.

Ten pełen poezji spektakl oprawiony w znakomitą współczesną muzykę Wojciecha Waglewskiego, z bezpretensjonalną scenografią Andrzeja Witkowskiego, jest przy tym znakomicie zagrany. Maria Peszek wydaje się niemal stworzona do roli Kubusia, Edyta Jungowska jako Prosiaczek wnosi energię, jaką w każdej roli kipi ta dynamiczna aktorka. Ich duet wystarczyłby za inne walory sztuki. A jest ich niemało.

Jedną z najbardziej wzruszających scen jest wręczanie prezentu urodzinowego wiecznemu malkontentowi, Kłapouchemu. Mimo dobrej woli, solenizant otrzymuje jedynie słoik po zjedzonym przez Puchatka miodzie i strzępy czerwonego balonika. I wszyscy po obu stronach rampy wiemy, że liczy się serce - u naszych bohaterów przepełnione dobrymi intencjami.

Nawet jeżeli dramaturgicznie spektakl ma swoje niedoskonałości - nic to! Liczą się dobre intencje. Ciepło, które z niego bije, jest nam dziś bardzo potrzebne. A kiedy w finale zapali się wielka słoneczna kula, wiemy, że to słońce świeci także i dla nas!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji