Artykuły

Święta naiwność

Kochamy Kubusia Puchatka. Ci, którzy kochają go naprawdę, nienawidzą lukrowanych Disneyowskich przeróbek. Bo Kubusia kocha się za jego filozoficzną mądrość i wierność najprostszym życiowym zasadom: miłości i przyjaźni.

Świat Kubusia jest dobry, mądry i uporządkowany. Dla dzieci jest nieosiągalnym rajem dzieciństwa, dla dorosłych rajem dzieciństwa bezpowrotnie utraconym, za którym tęsknić będą do końca życia. Pewnie z tego wynika fakt udowodniony przez badania rynkowe, że większość misiów kupowanych w sklepach z zabawkami dorośli kupują dla siebie lub dla innych dorosłych. Może to objawy wtórnego zdziecinnienia, a może tylko odwaga dostrzeżenia dziecka w sobie samym, dziecka, które siedzi w każdym z nas.

ARTYSTYCZNY CZYŚCIEC

Z wielu powodów realizacja "Kubusia Puchatka" w teatrze dla dorosłych powinna skończyć się wielkim sukcesem. W czasach, w których na naszych scenach modny staje się brutalny realizm, kiedy coraz częściej dostrzegamy, że tylko on może w sposób wiarygodny powiedzieć coś na temat rzeczywistości, w której żyjemy, sięgnięcie po "Kubusia Puchatka" może nawet być potraktowane jak zachowanie manifestacyjne, zgłoszenie wielkiego desinteressment dla wszystkiego, co zewnętrzne i powierzchowne, co brutalne i realistyczne. "Kubuś Puchatek" w teatrze to ostentacyjne zejście do krainy łagodności. Rzecz jednak w tym, że przy okazji trudno bardzo uniknąć pogrążenia się w banalności i łzawej melancholii.

Piotr Cieplak przeżywa ostatnio gorszy okres w swojej teatralnej pracy. Wyraźnie przechodzi przez swoisty artystyczny czyściec, miejsce znane mu zresztą doskonale z wcześniejszych własnych przedstawień. Nie może trafić na tekst odpowiednio mocny, wystarczająco silny poetycko, który dałby mu anielskie skrzydła, takie same, jakie niosły go choćby przez "Historyję o chwalebnym Zmartwychwstaniu

Pańskim" czy "Historię o Miłosiernej". Chybioną próbą okazała się zrealizowana wkrótce po odejściu ze stanowiska dyrektora artystycznego Teatru Rozmaitości "Taka ballada", według autorskiej kompilacji tekstów rozmaitych (wśród nich "Kubusia Puchatka"), gdzie aż zęby bolały od banałów wkładanych w uszy widzów. Potem pojawiło się przedstawienie plenerowe, zrealizowane wspólnie z Teatrem Montownia. Spektakl poprawny, któremu jednak brakowało siły, zdolnej zawładnąć wielką przestrzenią i zgromadzoną w niej gromadą widzów. Po drodze upadł jeszcze projekt realizacji "Akropolis" w Teatrze Polskim we Wrocławiu (mam nadzieję, że Cieplak będzie miał jeszcze szansę swój nader ciekawy zamiar ziścić). Gdzieś zawieruszyła się moc tego teatru, moc przemieniania widzów w aniołów, choć na kilka chwil obcowania ze spektaklem. Przepadła też mocna programowa deklaracja tworzenia "najszybszego teatru w mieście", adresowanego bardzo ściśle i konkretnie do pokolenia "martensów".

NAIWNOŚĆ, MINODERIA...

"Kubuś P." jest przedstawieniem dziwnym. Z jednej strony urzeka wspaniałą grą aktorów, zwłaszcza Edyty Jungowskiej obsadzonej w roli Prosiaczka (sprawdza się stara zasada, że lepszy aktor czyni z postaci mniej ważnej głównego bohatera przedstawienia) i ciekawym podejściem do postaci. Może poza samym Puchatkiem (Maria Peszek), aktorzy nie próbują naśladować stereotypowych wyobrażeń o na kultowych, bądź co bądź, osobach tego dramatu. Nie silą się też na żadną "zwierzęcość". Raczej pieczołowicie poszukują w sobie rysów, które mogliby oddać Prosiaczkowi, Maleństwu czy Tygryskowi. Przestrzeń sceniczna także otwarta jest na znaczenia. Ciemna czeluść wypełnia się się tylko niezbędnymi sprzętami: Prosiaczek jeździ na wielkim purpurowym pluszowym fotelu, Kubuś P. zamieszkuje stary mi kredens, Tygrysek lata na linach, Sowa (świetna w tej rpli Irena Jun) zamieszkuje półkę z boku sceny. Dopiero na koniec czarny horyzont odsłoni się, a Kubuś i Prosiaczek trzymając się za ręce patetycznie powędrują w zachodzące słońce. Właściwie wszystko jest w porządku.

Mimo pięknej gry aktorów "Kubuś P." jest jednak przedstawieniem wielce irytującym. Grzeszy naiwnością, która w kontekście tego tekstu przestaje być święta, przestaje być cnotą, bo gna całe przedsięwzięcie w banał i minoderię. Właśnie jako myślową minoderię można by określić grzech główny Cieplakowego przedsięwzięcia. Drugi grzech główny to brak myślowej spójności, czy mniej górnolotnie mówiąc - konsekwencji. Spektakl chwieje się przez cały czas między chęcią wzruszania i epatowania, śmieszenia i zadziwiania filozoficzną głębią, między chęcią bycia lojalnym wobec tekstu i pokazywania go "na biało", bez żadnych ostrych interwencji reżyserskich, a potrzebą radykalnego wtargnięcia w materię tekstu i uczynienia go bardziej wieloznacznym. Cóż u diabła znaczy jedna z końcowych scen, w której Prosiaczek ukryty pod przewróconym fotelem zapala papierosa? Pewnie koniec dzieciństwa, pewnie utratę niewinności, dorastanie. Tak, to wszystko świetnie do "Kubusia Puchatka" pasuje, tyle tylko, że na scenie nic się z tego powodu nie wydarza. Jakby to nie Prosiaczek zapalił papierosa, ale Edyta Jungowska, ot dla relaksu, po kilku ciężkich dla niej scenach. Zamiast przełamania powstaje pęknięcie.

***

Powrót w "kraj lat dziecinnych" to temat wieczny, dla wielu wręcz obsesyjny. Tęsknota za niemożliwym, za utraconym bezpowrotnie, doskwiera każdemu z nas. Świetnie wpisuje się też w rozważania teatralne Piotra Cieplaka. Bez przerwy bowiem porusza się on w pobliżu granicy między grzechem i niewinnością, potępieniem i odkupieniem. Tym razem jednak dał się ponieść ciężkiej, a nie świętej naiwności. Zrobił przedstawienie pełne pretensji do czegoś, czym nie jest. Ani śmieszne, ani poruszające. Nieporadne, tylko że ta nieporadność też nie jest zaletą. A mogłaby, tyle, że musiałaby być zamierzona.

I tak Piotr C. dał się pokonać Kubusiowi P. Nie odnalazł właściwej drogi do krainy świętej naiwności i upadł do piekła banału. Kto teraz zbawi Piotra C.?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji