Artykuły

Pożegnanie Marysi

Jeszcze 14 maja br. była na moim benefisie w Teatrze Powszechnym. W teatrze tym zaraz po wojnie debiutowaliśmy. Kiedy w czasie benefisu wywołałem ją "do tablicy", z przerażeniem spostrzegłem jej drobną sylwetkę daleko na ° balkonie i usłyszałem "Tu jestem". MARIĘ JANECKĄ-WASOWSKĄ wspomina Witold Sadowy.

Zrobiło mi się głupio. Powinna siedzieć obok mnie w pierwszym rzędzie. Chociażby ze względu na wiek. Ale to nie ja rozdzielałem miejsca. Świat pędzi naprzód i nikt nie wie już, kto jest kto i co komu się należy.

Wśród żyjących z tamtego okresu, którzy przeżyli wojnę i razem pracowali, pozostały oprócz mnie Marysia Janecka-Wasowska i Halina Michalska jako ostatnie Mohikanki.

Na drugi dzień po tej gafie zatelefonowałem do Mani. Kajając się i przepraszając ją za to, co się stało. Mania na moje słowa pełne rozpaczy powiedziała: "Chyba zwariowałeś. Cieszyłam się, że mogłam być z tobą w tym dniu". To była cała Marysia. Cudowna, kochana i całe życie niezwykle skromna. Taki był zresztą i jej mąż Jurek Wasowski. Bardzo do siebie pasowali. Umówiliśmy się, że po urlopie spotkamy się na długą rozmowę.

Tymczasem we wtorek 31 lipca dowiedziałem się od Zosi Kucówny, że nie ma już Marysi, a także Haliny Michalskiej, która odeszła kilka dni przed Nią. Nie będzie już żadnego spotkania. Chyba że na tamtym świecie, jeżeli jest to możliwe?

Mania była młodsza ode mnie o osiem lat. Urodziła się w Warszawie. Nazywała się Maria Dobrzyńska. Była córką znakomitej przedwojennej aktorki Janiny Janeckiej i siostrą utalentowanej aktorki Jagny Janeckiej, którą widziałem przed wojną w Teatrze Ateneum. Marysia poszła w ich ślady kiedy skończyła się wojna. Została aktorką. Równie utalentowaną jak Jej matka i siostra. Na scenie występowała jako Maria Janecka. Śliczna, drobna kruszynka pełna uroku. Mądra, inteligentna, wielkiej wrażliwości i dobroci.

Poznaliśmy się w czerwcu 1945 roku - ja byłem już po debiucie w tym teatrze, Ona przed debiutem - w momencie, kiedy dyrekcję pierwszego powojennego Teatru m.st. Warszawy przemianowanego wkrótce na Teatr Powszechny obejmował po dyr. Janie Mrozińskim kolejny tytan pracy dyr. Eugeniusz Poreda, twórca MTD, czyli Miejskich Teatrów Dramatycznych, w skład których wchodziły Teatr Powszechny, Mały przy ul. Marszałkowskiej 81, Rozmaitości przy ul. Marszałkowskiej 8, Miniatury i Commedia na Pradze oraz Scena Muzyczno-Operowa w tej samej sali co Teatr Rozmaitości.

Marysia debiutowała rolą Isi w pierwszym powojennym "Weselu" Wyspiańskiego w reżyserii Kazimierza Wilamowskiego. Ja grałem Widmo. Premiera odbyła się 17 września 1946 roku w Teatrze Rozmaitości. Było to piękne i wzruszające przedstawienie. Ludzie płakali. My też. Były to inne czasy. Wszyscy kochali się i szanowali. Przedstawienie przeniesione z teatru Rozmaitości na Pragę, do Teatru Powszechnego, ściągało tłumy publiczności. Polacy wtedy spragnieni byli teatru. Ksiądz z pobliskiego kościoła na Kamionku nawoływał wiernych z ambony, aby oglądali "Wesele", jeżeli są patriotami. Toteż walili do teatru drzwiami i oknami.

Po raz drugi spotkałem się z Marysią, którą szybko warszawiacy polubili w sztuce Alfreda de Musseta w "Nie igra się z miłością" w reżyserii Czesława Szpakowicza. Zagrała przepięknie i wzruszająco Rozalkę. Miała znakomite recenzje. A obok niej Janka Anusiakówna Kamillę, a ja - Oktawa. W roli Barona wystąpił Jerzy Wasowski, jej przyszły mąż, późniejszy Starszy Pan z Kabaretu Starszych Panów. Zakochali się w sobie i pobrali. Byli wspaniałym, kochającym się małżeństwem.

Z tego związku urodził się ich syn - znakomity dziennikarz i radiowiec Grzegorz Wasowski.

Kolejne role Marii Janeckiej to Helcia w "Żeglarzu" Jerzego Szaniawskiego w reżyserii Zbigniewa Kochanowicza, Pernette w "Szczęśliwych dniach" Pugeta w reżyserii Janusza Dziewońskiego i Stefa w "Zaporze" Janusza Teodora Dybowskiego w reżyserii Józefa Malińskiego. Następnie Sierotka Marysia w bajce Marii Konopnickiej "O krasnoludkach i sierotce Marysi" w reżyserii Leonii Jabłonkówny oraz Małgosia w "Osiem lalek i jeden miś" Jurgielewiczowej za dyrekcji Kliminy Krymkowej.

Potem grała Franciszkę w "Magazynie Małgorzaty Charette" Hanny Januszewskiej u boku wielkiej aktorki Leokadii Pancewicz-Leszczyńskiej i Szirin w znakomitym przedstawieniu Nazima Hikmeta "Legenda o miłości" w reżyserii Jerzego Rakowieckiego za dyrekcji Jana Kreczmara z udziałem wielkiej aktorki Stefanii Jarkowskiej, Ryszarda Barycza i Tadeusza Janczara w teatrze, który wtedy nazywał się Teatrem Nowej Warszawy. W obu tych przedstawieniach grałem i ja z Manią. To były wspaniale czasy. Kiedy w roku 1955 dostaliśmy drugą scenę w Pałacu Kultury (dziś Teatr Studio), a dyrektorem tych scen został nasz kolega, znakomity reżyser Stanisław Bugąjski, obsadził Marysię i mnie w reżyserowanej przez siebie komedii Cwojdzińskiego "Teoria Einsteina". Marysia grała Stefcię, a ja Włodka. Przedstawienie cieszyło się obłędnym powodzeniem. Graliśmy u boku Stefanii Jarkowskiej i Andrzeja Boguckiego.

Na scenie w Pałacu za kolejnego dyrektora Emila Chaberskiego grała jeszcze Księżniczkę Elżbietę w "Księciu i żebraku" Marka Twaina w reżyserii Jerzego Kulczyńskiego i na scenie Teatru Rozmaitości. Sonię w "Umówionym dniu" Dybowskiego w reżyserii Czesława Strzeleckiego w roku 1958. Także i w tym przedstawieniu towarzyszyliśmy Marysi Janeckiej razem z Tadziem Janczarem.

Jej aktorstwo cechowała prostota i głębia przeżyć. Była znakomitą koleżanką, uwielbianą przez wszystkich. Po raz ostatni pojawiła się na scenie w roku 1959, grając po raz drugi Marysię w "Krasnoludkach i sierotce Marysi". Tym razem w reżyserii i scenografii Jana Marcina Szancera. Nie wiem, dlaczego nagle zrezygnowała z teatru. Teatr był jej pasją i przeznaczeniem.

Przez długie lata spotykaliśmy się także w Polskim Radiu, gdzie nagraliśmy setki audycji dla dzieci i młodzieży.

Nasza przyjaźń przetrwała lata. Kiedy już się zestarzeliśmy i nie mogliśmy się widywać, telefonowaliśmy do siebie. A już obowiązkowo w każde święta i imieniny.

Po śmierci Jurka Wasowskiego Marysia wraz ze swoim synem Grzegorzem uporządkowali wszystko to, co pozostało po Starszym Panu, i zadbali oboje, aby pamięć o Nim przetrwała. Wykonali wspaniałą robotę.

Zegnaj, Marysiu, Skarbie Najdroższy. Byłaś najwspanialszym Człowiekiem. Nigdy Cię nie zapomnę i nie zapomnę chwil spędzonych w teatrze, który kochaliśmy, a który wraz z nami odchodzi. Śpij spokojnie. Wkrótce Cię odwiedzę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji