Artykuły

Wdzięczność

Trawestując początek wiersza Zbigniewa Herberta poświęconego Henrykowi Elzenbergowi zastanawiam się kim stałbym się gdybym nie spotkał Raszewskiego, uczonego najwyższej klasy, znakomitego nauczyciela, przy tym przyzwoitego i dobrego człowieka. Żałuję, że z rozmaitych przyczyn nie wykorzystałem w pełni możliwości jakie dawało mi to spotkanie - pisze Rafał Węgrzyniak w Teatrze.

Mija dwadzieścia lat od śmierci Zbigniewa Raszewskiego. Wieczorem 7 sierpnia 1992 roku odebrałem lakoniczny telegram nadany przez Marka Waszkiela, pełniącego wtedy obowiązki sekretarza redakcji "Pamiętnika Teatralnego", w której od dziesięciu miesięcy pracowałem. "Pogrzeb profesora czwartek godz. 10 u dominikanów". 13 sierpnia przyjechałem do Warszawy, aby uczestniczyć we mszy żałobnej w kościele św. Jacka przy ulicy Freta i w pogrzebie na Starych Powązkach.

Historykiem teatru zostałem mimo woli. W roku 1978 otrzymałem jako nagrodę "Krótką historię teatru polskiego" z autografem autora i przed studiami w warszawskiej PWST gruntownie ją przeczytałem. Na seminarium Raszewskiego "Wprowadzenie do historii teatru" wygłosiłem dwa referaty: o doświadczeniach teatralnych Juliusza Słowackiego do wyjazdu z Polski oraz świecie przedstawionym i przedstawiającym w prapremierowej realizacji "Wesela". Po drugim referacie Raszewski powiedział: trochę pan to rozwinie i powstanie książka. Lecz nie potraktowałem owej uwagi poważnie i nawet pracy magisterskiej nie pisałem pod kierunkiem Raszewskiego, gdyż nie czułem się na siłach podjąć temat z zakresu historii. Niespodziewanie kilka miesięcy po ukończeniu studiów w lutym 1984 Raszewski nawiązał ze mną korespondencję i namówił na pisanie encyklopedii "Wesela". W trakcie tej pracy służył mi pomocą i radami. Kilkakrotnie zapraszał do domu przy ulicy Długiej na rozmowy i jedną z nich nawet utrwalił w "Raptularzu".

Przypuszczam, że zaczął przeceniać moje możliwości, gdy po krótkim dochodzeniu ustaliłem nazwisko krakowskiego urzędnika, hrabiego Władysława Stadnickiego, który dokonał ingerencji w dramacie Stanisława Wyspiańskiego. Ponadto odnalazłem na pierwszej stronie "Głosu Narodu" z 16 marca 1901 felieton Kazimierza Ehrenberga dotyczący tej sprawy przeoczony przez Jerzego Gota w czasie gromadzenia dokumentacji do rekonstrukcji prapremierowej inscenizacji "Wesela" w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie przygotowanej wspólnie z Raszewskim w 1973 roku. Dlatego mój krótki szkic "Wstydliwa historia. Kto ocenzurował "Wesele" w roku 1901?" nim został opublikowany w "Pamiętniku" z 1986 został wysłany do Wiednia, gdzie przebywał wówczas Got.

We wrześniu 1991 wkrótce po pierwszym wydaniu encyklopedii Raszewski zaproponował mi przez osoby trzecie pracę w "Pamiętniku". Był już ciężko chory, przechodził kolejne operacje i jeździł na naświetlania. W redakcji pojawiał się rzadko na kolegiach, natomiast szereg kwestii omawiał z nami w swym mieszkaniu znajdującym się w obrębie budynków Instytutu Sztuki. Kiedy raz go odwiedziłem przynosząc jakieś materiały był nieco skrępowany i zanim wszedłem do pokoju zapytał czy się nie przestraszę, bo w obliczu postępów choroby został podłączony do urządzeń medycznych. Patrzyłem ze ściśniętym sercem na stan w jakim się znalazł i podziwiałem duchową równowagę z jaką go znosił przygotowując się do odejścia. W ostatniej rozmowie prosił mnie o przyspieszenie dostawy wybranych książek z dziejów wojskowości, będącej jego pozazawodową pasją, które miały stanowić antidotum na mękę i nudę kuracji. Z powodu letniego wyjazdu z Warszawy nie byłem świadkiem najbardziej bolesnych jego ostatnich tygodni życia.

Po śmierci Raszewskiego starałem się w "Pamiętniku" w dostępnym zakresie podtrzymywać stworzoną przez niego tradycję owego pisma, lecz okazało się to niemożliwe na dłuższą metę wobec stopniowego rozpadu dotychczasowego zespołu redakcyjnego. Za sprawą Jerzego Timoszewicza miałem różnoraki udział w pośmiertnych wydaniach trzech zbiorów tekstów Raszewskiego. W znacznej mierze zredagowałem "Mój świat", dobierałem zaś ilustracje do "Weryfikacji czarodzieja" i "Biletu do teatru". Kiedy wyprowadzałem się z Warszawy otrzymałem od Anny Raszewskiej na pamiątkę oprawiony staloryt z portretem Wojciecha Bogusławskiego wykonany w 1835 w Paryżu a stojący niegdyś w gabinecie profesora oraz parę tomów z jego księgozbioru z wklejonym ekslibrisem.

Trawestując początek wiersza Zbigniewa Herberta poświęconego Henrykowi Elzenbergowi zastanawiam się kim stałbym się gdybym nie spotkał Raszewskiego, uczonego najwyższej klasy, znakomitego nauczyciela, przy tym przyzwoitego i dobrego człowieka. Żałuję, że z rozmaitych przyczyn nie wykorzystałem w pełni możliwości jakie dawało mi to spotkanie. Ale po dwunastu latach uczenia na wydziale Wiedzy o Teatrze Raszewski właściwie nie doczekał się zwłaszcza wytrwałych kontynuatorów swych prac z dziedziny historii teatru. Chociaż doprowadził do powstania w tym kręgu wielu istotnych monografii. Generalnie jednak w minionym dwudziestoleciu nikt w środowisku teatrologicznym nie zdobył podobnej pozycji jak niegdyś Raszewskiego, a tym bardziej go nie zastąpił, mimo iż przecież są w nim kompetentni i błyskotliwi naukowcy z innych szkół. Najwyraźniej brakuje im pozostałych cech umysłu i charakteru Raszewskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji