Artykuły

Zabawa w berka, czyli rzecz o Powstaniu

"Powstanie" w reż. Radosława Rychcika w Muzeum Powstania Warszawskiego. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Gdy wchodzimy na widownię Muzeum Powstania Warszawskiego, mamy przed sobą salę gimnastyczną otoczoną szklanymi ścianami.

Na leżących na podłodze materacach odbywa się właśnie gimnastyka. Pięć kobiet i pięciu mężczyzn w białych bieliźnianych majtkach i podkoszulkach (wszyscy wyglądają jednakowo, bez podziału na płeć) ćwiczą różne pozy, układy gimnastyczne. A to podskakują, a to kręcą stopą, a to drapią się po pośladku, raz lewym, raz prawym, itd., itd. Do gimnastyki przygrywa im muzyka. Dość prymitywna i tak głośna, że trudno nie zwrócić na nią uwagi.

Zespół muzyczny The Natural Born Chillers też ciekawie ubrany: na białych marynarkach czerwone plamy krwi, namalowane fosforyzującą farbą. Krótko mówiąc, panowie wyjęci wprost z horroru.

W miarę upływu czasu, gdy wykonawcy biegają na oślep, z szybkością wręcz olimpijską (co trzeba docenić, bo na tych materacach nie jest to łatwe), a później bawią się w berka, po czym dostają ataku epilepsji i drży im całe ciało - domyślamy się, że to jednak nie jest sala gimnastyczna, lecz szpital dla psychicznie chorych.

Utwierdzamy się w tym spostrzeżeniu, kiedy aktorzy w jakiś dziki sposób parodiują "Warszawiankę", a potem wykrzykują jakieś fragmenty tekstu. Zwłaszcza kiedy dziewczyna informująca o śmierci swego narzeczonego śmieje się do rozpuku.

To rodzaj krótkich monologów, wywrzeszczanych do granic wytrzymałości. Współczuję wykonawcom (aktorzy Teatru Dramatycznego), bo po paru takich przedstawieniach stracą głos. Czy warto dla tak nędznego efektu? Czy aktor musi słuchać reżysera w złej sprawie?

Zespół muzyczny daje czadu chyba najwyższą skalą decybeli. Zatykanie uszu niewiele pomaga. Cały ten cyrk trwa niemal półtorej godziny. Kiedy po uwolnieniu się z tego pseudoartystycznego bełkotu wychodzimy na zewnątrz o godz. 1.20, doceniamy ciszę nocy.

Na chwilę zatrzymujemy się przy tablicy poświęconej śp. Lechowi Kaczyńskiemu, twórcy Muzeum Powstania Warszawskiego. Pamiętamy, ile wysiłku włożył ówczesny prezydent Warszawy w to, aby ono zaistniało, na ile kpin był narażony, z iloma przeciwnościami musiał walczyć. I wygrał. Mamy wspaniałe muzeum. Ale niestety, już kolejny rok "dzięki" dyrektorowi MPW Janowi Ołdakowskiemu, realizowane tu przedstawienia teatralne w najwyższym stopniu uwłaczają dziedzictwu związanemu z etosem powstańczym.

Coroczne spektakle mające premierę 1 sierpnia o północy hańbią pamięć tych, którzy oddali życie za Ojczyznę. Ciekawe, kto doradza dyrektorowi w corocznym doborze reżyserów promujących antywartości, dyskredytujących idee patriotyczne i ośmieszających Powstanie.

Natomiast na Żoliborzu, w Forcie Sokolnickiego, z dala od fleszy, kamer i zainteresowania mediów można było 2 sierpnia wysłuchać przygotowanego skromnymi środkami pięknego koncertu "Wspomnienie 44" w reżyserii Wawrzyńca Kostrzewskiego, który jest zarazem autorem scenariusza. W programie oprawionym muzycznie wykorzystano wspomnienia powstańcze oraz teksty m.in. Gajcego, Baczyńskiego, Herberta, Kaczmarskiego i współczesnej poetki Stanisławy Saloni. A wśród wykonawców znaleźli się utalentowani młodzi aktorzy: Olga Sarzyńska, Kinga Ilgner, Michał Chorosiński i Kamil Dominiak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji