Artyści skazani na tułaczkę
W przededniu wyborów dostrzega się u nas sytuację kultury niezależnej, rozumie się potrzebę wsparcia, pokazuje się miejsca, które mają stać się jej bastionami. Kończy się na obietnicach, jak zawsze - mówi RADOSŁAW SMUŻNY, aktor Teatru Wiczy w Toruniu.
Grzegorz Giedrys: Teatr Wiczy - jeden z najważniejszych zespołów alternatywnych w kraju - znajduje się obecnie w trudnej sytuacji. Nie macie stałego miejsca w Toruniu, jesteście w jakimś stopniu bezdomni.
Radosław Smużny: Gdy w 2004roku Romuald Pokojski [twórca Teatru Wiczy - red.] reżyserował w gdańskim teatrze Wybrzeże "Pamiętnik z dekady bezdomności", nikt z nas nie spodziewał się, że wkrótce sytuacja bohaterów tamtej sztuki dotknie Teatr Wiczy. Od opuszczenia siedziby Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Toruniu nasz zespól podejmował próby utrzymania własnego miejsca na zasadach komercyjnych. Ludzie związani z teatrem doskonale zdają sobie sprawę z ogromu takiego wyzwania i łatwo się domyśleć, że bez pomocy samorządów jest to prawie niemożliwe. Jako stowarzyszenie musimy mieć adres do korespondencji, w naszym przypadku jest to adres prywatnego mieszkania.
Ale miasto przecież obiecało wam nowe miejsce prób - dwa lata temu mówiło, że już wkrótce przeniesiecie się do budynku dawnych warsztatów "odzieżówki" przy ul. Jęczmiennej. - Miasto w osobach urzędników obiecało nam miejsce nie dwa, a dwanaście lat temu, We wtorek upłynął termin, w którym po raz trzeci urzędnicy zobowiązali się udostępnić nam przestrzeń. Sytuacja ma pewien powtarzający się rytm. Rytm? Co masz na myśli?
- Ten rytm jest bezpośrednio związany z wyborami samorządowymi. W przededniu wyborów dostrzega się sytuację kultury niezależnej, rozumie się potrzebę wsparcia, pokazuje się nam nowe miejsca, które "w niedalekiej przyszłości" mają stać się a to bastionami czy wręcz konglomeratami kultury, a to miejscami wyłącznie dla Teatru Wiczy.
I na obietnicach się kończy?
- Na przeszkodzie stoją, jak mogę się domyślać, pieniądze, ale kolejną bardzo ważną kwestią jest brak uporu i zdecydowania, by pewne sprawy po prostu załatwić. Należy uświadomić sobie, że teatr jest tkanką żywą - przemija, starzeje się - i gdy teatrowi odmawia się miejsca "tu" i "teraz", bierze się odpowiedzialność za ludzi, którzy w najlepszych latach swojego twórczego życia zmuszeni są do tułaczki. Na szczęście Teatr Wiczy ma wielu przyjaciół, przez co potrafi radzić sobie w tej sytuacji.
Romuald Pokojski mieszka teraz w Gdańsku, wy nadal działacie w Toruniu. Jak ta sytuacja przekłada się na działalność teatru?
- Wypracowaliśmy już formy, które pozwalają na sprawne funkcjonowanie. Trzeba przyznać, że wydatnie ułatwił nam to rząd, dokańczając autostradę Al (śmiech). A na poważnie, wciąż uczymy się funkcjonować w różnych sytuacjach. Współczesna rzeczywistość internetu bardzo skraca wiele dróg, dzięki temu udaje nam się pracować bez problemu.
Dawno nie zrobiliście dużego spektaklu. Nie wiem, czy można pracować w teatrze w takich warunkach.
- Oczywiście, że się da. Nasza ostatnia premiera, związana z międzynarodowym projektem Merging, odbyła się na ulicy. Nie mogliśmy jednak zaprosić współpracujących z nami Norwegów do naszego miasta i powiedzieć im: "Przestąpcie progi naszej siedziby". Zaprosiliśmy ich do naszego samochodu, mówiąc "To jest nasza scena". W takiej sytuacji zwiększają się koszty produkcji spektaklu. Zamiast inwestować w lepsze oświetlenie, scenografię, kostiumy - środki dla teatru trwałe - musimy wydać pieniądze na wynajem miejsca, czyli z ekonomicznego punktu widzenia - przejeść.
Czy szykują się zmiany w składzie osobowym zespołu? Szukacie nowych aktorów?
- Każda forma prowadzonych przez nas warsztatów jest poszukiwaniem ludzi. Najczęściej wtedy odnajdujemy się nawzajem. W ostatnim czasie rozmawiamy o projekcie, który być może wymagać będzie od nas znalezienia nowych osób. Na raziej ednak jesteśmy jeszcze za wcześnie w konstruowaniu całości, by mówić o szczegółach.
W tym roku w planie macie organizację zajęć teatralnych z młodzieżą.
- Tak. Urząd Miasta przyznał nam dotację, którą w tym roku poza działalnością repertuarową postanowiliśmy przeznaczyć na warsztaty. Wyjątkowe. Przez 21 lat naszej teatralnej drogi napotkaliśmy mistrzów teatru, część z nich udało nam się w tym roku zaprosić do Torunia. W październiku warsztaty poprowadzi Khalid Tyabji - hinduski aktor, który w latach 1974-81 pracował w Theatre Action Group w New Delhi, a w 1985 roku związał się z Drugim Studiem we Wrocławiu. Można go oglądać w takich filmach jak "Kamasutra", "Hanuman - Małpi bożek", "Beowulf". Natomiast w listopadzie odwiedzi Toruń Anatolij Pietrow - dyrektor artystyczny legendarnego kijowskiego teatru KEN, wykładowca kijowskiego Instytutu Teatralnego, oraz Maładoj Tieatr. Toruński trzon Teatr Wiczy tworzysz wraz z Krystianem Wieczyńskim. Wszędzie was pełno - gracie w "Panoptikonie" Marcina Gładycha, "Caissie" Marcela Woźniaka.
- Niedawno podczas żartobliwej rozmowy z Krystianem ukuliśmy sformułowanie, że właściwie jesteśmy "parą aktorską". Od dłuższego czasu bierzemy aktorski udział w tych samych produkcjach. Podobnie było ostatnio w wymienionych filmach. Jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje, staramy się poprawiać, być coraz lepszymi, udział w większej ilości produkcji sprawia, że możemy to osiągać. Oczekujemy na listopadową premierę "Panoptikonu" z niecierpliwością, jednocześnie pozostawiamy szeroko otwarte drzwi dla każdego, kto chciałby rozmawiać z nami o nowych produkcjach.
Radosław Smużny - rocznik 1977 - aktor, statystował u Petera Weira w filmie "Pan i władca: Na krańcu świata", grał w szwedzkiej produkcji "Blabarskriget".