Artykuły

Wyprowadzam się stąd jesienią

- Wydawało mi się, że Gdańsk jest miastem na tyle wielkim, dumnym i posiadającym tak ogromne tradycje, że powinno mieć liczący się teatr - mówi MACIEJ NOWAK, dyrektor Teatru Wybrzeże.

Rozmowa z Maciejem Nowakiem (na zdjęciu), dyrektorem Teatru Wybrzeże:

Przemysław Gulda: Nie wiadomo jeszcze, jak skończy się cała ta "sprawa Nowaka" i czy na swoim postawią urzędnicy, którzy rozwiązali z tobą umowę czy raczej protestujący zespół teatru, walczący o unieważnienie tej decyzji. Ale załóżmy, że przyjdzie ci wyprowadzić się z Gdańska. Czy to miasto będzie dla ciebie miłym wspomnieniem, czy raczej zostawi gorzki smak w przełyku?

Maciej Nowak: - Dla mnie sytuacja jest już zupełnie jasna, nie ma tu żadnych wątpliwości ani dwuznaczności: wyprowadzam się stąd jesienią. Gdańsk będzie mi się zawsze kojarzył jak najlepiej. W końcu przeżyłem tu czternaście lat i była to dla mnie wielka lekcja życia, a także wielka lekcja dotycząca mojego życia zawodowego.

Chciałbym porozmawiać o tych czternastu latach i poprosić cię o próbę przeprowadzenia na gorąco swego rodzaju bilansu: co się udało, co się nie udało. Od czego powinniśmy zacząć?

- Przyjechałem tu w 1991 roku i zostałem dyrektorem Centrum Edukacji Teatralnej. Dwa lata później, w 1993 roku zacząłem tworzyć Nadbałtyckie Centrum Kultury, pracowałem tam do 2000 roku z krótką przerwą w roku 1998, a potem - przez pięć lat byłem dyrektorem teatru.

Zacznijmy więc od NCK. Kiedy byłeś dyrektorem tej placówki to miejsce żyło bardzo intensywnie, działo się tam mnóstwo ciekawych rzeczy. Które z tych działań uważasz za szczegółnie istotne?

- Sama formuła tej instytucji wydaje mi się ciekawa. Gdańsk znowu odnalazł się nad Bałtykiem, Polska znowu odnalazła się nad Bałtykiem. Miałem wrażenie, że wcześniej Polska nie do końca zdawała sobie sprawę, że nad tym morzem leży. W NCK-u udało się zrealizować kilka projektów, które wpłynęły na kształt Gdańska - najważniejszy był oczywiście kościół św. Jana. Pamiętam, że kiedy zdecydowałem się na przejęcie tego budynku, spotkałem się ze straszliwą niechęcią wewnątrz samego NCK-u: byli tacy, którzy uważali, że to nas całkowicie utopi. Sam miałem zresztą sporo wątpliwości, czy to się powiedzie. Ale udało się - ten kawałek miasta przywróciliśmy do życia. Inna sprawa, która przynosi mi satysfakcję, to reanimacja Ratusza Staromiejskiego - obejmowałem ten budynek jako martwy urząd, zostawiłem jako tętniący życiem obiekt, do którego się chodzi, w którym można spędzić praktycznie całą dobę. Największą dumę poczułem kiedy jeden z polskich ministrów spraw zagranicznych powiedział mi, że w czasie ustalania miejsca spotkania przywódców państw morza Bałtyckiego, fakt istnienia NCK-u był ważnym argumentem przetargowym w polskich rękach.

To zwycięstwa. A porażki?

- Nie do końca udała się odbudowa kościoła św. Jana. Ale co ciekawe - nikt po mnie tej sprawy nie dokończył. Porażką jest też to, że nie udało się dalej kontynuować mojej formuły działania NCK-u, że nie udało się przekonać niektórych ludzi jak ważne dla Gdańska jest to miejsce.

Zatrzymajmy się na chwilę przy tym, co się działo w NCK-u po twoim odejściu. Twoi najostrzejsi krytycy twierdzą, że zostawiłeś tą instytucję w takim stanie, że do dziś nie może się podnieść: zespół jest podzielony, a kolejni szefowie nie są w stanie opanować tej sytuacji.

- Jeśli ktoś tak to ocenia, jest nieuczciwy. Zostawiłem zespół zgrany, kompetentny i twórczo działający, a samą instytucję - w bardzo dobrym stanie. Faktem jest natomiast, że było to coś innego niż dom kultury. A tym miał chyba być NCK w opinii urzędników.

Kolejny krok to teatr Wybrzeże. I znów zapytam o największe - w twojej opinii - sukcesy i porażki...

- Największy sukces jest oczywisty: przywrócenie Gdańska do rodziny miast teatralnych. To dziś teatr, o którym wie i mówi całe środowisko, to teatr, który wyznaczył pewne standardy artystyczne i realizował konsekwentny program oparty na kilku założeniach, np. na zainteresowaniu nową dramaturgią czy problemami politycznymi. Teatr ma jeden z najlepszych w tej chwili w Polsce zespołów artystycznych. Klęskami były z pewnością złe premiery, których w ciągu ostatnich pięciu lat było kilka. Wielką klęską jest natomiast to, że tego kierunku nie można kontynuować.

Osią krytyki dotyczącej polityki organizacyjnej i finansowej jest zarzut nierozważnych posunięć w sprawach teatralnych nieruchomości: sprzedaż części budynków, dzierżawienie dużych powierzchni na działalność komercyjną...

- Decyzje dotyczące nieruchomości były bardzo racjonalne. Nie było sensu utrzymywania przy teatrze ogromnych powierzchni biurowych, które powstały w latach sześćdziesiątych. Wtedy w teatrze pracowało ponad 500 osób, dziś - 100. To był dla teatru garb, który powodował ogromne wydatki. Utrzymanie tych budynków było potwornie drogie. Te decyzje miały też bardzo pozytywny aspekt społeczny - w tym miejscu właśnie powstaje hotel, a w mieście turystycznym liczy się każde nowe miejsce noclegowe.

Jednak te działania nie pozwoliły na zlikwidowanie długów teatru...

- Ale teatr jest zadłużony od piętnastu lat! Za czasów moich poprzedników te długi były wyższe niż obecnie! Ta instytucja jest po prostu od wielu lat niedofinansowana! I trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie czy Gdańsk chce mieć taki duży teatr i czy Gdańsk stać na taki duży teatr. Wydawało mi się, że tak, że jest to miasto na tyle wielkie, dumne i posiadające tak ogromne tradycje, że powinno mieć liczący się teatr. Pieniądze potrzebne na tą instytucję to nie wydatki na jakieś fanaberie, ale na utrzymanie wielkiego budynku. W sezonie zimowym samo ogrzanie go kosztuje 40 tys. zł miesięcznie. Wydawało mi się, że powinienem robić teatr na miarę moich wyobrażeń o tym mieście, a dotacje nie starczały na finansowanie zwykłych potrzeb, nie wspominając już o inwestycjach, takich jak np. przebudowa sceny.

Jesienią wracasz do Warszawy. Co będziesz tam robił?

- Przede wszystkim to, czym zajmuję się już od jakiegoś czasu, czyli prowadzeniem Instytutu Teatralnego. Chciałbym też wrócić do mediów - przez ostatnie pięć lat znacznie ograniczyłem swoją działalność dziennikarską, a mam kilka nowych propozycji. I oczywiście chciałbym robić teatr. Nie wiem jeszcze gdzie. Ale nie chciałbym zmarnować tego kapitału wiedzy o teatrze, jaki gromadziłem przez dwadzieścia kilka lat, a przede wszystkim - przez ostatnie pięć lat pracy w teatrze Wybrzeże.

Czy zabierasz kogoś ze sobą spośród swoich gdańskich współpracowników?

- Jeszcze z nikim o tym nie rozmawiałem, bo nie mogę niczego konkretnego proponować. Ale nawet jeśli kogoś zabiorę, to ten teatr przecież nie przestanie istnieć. To nadal będzie ważny teatr w kraju i nadal powinni w nim pracować dobrzy artyści.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji