Artykuły

Dobranoc, Panie Andrzeju

Nie mogę chełpić się zażyłą znajomością z Andrzejem Łapickim. Ale był moment na początku lat 90., gdy miałem poczucie, że obdarzył mnie przyjaźnią. Przykro jest żegnać się z osobami sympatycznymi. Ale akurat w przypadku Andrzeja Łapickiego mam poczucie, że przeżył piękne, spełnione życie, po którym nadszedł czas na godny odpoczynek - Andrzeja Łapickiego wspomina dyrektor Instytutu Teatralnego, Maciej Nowak.

Dzisiejsze sławiątka zobaczyć można niemal wyłącznie na Pudelku czy Plotku. Andrzej Łapicki należał do pokolenia artystów, którzy w Warszawie nie tylko walczyli o karierę i popularność, ale po prostu żyli realnie i soczyście. Można go było spotkać przy wejściu do cukierni Bliklego na Nowym Świecie, w okolicach Czytelnika na Wiejskiej, w parku przy Frascati. Wiem, wiem, to już nie są modne adresy, ale jeszcze całkiem niedawno tworzyły artystyczną mapę naszego miasta.

Nie mogę chełpić się zażyłą znajomością z Andrzejem Łapickim. Ale był moment na początku lat 90., gdy miałem poczucie, że obdarzył mnie przyjaźnią. Został wtedy prezesem Związku Artystów Scen Polskich i wydaje się, że troszkę się nudził w swym prezesowskim gabinecie na drugim piętrze kamienicy w Alejach Ujazdowskich 45. Dlatego też co kilka dni dzwonił i prosił, bym wpadł na pogawędkę. Daleko nie miałem, bo ledwie piętro niżej redagowałem tygodnik "Goniec Teatralny", na którego łamach przywitaliśmy nowo wybranego prezesa tytułem: "Habemus Łapam!".

W naszym piśmie Andrzej Łapicki publikował też zwięzłe, kilkuzdaniowe felietony. Teksty były króciutkie, natomiast towarzyszące im nasze rozmowy - długie i ważne dla kogoś, kto dopiero w teatr wstępował. Chyba właśnie wtedy usłyszałem radę, której trzymam się do dzisiaj: "Panie Maćku, niech pan unika osób niezdolnych. Można się zarazić".

Przykro jest żegnać się z osobami sympatycznymi

W pierwszych reakcjach po odejściu Łapickiego nie zabrakło uwag na temat jego szczególnych relacji z kobietami. Myślę, że słowa i myśli starszego dżentelmena na ten temat trzeba przytaczać z wielką delikatnością. Należał do pokolenia przedemancypacyjnego, gdzie szarmancki wdzięk i galanteria znaczyły coś innego niż dzisiaj. Zapamiętam go otoczonego zauroczonymi damami, tym bardziej że w krąg ten wdarłem się przed laty dość niefortunnie. W Domu Artysty Weterana w Skolimowie odbywał się jakiś oficjalny koktajl na stojąco, kelnerzy podali bulionówki z czerwonym barszczem, a Prezes w nieskazitelnym, jasnym garniturze o coś mnie spytał. Ja odpowiedziałem, wykonując przy tym zamaszysty gest, który spowodował, że buraczkowy wywar znalazł się na marynarce Prezesa. W tym samym momencie na ułamek sekundy dostrzegłem w jego źrenicach lodowate sztylety, które po chwili zamaskowało rozbawienie i śmiech. Niestety, na podobną reakcję nie mogłem liczyć w oczach pań, które rzuciły się na pomoc, by ratować wizerunek najprzystojniejszego mężczyzny powojennej Polski. Towarzysko byłem skończony.

Przykro jest żegnać się z osobami sympatycznymi. Ale akurat w przypadku Andrzeja Łapickiego mam poczucie, że przeżył piękne, spełnione życie, po którym nadszedł czas na godny odpoczynek. Kamila Łapicka podała, że umarł spokojnie we śnie. Pozostają po nim wspaniałe filmy, pamięć wielkich ról, interesujące książki i mnóstwo barwnych anegdot. Dobranoc, Panie Andrzeju.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji