Artykuły

Daniel zwycięski

Tym razem zapełniona była tylko scena warszawskiego Teatru Wielkiego. Na wi­downi wszystkie krzesła stały puste. Wąskie schodki przerzucone nad zakrytym kanałem orkiestrowym prowadziły w nieznane. Pomysł zorganizowania całej przestrzeni scenicznej w jednym miejscu zaskakiwał z pew­nością widza, ale też niewąt­pliwie daje się on konsekwentnie wytłumaczyć.

"Ludus Danielis", czy też z polska "Gra o Danielu", szczy­towe osiągnięcie teatru śred­niowiecznego, spisane w XIII w przez uczniów szkoły klasztornej w Beauvais we Fran­cji, wymaga przecież innego myślenia o teatrze a o teatrze operowym zwłaszcza. Nie eksponuje on postaci dyry­genta, czuwającego nad mu­zyczną interpretacją dzieła, nie wymaga gwiazdorstwa, nie czaruje widza mistrzowskim opanowaniem szczegółów operowej konwencji. Sięga nato­miast do prapoczątków teatru muzycznego, do jego korzeni i dzięki temu, że nie przystaje do królującej w operze XIX-wiecznej tradycji, jest świeży i odkrywczy dla współcze­snego widza. W tym należy również doszukiwać się przy­czyn rosnącego w świecie zainteresowania muzyką śred­niowieczną.

Marian Kołodziej, autor scenografii do warszawskiej inscenizacji "Gry o Danielu" zaprojektował wnętrze kapli­cy, w której dominują drzwi-ołtarz. Czarne ściany wnętrza sceny zamykają przestrzeń, choć przecież nie ukrywają szczegółów teatralnej kuchni. Dzięki takiej umowności zaciera się granica między widzem a wykonawcami, mimo że ci występują na podwyż­szeniu zbitym z desek. Taki pomysł scenograficzny daje również wyobrażenie o tym, jak prezentowano dramaty li­turgiczne w średniowieczu, gdzie teatrem było wnętrze kaplicy czy kościoła.

Zaczynam tę recenzję od przedstawienia pracy Mariana Kołodzieja, bo właśnie sposób organizacji przestrzeni sceni­cznej ma w tego typu wido­wiskach decydujące znaczenie. Kołodziej dodatkowo oczarowuje widza różnorodnymi ru­chomymi elementami sceno­graficznymi, przepięknie ma­lowanymi, w których można poznać indywidualny styl tego artysty, ale też nawiązują­cymi do malarstwa średnio­wiecznego. Piękne też zaprojektował Kołodziej kostiumy dla śpiewaków.

Drugą bohaterką tego wie­czoru była Hanna Chojnacka, inscenizatorka i reżyserka, która również opracowała choreografię do spektaklu. Łączy ona w swej pracy mu­zykę, słowną narrację, śpiew i taniec w jedną, bardzo kon­sekwentnie prowadzoną, tea­tralną całość. Spektakl ma nie tylko świetne tempo, ale wielkie znaczenie przywiązuje też do gestu, który obok kostiumu musi charakteryzować postać. Przy umowności ry­sunku postaci, przy odtwarzaniu kilku postaci przez tych samych wykonawców śpiewak musi prostym ru­chem, sposobem noszenia kostiumu powiedzieć wiele o charakterze odtwarzanej przez siebie postaci. Czasem poma­ga mu rekwizyt, przeważnie jednak musi mu wystarczyć ułożenie ręki, lekki ruch głowy, spojrzenie. Rozumie to Hanna Chojnacka i dzięki temu tworzy teatr muzyczny na­prawdę interesujący, nowo­czesny, choć przecież w jakiś sposób wierny teatrowi śred­niowiecznemu.

I wreszcie wykonawcy. Gru­pa muzyków grająca na kopiach dawnych instrumentów, przede wszystkim zaś męski zespół "Bornus Consort", zna­ny już melomanom, po raz pierwszy uczestniczący jednak w przedsięwzięciu scenicznym. Czy prezentuje on muzykę średniowieczną w sposób wier­ny oryginałowi? Na ten temat niech wypowiedzą się histo­rycy, choć trudno przecież po­wiedzieć, co jest wiernością, co twórczym przetworzeniem, gdy ówczesny zapis muzyczny tak bardzo różnił się od tego, którym dzisiaj się posługujemy.

Członkowie zespołu i ich szef Marcin Szczyciński (świetny zwłaszcza w lirycznej par­tii Królowej), wywiązują się jednak bezbłędnie z zadań na­łożonych im przez reżysera, a przede wszystkim tworzą prawdziwą kreację muzyczną. Wspomagają ich artyści Tea­tru Wielkiego: Ryszard Cieśla i kolejny bohater tego wie­czoru - Krzysztof Szmyt jako Daniel. Ta rola to kolejny sukces i zwycięstwo młodego tenora, który już dziś jest jednym z najciekawszych so­listów Teatru Wielkiego.

W krótkim odstępie czasu warszawski teatr zaprezento­wał najpierw polską prapre­mierę "Wozzecka" Berga, jedno z fundamentalnych dzieł operowych XX wieku, a następnie - również polską prapremierę - średniowieczny dramat liturgiczny. Reper­tuar warszawskiej sceny wzbogacił się w ten sposób o dwie interesujące pozycje, odświeżające kanon dzieł dotychczas tu prezentowanych. A dodatkowo "Ludus Danielis" to prawdziwa teatralna niespodzianka, która może usatysfakcjonować nie tylko miłośników opery.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji