Gra o Danielu
W drugim dniu festiwalu (w poniedziałek), na scenie wrocławskiego Teatru Polskiego wystąpił gościnnie - z zespołem wokalnym Bornus Consort - Teatr Wielki z Warszawy. Zainscenizowano rzecz doprawdy wyjątkową, niezmiernie rzadko wystawiany: XII-wieczny dramat liturgiczny anonimowego twórcy z Beauvais - "GRĘ O DANIELU" ("Ludus Danielis").
Dramat liturgiczny był jednym z sześciu dramatyczno-teatralnych gatunków średniowiecza. Wraz z misterium, miracle, moralitetem, komedią elegijną i farsą stworzył on podstawy teatru nowożytnego; jednocześnie jako zjawisko w pełni muzyczne, stanowił ważny etap w rozwoju dramatu muzycznego, będąc w ogóle - i nie ma w tym stwierdzeniu przesady - jednym, z najdoskonalszych jego przejawów. Pod pojęciem dramatu liturgicznego rozumie się na ogół takie widowiska kościelne, które z jednej strony mieściły się już w poetyce dramatu, z drugiej zaś były jeszcze całkowicie podporządkowane obowiązującej liturgii. Inscenizowały one pewne wybrane wydarzenia opisane w Starym i Nowym Testamencie, a ich teksty słowno-muzyczne były w części zapożyczane z funkcjonującego w obrzędach kościelnych zasobu form liturgicznych, w części zaś specjalnie tworzone na potrzeby dramatu; śpiewano je, rzadziej wygłaszano, w języku łacińskim (udział języków narodowych zaznaczył się w niewielkim stopniu dopiero w zjawiskach przejściowych).
Z przyporządkowania liturgii wynikał dla dramatu ściśle określony czas wykonania, konkretny dzień i miejsce w obowiązujących obrzędach. Dlatego też jego inscenizacje odbywały się tylko raz w roku- w dniu, do którego liturgie nawiązywały. Wykonawcami byli przeważnie księża, czasem klerycy lub żacy; wszyscy oni swobodnie posługiwali się grą mimiczną, gestem i tzw. ruchem scenicznym. Funkcje strojów i rekwizytów spełniały szaty i paramenty (przedmioty) liturgiczne, a same przedstawienia odbywały się wyłącznie we wnętrzach kościelnych.
Cechy gatunkowe dramatu liturgicznego zaistniały w spektaklu warszawskim w sposób wyjątkowo udany. Do tego nawet stopnia, że inscenizacja ta śmiało może konkurować z analogicznymi próbami francuskimi czy angielskimi. Melomani wrocławscy pamiętają zapewne występ zespołu "Pro Cantione Antiqua", który na festiwalu "Wratislavia cantans" przed trzema laty, zaprezentował nam (w Katedrze Marii Magdaleny) niemal wzorcową wersję właśnie "Gry o Danielu". Realizacja warszawska, aczkolwiek utrzymana w zgoła teatralnej już scenerii, nie ustępuje tamtej w niczym. Ogromna w tym, oczywiście, zasługa trzech głównych realizatorów przedstawienia: Hanny Chojnackiej (inscenizacja i reżyseria), Marcina Szczycińskiego Bornusa (kierownictwo muzyczne) oraz Mariana Kołodzieja (scenografia). A zasługa tym większa, że przecież "Gra o Danielu" należy już do tej grupy liturgicznych widowisk, które pod wpływem kultury laickiej swego czasu (m.in. twórczości goliardów, żonglerów, trubadurów czy dialogowanych jeux partis truwerów), wyłamując się stopniowo z krępujących teatralny rozwój więzów liturgii, brnęły w kierunku w pełni już ludowych widowisk misteryjnych. I tę właśnie ludyczność ukazano we Wrocławiu wybornie. Nic więc dziwnego, że dramaty tak rozwinięte liturgiczne, Sobór Trydencki w XVI stuleciu usunął kategorycznie z kościelnych wnętrz.
"Gra o Danielu'' należy do grupy dramatów starotestamentowych, oparta jest bowiem na rozdziałach V i VI proroctwa Danielowego, tej właśnie części Biblii. W kościele średniowiecznym dramat ten był przypuszczalnie inscenizowany podczas nieszporów w wigilię Nowego Roku lub w czasie noworocznej Jutrzni (przed hymnem "Te Deum laudamus"). W jego wykonaniu brała udział przede wszystkim katedralna młodzież, a całe widowisko cechowała powszechna radość i wesołość. Również i ten walor wspólnej zabawy w teatr miał miejsce w spektaklu Teatru Wielkiego.
To, że wykonanie warszawskiej wersji "Gry o Danielu" stało na wysokim poziomie, nikogo chyba szczególnie nie dziwiło - wszak członkowie zespołu Bornus Consort znani są dobrze ze swej stylowej wokalistyki. Z grona śpiewaków wyróżniłbym tu jednak przede wszystkim Marcina Szczycińskiego (kreującego w tej zabawie aż trzy role), Krzysztofa Szmyta (jako tytułowego Daniela) oraz Jana Kochanowskiego, który swoimi monologami - w mówionej roli Prologusa - po mistrzowsku scalał całą akcję dramatu.
Oddzielnym problemem w praktyce wykonawczej muzyki wieków średnich jest udział instrumentów, zwłaszcza, że rękopisy na ten temat nie przekazują prawie żadnych informacji. Na podstawie jednak źródeł pośrednich, zwłaszcza ikonograficznych, i tę praktykę można hipotetycznie zrekonstruować. Stąd też właśnie pojawiły się na scenie i zabrzmiały kopie średniowiecznych instrumentów: lutnia, bęben wielki, darabuco, kołatki, rebec, fidel, pomort i wiele innych.
"Gra o Danielu" jest bodaj najwybitniejszym przykładem średniowiecznego dramatu muzycznego, reprezentuje szczytowy moment w rozwoju najstarszego z teatralnych gatunków średniowiecza. Gorąco podziękować więc należy Markowi Dyżewskiemu - szefowi artystycznemu XIII Dni Muzyki Starych Mistrzów - za którego to sprawą mieliśmy okazję zapoznać się z tym dziełem.