Rekolekcje
"Gra o męce i zmartwychwstaniu" wystawiona w bazylice Św. Jana przez Kazimierza Dejmka z zespołem Opery Kameralnej kierowanym przez Stefana Sutkowskiego... co to właściwie jest: Pieczołowicie przygotowana kompozycja tekstów z XIII i XV w. dokonana przez Juliana Lewańskiego i średniowiecznych psalmów i antyfon opracowanych przez Jerzego Morawskiego i Tadeusza Maciejewskiego odegrana i odśpiewana w gotyckiej katedrze. Żywa historia. Próba rekonstrukcji widowiska pasyjnego.
Na pewno nie muzealna rekonstrukcja. Teksty pochodzą z różnych wieków, a widowiska obrzędowe odgrywane niegdyś w różnych dniach, tutaj skupiają się w ciągu jednego wieczoru. Raczej świadomy wybór Miejsca i Tematu w momencie, kiedy "duch boży zamieszkał w bluzach ludu". Wejście teatru do kościoła w okresie kiedy na bramach stoczni wisiały obrazy Matki Boskiej Częstochowskiej. Przede wszystkim jednak powrót, powrót do tej formy widowiska, od której zaczął się teatr europejski, taki, jaki znamy i przeciwko któremu w ramach jego zaklętego kręgu powstawały wszystkie awangardy XX wieku. Powrót do najstarszej naprawdę istniejącej wciąż tradycji kulturowej i narodowej z "Te Deum" śpiewanym u nas od tysiąca lat, tak samo jak w całej Europie. Powrót do źródeł. To określenie powtarzane już do znudzenia oznacza przecież tendencję zupełnie inną. Grotowskiemu, Brookowi czy Barbie chodzi o dotarcie do początków teatru poza tradycjami europejskimi lub azjatyckimi, o odrzucenie wszelkich nawarstwień kulturowych a przede wszystkim religijnych, o znalezienie pierwocin teatru rozumianego jako osobna zupełnie kategoria działań i stosunków międzyludzkich. Dejmek wchodząc ze swoimi śpiewkami do warszawskiej katedry dokonał czegoś przeciwnego. Nie poza religią, i nawarstwioną od wieków europejską kulturą szukał żywego źródła, ale właśnie tam. W najstarszym, zanotowanym po raz pierwszy w X-wieku w Anglii i zapisanym u nas w dwieście lat potem - "Visitatio sepulchri - Nawiedzenie grobu". Poszedł tam, skąd już w średniowieczu teatr wyszedł. Nie wiem nawet czy można to nazwać szukaniem. Zresztą podobnych poszukiwań dokonywał on już dawniej. To raczej w tej chwili bardzo osobliwej - rekolekcje teatru, który na nowo zaczynać musi szukać swojego społecznego zakorzenienia i duchowej podstawy własnego bytu.
Czy jest w tym też akt ekspiacji za dawne winy, pomyłki lub złudzenia, od których nie jest wolny nikt kto myśli i tworzy, czy przede wszystkim, owo wspaniałe wyczucie i zrozumienie nastroju i potrzeby czasu, w którym poprzez widowisko, mówi się do innych. Zapewne i jedno, i drugie. Nic też dziwnego, że robi to właśnie Dejmek, który zawsze starał się tworzyć teatr swojego, czasu - wyraz indywidualnej potrzeby rozrachunku i nakazu sumienia.
Od strony czysto widowiskowej trzeba mieć dla Dejmka i dla autora scenografii, Zenobiusza Strzeleckiego uznanie - bardziej - nie za to co zostało tu zrobione, ale za to - co zrobione nie zostało. Za rzeczywistą prostotę. Habity i kaptury mnichów i mniszek - najpierw białe, kiedy idą, z wierzbowymi baziami w rękach podczas procesji i Palmowej Niedzieli, potem - czarne i znowu białe. Wielki krzyż i figurka Chrystusa, taka jakiej używano podczas obrzędów pasyjnych - z ruchomymi ramionami - dokładna replika zachowanej od 1400 roku rzeźby z kościoła w Mszczonowie. Dzień triumfalnego wjazdu do Jerozolimy, Męka i Śmierć, a potem Zmartwychwstanie. Najprostsza scena Nawiedzenie Grobu przez trzy Marie, od której zaczął się europejski teatr i potężne Alleluja finału, rzędy płonących świec, okryte kirem i radosne - czerwone z białymi krzyżami feretrony. Nic więcej. Można też podnieść oczy i patrząc na gotyckie sklepienie słuchać wspaniałej średniowiecznej muzyki. Samego widowiska zresztą nie można zobaczyć dokładnie, tak, jak do tego przywykło się w teatrze. Siedzi się przecież w ławkach jak podczas nabożeństwa, którego istotą nie jest oglądanie obrzędu tylko uczestnictwo.
I tutaj właśnie rodzi się wątpliwość związana z każdym odejściem ku źródłom, z każdym cofnięciem się do podstaw widowiska. Tu właśnie przychodzi myśl, że moment, w którym teatr, nawet misteryjny - znalazł się poza świątynią - musiał i powinien był nadejść. Wiadomo też dobrze, że próby tworzenia rytuału bez Boga i szukania wspólnoty i więzi międzyludzkiej bez religii i bez ideologii skończyły się klęską. Zamieniły się w nieustanne szukanie, w parateatr, w antropologiczną wyprawę, psychodramę. Teatr pozostaje tym czym się stał kiedyś, wówczas gdy jest sztuką i tylko dlatego zachowuje własną wartość i znaczenie.
Jak już zauważyłem, nie sądzę aby intencją Dejmka było zwykłe, choć na pewno pasjonujące, i z ogromnym wyczuciem stylu i skromnością zarazem dokonanie rekonstrukcji widowiska pasyjnego. Tym bardziej nie chodziło mu o rzeczywisty powrót do podstaw europejskiego teatru, do chwili, kiedy jeszcze był on prawie całkowicie związany z obrzędem. Istotą sprawy wydaje mi się to, co powiedziałem już o rekolekcjach Widowisko w katedrze, to wyraz potrzeby wyspowiadania się teatru z win i czynów nie zawsze zawinionych. Przykład zrozumienia tego, że teatr od dawna utracił, lub prawie utracił wynikającą z jego społecznej funkcji siłę oddziaływania i to nie tylko w sensie instytucjonalnym, ale przede wszystkim poprzez brak siły wewnętrznej, duchowej podstawy działania. Dlatego też, ta "Gra o męce i zmartwychwstaniu" nie jest wyrazem pychy związanej z dokonywaniem kreacji dzieła sztuki, ale dowodem skromności, którego wykładnię etanowi ten właśnie powrót do Miejsca, z którego wyszedł cały wspaniały i cały niedobry teatr odgrywający swoje spektakle na pudełkowych i nie pudełkowych scenach Polski i Europy od kilkuset lat.
Dla każdego, kto teraz właśnie poważnie zaczyna myśleć jaki teatr powinien robić uczestnictwo w tym widowisku, powinno stanowić przedmiot przemyślenia. Nie jako przykład do naśladowania, ale właśnie jako rekolekcje dla wszystkich, którzy tworzą czy raczej tworzyć powinni sztukę, tak ważną i niezwykłą rolę od dawna odgrywającą w duchowym istnieniu naszego narodu. To tylko tyle, poza wzruszeniem i czysto estetycznym przeżyciem, tylko i właśnie dlatego bardzo wiele.