Coś ty uczynił Gdyni Juliuszu?
Jeżeli termin happening oznacza zabawę przy pomocy zaskakujących skojarzeń, to impreza "Żyłem z wami" była nimi przepełniona. Już samo zaproszenie do zabawy z okazji sprowadzenia czyichkolwiek prochów stanowi nie lada happening, co dopiero, gdy są to prochy tego, "co królom był równy". Uroczystość z 1927 roku odtworzono, zastępując tamtą patriotyczną podniosłość parodią. Odegrania roli wracającego w trumnie wieszcza podjął się, stojący nad zastępującą tę trumnę atrapą księgi z wierszami, Adam Hanuszkiewicz.
Co innego mógł w takiej chwili wyrecytować aktor, jeśli nie "Testament mój"? Jednakże nielicznie zgromadzeni widzowie mieli jeszcze pełne uszy rąbanej muzyki, wywrzaskiwanej przez głośniki w miejscu, gdzie za dwie godziny miała być grana "Lilla Weneda", toteż wspaniały wiersz Słowackiego pasował do tej atmosfery, jak kwiatek do kożucha. A kiedy zaraz potem zabrzmiały słowa: "W gumowych rękawiczkach, jak trupie rękami /Profesor śrut wsypywał w puste oczodoły", część amatorów zabawy poszła do domu, rezygnując z towarzyszenia pochodowi idącemu do muszli koncertowej.
Szli w nim aktorzy w strojach ze sztuk Słowackiego, które bez błądzących świateł rampy wyglądały żałośnie, orkiestra Marynarki Wojennej i "Czwartacy" we współczesnych, żołnierskich butach. Pochód otwierał "Beniowski" na koniu, w asyście dwóch jeźdźców straży miejskiej. Jedyną istotą, mającą odwagę zaprotestować przeciwko tej zabawie, był koń "Beniowskiego" i całą drogę do pl. Grunwaldzkiego przeszedł to bokiem, to tyłem, a do paradowania zmusić się nie dał. I był to jedyny humorystyczny akcent całego happeningu.
Lubię imprezy organizowane przez dyrektora Krzysztofa Wójcickiego, wysoko cenię jego działalność w Teatrze Miejskim, ale widowisko, jakie zaprezentował w sobotę, zakrawało na drwinę. Happening jest szarganiem świętości, ale ma to sens jedynie wtedy, gdy służy jakiemuś oczyszczeniu, zerwaniu zastarzałych a nierozumnych schematów (a coś ty uczynił Gdyni Juliuszu?). Nie ma sensu, gdy jedyny pretekst do zorganizowania widowiska stanowi obecność w mieście znanego aktora. Nawet jeśli jest to aktor tej miary, co Adam Hanuszkiewicz.
Oglądać "Lilli Wenedy" już nie poszłam. Można cierpieć za miliony, ale nie za 30 tys. zł" które dostanę za ten tekst.