Artykuły

Miłość jest iskierką

Po zachwytach nad przedstawieniami z Wilna przyszedł czas na pracę Litwinów z polskimi aktorami. We wrocławskim Teatrze Współczesnym Rimas Tuminas wystawił "Romea i Julię".

Spektakl jest wydarzeniem. Rzecz jednak nie w tym, że to bardzo piękne i mądre przed­stawienie, bo takich mieliśmy kil­ka w tym sezonie. Chodzi o lekcję scenicznej estetyki, którą dał nam Tuminas.

Litewskie nauki

Co Litwini mogą przekazać pol­skiemu teatrowi?

Po pierwsze - inną szkołę lek­tury tekstu: w Tuminasowych in­terpretacjach klasyki nie są boha­terami ci, którzy na bohaterów wyglądają, a reżyser uparcie szu­ka nieoczekiwanych motywacji ich postępowania.

Po drugie - otwartość na ak­torskie improwizacje podczas prób, gotowość do wielokrotnego przewracania ustawionych scen do góry nogami. Przeglądałem zdjęcia z prób umieszczone w programie do spektaklu: ani jedna z tych sytuacji nie weszła do gotowej realizacji.

I wreszcie po trzecie - rezygna­cję z dosłowności. Tuminas two­rzy na scenie metafory, pantomi­mą opowiada fabułę. Zamiast po­jedynku na rapiery bohaterowie wymachują skórzanymi pasami, śmiertelne ciosy zadane Tybaltowi i Merkucjo nie są pokazane. Zamiast miłosnej sceny łóżkowej, Romeo i Julia spacerują po krawędzi bramy śmierci. Teatr litewski to teatr poezji i obrazu.

W szafie, czyli nigdzie

Choć trudno w to uwierzyć, Tumi­nas sięga po Szekspira pierwszy, raz w dwudziestoparoletniej karie­rze. (Nie liczę nieudanego "Ry­szarda III", ukończonego w na­głym zastępstwie za nestora litew­skiej sceny Jonasa Jurasasa, bo mało w nim cech stylu Tuminasa.) Przez lata 70. i 80. na sowieckiej Litwie nie grano prawie wcale au­tora "Hamleta". Władze obawiały się przemycania wywrotowych treści.

Rimas Tuminas patrzy na bo­haterów tragedii okiem człowieka dojrzałego. Tylko ktoś taki może bez złudzeń spojrzeć na historię miłosną, która w "Romeo i Julii" zaczyna się tak: chłopak kocha jedną dziewczynę, idzie na bal, żeby ją spotkać, ale po balu kocha już inną.

Wrocławski spektakl jest pełen symboli, z których najważniejszy to ruchomy obiekt umieszczony pośrodku sceny: wielka szafa zbu­dowana z zatrzaśniętych na głu­cho drzwi. To grobowiec Capulettich. Romeo, wchodząc do domu ukochanej, stuka w ścianę machi­ny jak w bramę śmierci. Prze­mieszczająca się w przód i w tył szafa zagarnia umierających bohaterów, stamtąd wychodzą do Julii duchy Tybalda i Merkurcja, żeby z nią zatańczyć ostatni raz.

Akcja nie dzieje się w rene­sansowej Weronie, tylko gdzieś poza czasem, w świecie pomie­szanych kultur i religii - rodzi­na Capulettich nosi na głowie fezy, a ślub Romea i Julii przypomina żydowski obrzęd zaślu­bin w synagodze.

Miłość nie wybiera

Szekspir w ujęciu Tuminasa jest prosty, prowincjonalny i dosadny. Obrazy, słowa i bohaterowie odzy­skują utraconą w wielu współcze­snych realizacjach ostrość i niewinność. Reżyser obniża status szekspirowskich bohaterów: ko­chanków z Werony nie grają te­atralni amanci - ale zwykły chło­pak i zwykła dziewczyna.

Bo miłość nie wybiera - tłu­maczy reżyser - dopada zarów­no pięknych i brzydkich, mą­drych i głupich. Starych i mło­dych. Jednak nie przypadkiem Szekspir uczynił swoich bohaterów prawie dziećmi: ich niewin­ność pozwala nam poznać siłę miłości i jej związek ze śmiercią w stanie najczystszym, nieska­żonym wyrachowaniem.

Samotność Julii

Tuminas nie broni postaci, ale im współczuje. Rysuje ich charaktery i działania grubą kreską - karyka­turalnie demoniczny ojciec Capuletti Macieja Tomaszewskiego, za­straszona przez męża, ale i cy­niczna Matka Eweliny Paszke-Lowitzsch, wścibska i konformistyczna piastunka Marta Elżbiety Golińskiej.

Aktorzy muszą nieustannie ba­lansować na granicy między tragi­zmem a komizmem. Ten zabieg widać zwłaszcza w interpretacji pary tytułowych bohaterów. Ro­meo i Julia tylko wobec siebie są dorośli, świadomie przeżywają swoje uczucie, miłość ich uwzniośla, ale inni widzą ich nadal jako głupiutkie i beztroskie dzieci.

Romeo Radka Kaima to ko­miczny piękniś z podwórka: przeczesuje sobie włosy, pudruje po­liczki, szlifuje pilniczkiem pa­znokcie. Kiedy coś nie idzie po je­go myśli, płacze jak skarcony przez rodziców chłopczyk.

Najważniejsza dla Tuminasa jest Julia - Dorota Abbe gra ją wpierw jako maleńką rozdokazywaną baletniczkę. A potem dziewczyna dorasta, dojrzewa, poznaje miłość, cierpienie i wreszcie śmierć. Sama czyni wszystkie przygotowania do ślu­bu, zakonnik (zabawny Tadeusz Kuliński) i Romeo tylko statystu­ją w tym obrzędzie. W końcu od­krywa, że wszyscy ją zdradzili - matka, ojciec, Marta, nawet za­konnik, bo nie wiadomo, jaką dał buteleczkę - z płynem nasennym czy truciznę.

Tuminas wyostrza szekspirow­ską fabułę - Romeo też jest zdraj­cą, zostawił ją samą, a potem nie zaczekał, nie wierzył w jej siłę. Bohater Radka Kaima wcale nie dorasta w spektaklu. Jego śmierć przypomina kolejny emocjonalny wybryk. W każdym razie Julia zo­staje sama.

W finale nie wiadomo, czy przebudziła się żywa, czy jako duch. Reżyser odrealnia scenę w grobowcu. Na cmentarz wcho­dzi cudaczny błazen - Benvolio (Tomasz Tyndyk), bawi się cegła­mi, na których wyrysował portre­ty kochanków. Kołysze je do snu na swoich kolanach.

Miłość okazała się "tylko po­wieścią idioty", ale i tak warto by­ło przez nią przejść - zdaje się mówić Tuminas i jest zarazem gorzki i liryczny. Zestawia patos i trywialność. Żart i okrucieństwo.

Choć przez całe przedstawie­nie scena tonie w mroku, bal jest upiornie ponury, ludzie pokracz­ni i niegodziwi, właśnie miłość rozjaśnia ten świat, to mała iskier­ka dobra i prawdy.

RIMAS TUMINAS

Urodził się w 1952 r. w małej osadzie Kelme na Żmudzi, niedaleko Kłajpedy. Aż do studiów w Wilnie, jak większość litewskich reżyserów jego pokolenia, nie miał kontaktów ze sztuką. Jako nastolatek nigdy nie był w teatrze, ale przewoził furmanką od wioski do wioski projektor kinowy i szpule. W roli pomocnika operatora wyświetlał stare filmy z rosyjskim dubbingiem. W Kłajpedzie pracował jako spawacz i uczył się w wieczorówce. Do szkoły teatralnej poszedł, bo chcieli go wziąć do wojska, a tylko na reżyserii były jeszcze wolne miejsca. Do Wilna leciał wojskowym samolotem i tak mu się to spodobało, że na egzaminie wyznał szczerze, że chce być lotnikiem. Nie został, wyjechał do Moskwy, był uczniem słynnych reżyserów Efrosa i Lubimowa. Przyjaźnił się z Władimirem Wysockim. Po powrocie na Litwę realizował literaturę rosyjską: Czechowa, Lermontowa, Gogola. Od 1990 r. ma własny teatr - Wileński Teatr Mały. Pokazuje swoje spektakle od Quebecu i Bogoty po koło podbiegunowe i Koreę. Marzy, żeby nakręcić litewski film o tematyce narodowej. Jak przystało na litewski film narodowy, jego akcja będzie się dziać na Kubie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji