Artykuły

But jako absolut...

Pierwszeństwo w nowym roku kalendarzowym dał Teatr Rzeczypospolitej Witkacemu na warszawskim afiszu. Należało to mu się ze wszech miar. Fetuje go w setną rocznicę urodzin nie tylko ojczyzna, ale cały świat na odzew UNESCO. Trudno byłoby sobie wyobrazić przy takiej okazji brak "Szewców"- na scenie. Ta naukowa sztuka ze "śpiewkami" w trzech aktach - jak określił ją autor - napisana w roku 1934 jest mocno związana z realiami polskimi. Witkacy pochwycił w niej na swój wnikliwy sposób, wyostrzony własną wyobraźnią aż do deformacji, obraz sytuacji społecznej, politycznej, kulturalnej, cywilizacyjnej. Dał swoisty rejestr zagrożeń, w nader atrakcyjnym teatralnym kształcie.

Na naszych oczach wali się parę porządków społecznych, przetaczają się rewolucje, wymieniają się klasy rządzące i podległe. Wre doprowadzona do groteskowych rozmiarów walka o byt, władzę, idee, przesycona jak to u Witkacego, erotyzmem i perwersją. (Jest nawet erotyczny zamach stanu w III akcie, nieudany zresztą.) Akcja pędzi. Szewcy, którzy byli na dole drabiny społecznej, drapią się na szczyt.

Przemyślenia Witkacego, jak to zwykle bywa z Wielkimi tego świata, niezależnie od tego kiedy się urodzili, zachowały bystrość i mądrość. Dzieje się tak dlatego, że dotyka on nie tylko określonych zjawisk. Poprzez egzemplifikację odsłania tryby mechanizmów rządzących różnymi sferami naszego życia. Pokazuje jak są czy też mogą być nakręcane. Dlatego brzmienie "Szewców" z ich całą demitologizacją jest nam tak bliskie w pół wieku po ich napisaniu, treść tak niezwietrzała. Tym bardziej pociągają reżyserów - renomowanych i młodych, jak cały Witkacy zresztą.

Teatr Rzeczypospolitej pokazał "Szewców" zasiedziałych już w repertuarze wrocławskiego Teatru Polskiego, a zrealizowanych przez młodego inscenizatora (absolwent Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST 1981) Jacka Bunscha. Reżyser został zaskoczony pytaniem jednego z widzów: czy dopisał coś do sztuki? Musiał przysiąc, że ani słowa. Tak to właśnie jest z Witkacym.

Młody reżyser nadał "Szewcom" kształt teatralny bardzo logiczny i zarazem dynamiczny. Rozumiejący poglądy i estetykę Witkacego nie dał zwieść się na pobocze łatwej aktualizacji i reżyserskich nadbudówek. Skupił się na ukazaniu misternej mozaiki sensów i klimatów" "Szewców", oczywiście z pozycji krytycznego czytelnika, przedstawiciela społeczności końca XX wieku. Jakiż pożytek byłby z martwego teatru!

Dobrych sprzymierzeńców znalazł Bunsch w scenografach (Wojciech Jankowiak i Michał Jędrzejewski). Zbudowali trzykondygnacyjną piramidę, od razu sugerującą hierarchię ważności osób, w zależności od tego gdzie się ukazują, funkcjonalną, wykorzystaną w każdym szczególe we wszystkich trzech aktach.

Pewną ręką w wybranym przez siebie kierunku prowadzi reżyser aktorów. Wiarygodna jest metamorfoza szewskiej trójki, która traktuje "but jako absolut". Ferdynand Matysik jako Sajetan Tempe oraz Stanisław Melski (Czeladnik I Józek) i Zbigniew Lesień (Czeladnik II Jędrek) to zróżnicowane natury o odmiennym podejściu do każdej sfery życia, co wyraża się zarówno w warsztacie szewskim, w więzieniu (gdzie występują w zabawnej pozycjj wiszącej) jak i na szczycie piramidy, gdzie z rządzonych stają się rządzącymi. Efektowne są sceny "zborowego gwałtu pracowników nad pracą" i wylegiwania się szewców odszewczonyeh na pąsowych aksamitach.

Groteskową wizję świata Witkacego wysnutą z prawdziwych obserwacji Jaoek Bunsch przedstawia cienką kreską, by forma nie górowała nad treścią, lecz jej służyła. Pozwala nam delektować się osobliwym językiem Witkacego, smakować zestawienia słów. Bardzo konsekwentnie potraktowana jest rola szalonej Księżnej Iriny Wsiewołodownej Zbereźnickiej-Podberezkiej w wykonaniu Danuty Balickiej, która symbolizuje Babomatriarchat. W jednolitym stylu utrzymuje się bujna indywidualność aktorska - Erwin Nowiaszak jako Prokurator Robert Scurvy z rozlicznymi obsesjami.

Ogląda się tych "Szewców", gnanych w świadomych rytmach i tempie, które nie pozwala wyłączyć uwagi ani na chwilę, z zainteresowaniem i przyjemnością intelektualną i wizualną.

Jacek Bunsch powiedział, że nie zamierza rozstawać się z Witkacym. Inscenizował już "Onych", a chce się zmierzyć z "Szaloną lokomotywą". Powodzenia' Dyrekcja Teatru Polskiego we Wrocławiu miała nosa angażując młodego reżysera, który od początku zaznacza na scenie własny styl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji