Artykuły

Zakazany owoc

Puszcza mimo uszu szeptanki, że na wystawienie nie­których dzieł nie stać sto­łecznego Teatru Wielkiego. Cenię za to dyrektora Sławomira Pietra­sa, że jest odważny, ryzykuje. Dzię­ki temu na naszym afiszu znalazł się "Parsifal" Richarda Wagnera. Piekielnie trudne dla realizatorów, uroczyste misterium sceniczne, jak głosi podtytuł, owiane legendą in­scenizacji światowych.

Sam kompozytor i zarazem autor libretta życzył sobie, żeby Bay­reuth, gdzie odbywają się słynne fe­stiwale, miało wyłączność na wy­stawianie "Parsifala". Łamano jed­nak prawa autorskie - mimo prote­stów żony Wagnera, Cosimy - któ­re wygasły w roku 1914. Wiadomo, zakazany owoc jeszcze bardziej ku­si.

"Stary wąż znowu zwyciężył, starsi panowie ocierali łezkę" - wy­raził się po prapremierze filozof Fryderyk Nietzsche. I już z powagą stwierdził: "Czy Wagner napisał kiedy coś równie doskonałego!" Po tym ostatnim dziele zostało kompo­zytorowi, który zrewolucjonizował świat opery, już tylko kilka mie­sięcy życia.

"Parsifal" nawiązuje w swej treś­ci do mitu Graala i jego rycerzy. Za tym pośrednictwem kompozytor ujawnia swoje poglądy na temat ży­cia i śmierci, takich podstawowych pojęć jak miłość, nienawiść, roz­kosz, cierpienie, zwątpienie, na­dzieja. Droga do świętości jest peł­na pokus życia. Obok zamku-świątyni (w której przechowuje się sym­bole związane z życiorysem Chry­stusa - kielich i włócznię) buduje swój pałac zły czarownik; chce zdobyć cenne relikwie.

Skomplikowane są relacje między bohaterami dramatu; Wa­gner obdarzył ich intensywnością uczuć i przeżyć.

Przykładem jest postać Kundry. To symbol wiecznej kobiecości, macierzyństwa, kusicielka i pełna skruchy Maria Magdalena. W war­szawskim przedstawieniu triumfuje w tej roli dawno u nas nie widziana Hanna Lisowska, występująca czę­sto za granicą.

Całą obsadę zapewniły rodzime siły śpiewacze, także te robiące kariery w świecie. W tytułowej par­tii "prostaczka czystego" wystąpił nasz rodak Grzegorz Caban związany z Wiedniem ( w Teatrze Wiel­kim ma dwóch zmienników). Mą­drego starca Gurnemanza, którego opowieści słuchają młodzi gierm­kowie, kreuje z siłą pięknego głosu bas Włodzimierz Zalewski.

Reżyseria i scenografia znalazły się w mocy gościnnie zaproszonych Niemców - Klausa Wagnera i Thomasa Pekny'ego. Ulegli oni po trosze bożkowi naszych pięknych czasów - musicalowi. Z tej parafii, odległej od misterium, wywodzą się Dziewczęta-kwiaty, które kuszą rycerzy w efektownych zresztą, prześwitowych klatkach rodem z wieku metalu i pleksiglasu. Nasze śpiewaczki (w tym Zdzisława Do­nat) w obcisłych trykotach uwijają się zręcznie po piętrach tej kon­strukcji - świetnie je uruchomił choreograf Emil Wesołowski.

Cała inscenizacja skłania się bar­dziej ku naturalizmowi niż misteryjnej ekstazie, metaforze poetyc­kiej, aurze duchowości, którymi przecież jest przesycone wagne­rowskie dzieło. Może to znak na­szego czasu, w którym kult rzeczy przesłania inne wartości, dosłow­ność bierze górę nad wieloznacz­nością. Wizja jest więc nieco spła­szczona i uproszczona. Nie sięga wyżyn misterium.

Za to słuch jest w pełni usatysfak­cjonowany. Muzyka brzmi z całą siłą. Orkiestra pod batutą Antonie­go Wicherka cudownie przekazuje niuanse wagnerowskiego stylu, zmieniające się klimaty utworu. In­strumentalistom wtóruje stupięćdziesięcioosobowy chór, rozmie­szczony także na jaskółce, co potęguje wrażenia słuchowe.

Aż trudno uwierzyć, że przedsta­wienie trwa pięć godzin - tak bar­dzo wciąga wagnerowska muzyka, jej całe bogactwo.

"Ale to jest muzyk, ten Wagner, niech go kule biją", jak powiedział ongiś Stanisław Moniuszko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji