Artykuły

"Parsifal" bez Świętego Graala

Warszawski Teatr Wielki wprowadził na scenę po blisko sześćdzie­sięcioletniej nieobecności -"Parsifala", ostatnie dzieło Ry­szarda Wagnera. Ten wielki dramat muzyczny, a właściwie uroczyste misterium scenicz­ne to szczyt doskonałości wagnerowskiego stylu mu­zycznego.

Treścią misterium są dzieje zakonu rycerzy, który założył Titurel po otrzymaniu od anio­łów św. Graala czary, w którą zebrano krew ukrzyżowanego Chrystusa oraz włóczni, która przebiła jego bok. Dla tych właśnie relikwii zbudował Titu­rel zamek-świątynię i założył zakon rycerzy, którzy czerpiąc moc ze św. Graala niosą po­moc potrzebującym. Po latach Amfortas, syn Titurela traci świętą włócznię. Odbiera mu ją za sprawą uwodzicielskiej Kundry - zły czarownik Klingsor, raniąc jednocześnie Amfortasa. Ranę można uleczyć tylko włócznią która ją zadała. Jedynym ratunkiem jest "prostaczek czysty", który ma się - jak zapowiedział głos z nieba - pojawić. W tym właśnie miejscu rozpoczyna się akcja misterium opowiada­jąca dzieje "prostaczka czys­tego", który pokonuje wszyst­kie przeszkody i odzyskuje św. włócznię, a sam zostaje mistrzem zakonu.

Pod warszawską realizacją tego uroczystego misterium podpisali się: Antoni Wiche­rek - kier. muzyczne, Tho­mas Pekny - scenografia i Klaus Wagner - reżyseria (zbieżność nazwisk kompozy­tora i reżysera jest przypadko­wa), chór przygotował Bog­dan Gola.

O reżyserii trudno powie­dzieć, że jest w pełni satysfak­cjonująca i czytelna, szczegól­nie w I akcie. Do dyskusyjnych pomysłów reżysera zaliczyłbym suszenie bielizny rozwiesza­nej i rozkładanej na leśnej po­lanie przed wniesieniem cier­piącego Amfortasa. Spadające pióra i biały szal, zamiast ustrzelonego przez Parsifala łabędzia, i sposób wyniesienia tego "łabędzia" rozbawił część publiczności. Jednak najwięk­szym grzechem reżysera wy­daje się brak św. Graala. Za­miast czary mamy zwisający przez całą wysokość sceny przezroczysty trójgraniastosłup. Pozbawiło to scenę w świątyni - finał aktu lI i III - atmosfery uroczystego miste­rium. Szkoda, bo jeden z naj­piękniejszych muzycznie mo­mentów - oczekiwanie na św. Graala i jego odkrycie, wiele przez to stracił.

Do ryzykownych zaliczył­bym też pomysł uczynienia z dziewcząt - kwiatów w cza­rodziejskim ogrodzie Klingsora, roznegliżowanych panie­nek, zresztą i tutaj zabrakło atmosfery tajemniczości i nie­zwykłości. Należy jednak zaz­naczyć, że było też kilka bar­dzo interesujących pomysłów: podwojenie, a w finale II aktu potrojenie postaci złego Klingsora, z którym walczy Parsifal. Pięknie plastycznie i logicznie rozwiązana została scena ku­szenia Parsifala przez Kundry oraz wielka scena rozpozna­nia wracającego na Monsalvat Parsifala, jego obmywania i namaszczania. Ponadto trzeba reżyserowi oddać kon­sekwentne prowadzenie wszystkich postaci dramatu.

O scenografii napiszę krót­ko - mnie się nie podobała, nie lubię rusztowań, a te stoją przez wszystkie trzy akty. To one między innymi sprawiły, że zabrakło spektaklowi tej niezwykłej i uroczystej atmo­sfery.

Największym atutem war­szawskiego "Parsifala" jest je­go wysoki poziom muzyczny. Największy sukces mogą za­pisać na swoim koncie: Hanna Lisowska - Kundry, Grze­gorz Caban - Parsifal i Wło­dzimierz Zalewski - Gurnemanz.

Bardzo trudną partię Kundry jak już wspomniałem kreowała Hanna Lisowska, śpiewaczka, która w wagnerowskich par­tiach występowała na wielu scenach świata z nowojorską MET włącznie. Ta znakomita artystka dysponująca pięknym sopranem dramatycznym im­ponowała brawurą z jaką po­konała tę wielką partię.

Bardzo interesującą kreację wokalno-aktorską stworzył w partii Parsifala młody i sze­rzej nie znany Grzegorz Ca­ban. Nie mniejszy sukces odniósł W. Zalewski. Kreujące­mu postać złego Klingsora Ryszardowi Morce zabrakło nieco potęgi głosu i koniecz­nej w tej roli demoniczności, to samo można odnieść do gra­jącego Amfortasa Zenona Kosnowskiego, który pięknie cierpiał, ale nieco gorzej śpie­wał. Godne odnotowania są jeszcze poczynania Zdzisławy Donat i Grażyny Ciopińskiej

w partiach dziewcząt-kwiatów oraz dobre przygotowanie chóru.

Na osobne słowa uznania zasługuje orkiestra przygo­towana i prowadzona do­świadczoną batutą Antoniego Wicherka - przed laty dyrektora artystycznego warszawskiego teatru. Zes­pół muzyków zachwycał po­ziomem gry i zapałem, z ja­kim pokonywał tę wyjątkowo trudną partyturę.

Tak więc po wielu latach oczekiwania mamy w reper­tuarze polskiego teatru ope­rowego "Parsifala" najwięk­sze dzieło Ryszarda Wagne­ra, budzące od lat uzasadniony entuzjazm ca­łego operowego świata, a że dyskusyjny - to dobrze!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji