Artykuły

Wielki sukces Warlikowskiego na Open'erze

Pomysł z zaproszeniem przedstawienia "Anioły w Ameryce" w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego okazał się sukcesem. Wielokrotnie nagradzany spektakl i nazwiska aktorskich gwiazd przyciągnęły prawdziwe tłumy. Większość widzów zebrana w namiocie to "normalna" festiwalowa publiczność - młodzież licealna i studenci. Trafiały się jednak osoby starsze, nawet 50-60-letnie - pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Teatr na Open'erze pojawił się już parę lat temu. Jednak zawsze były to małe spektakle - często prezentacje plenerowe, czasem parady - który stanowiły tylko dodatek do muzyki. I to dodatek czasem przez festiwalowych widzów nawet niezauważany, choć swoje spektakle na terenie Open'era grały formacje o ogólnopolskiej sławie, m.in. Sopocki Teatr Tańca, Dada von Bzdülöw, Teatr Porywacze Ciał czy Teatr Ósmego Dnia.

W tym roku organizatorzy festiwalu postanowili sprowadzić wielkie przedstawienie - "Anioły w Ameryce". Wielkie w dwóch znaczeniach. Po pierwsze - bo przygotowane przez wybitnych artystów, reżysera Krzysztofa Warlikowskiego oraz zespół aktorski m.in. ze Stanisławą Celińską, Magdaleną Cielecką, Mają Komorowską, Mają Ostaszewską, Danutą Stenką, Andrzejem Chyrą, Rafałem Maćkowiakiem, Jackiem Poniedziałkiem (który jest jednocześnie autorem polskiego przekładu sztuki Kushnera), Maciejem Stuhrem i Tomaszem Tyndykiem. "Anioły w Ameryce" wielkie są także dosłownie - spektakl trwa pięć i pół godziny z jedną przerwą, a akcja toczy się na ogromnej, profesjonalnie przygotowanej scenie.

Produkcja TR Warszawa z 2007 roku - grana obecnie pod szyldem Nowego Teatru Krzysztofa Warlikowskiego - jest adaptacją głośnego dramatu Tony'ego Kushnera z 1991 roku. Wszystko o jej fabule mówi już podtytuł sztuki: "Gejowska fantazja na motywach narodowych". Kushner w tej epickiej opowieści portretuje grupę nowojorskich homoseksualistów w obliczu szerzącej się epidemii AIDS w drugiej połowie lat 80. Jednocześnie to symboliczna historia, pełna kontrowersyjnych odwołań religijnych, o nowej Ameryce, w której do głosu dochodzą marginalizowane dotąd mniejszości seksualne czy etniczne. Nagrodzona Pulitzerem oraz dwoma Tony Award - czyli najważniejszymi teatralnymi nagrodami w USA - zdobyła światową popularność dzięki telewizyjnej miniserii HBO z 2003 roku w reżyserii samego Mike'a Nicholsa ("Absolwent", "Closer") i gwiazdorską obsadą: m.in. z Alem Pacino, Emmą Thompson i Meryl Streep.

Warlikowski za to przedstawienie zdobył m. in. prestiżową nagrodę im. Konrada Swinarskiego dla najlepszego reżysera sezonu w Polsce oraz nagrodę Francuskiego Związku Krytyków Teatru, Muzyki i Tańca dla najlepszego spektaklu zagranicznego pokazywanego nad Sekwaną.

Pomysł sprowadzenia tego spektaklu do Gdyni sprawdził się świetnie. Na tyłach Main Stage stanął ogromny namiot - o powierzchni 1,5 tys. m kw., który pomieścił szeroką scenę i wysoką na kilkanaście metrów trybunę z siedziskami dla widzów. W namiocie już od poniedziałku rano trwały intensywne, wielogodzinne próby wznowieniowe. Bo gdyńskie prezentacje "Aniołów w Ameryce" sa pierwszymi pokazami tego przedstawienia od trzech lat.

Okazało się, że wielokrotnie nagradzany spektakl i nazwiska aktorskich gwiazd przyciągnęły prawdziwe tłumy. Wielu widzów kupiło specjalnie karnety na jeden dzień, by obejrzeć przede wszystkim przedstawienie, a koncerty ulubionych artystów - niejako przy okazji. Frekwencja była naprawdę zaskakująca: w środę o godz. 11 rano, gdy na teren festiwalu nie wpuszczano jeszcze widzów, a pole namiotowe dopiero powoli się wypełniało, w kolejce do "Aniołów w Ameryce" stało już około stu osób. I grupa powiększała się z każdą chwilą.

Ostatecznie 500 miejsc na ogromnej trybunie dla widzów wypełniło się w parę minut. Jednak spektakl obejrzało więcej widzów. Publiczność rozsadzali festiwalowi wolontariusze oraz osobiście sam - bardzo przejęty - Krzysztof Warlikowski. Dodatkowe ok. 100 osób usadzono ostatecznie na szerokich schodach trybuny lub na podłodze przed samą sceną. A i tak w środę przynajmniej kolejna setka teatromanów nie została wpuszczona z powodu już zupełnego braku miejsca.

Większość widzów zebrana w namiocie to "normalna" festiwalowa publiczność - młodzież licealna i studenci. Trafiały się jednak osoby starsze, nawet 50-60-letnie. Na środowym przedstawieniu pojawił się m. in. choreograf Wojciech Misiuro, założyciel i lider legendarnego Teatru Ekspresji, aktorka Teatru Wybrzeże Justyna Bartoszewicz czy niezależna tancerka Ula Zerek.

Pomimo ogromnych starań organizatorów warunki odbioru spektaklu nie były idealne - biały namiot nie zapewniał kompletnego zaciemnienia, słychać było także fragmenty prób kapel z dużej sceny. W środę dodatkowym "efektem specjalnym" był deszcz dudniący o dach namiotu. Pomimo tego sześciuset widzów obejrzało wymagające przedstawienie w ciszy i skupieniu.

Zdecydowanie warto było czekać przed spektaklem czy siedzieć w ścisku na schodach. Bo "Anioły w Ameryce" to teatr, jaki nieczęsto się ogląda. I to nie tylko w Trójmieście. Wielowątkowy dramat Tony'ego Kushnera sprzed dwóch już dekad wybrzmiał dziś niezwykle aktualnie. I co ważne, okazał się nie tylko dosłowną opowieścią o nowojorskich homoseksualistach czy politycznym głosem w kwestii równouprawnienia środowisk dotąd marginalizowanych, ale poruszającą historią o kluczowych życiowych wyborach, odpowiedzialności za innych ludzi czy postawie wobec nieuchronnej śmierci. A czołowi polscy aktorzy w pełni potwierdzili swoje nieprzeciętne umiejętności - począwszy od głównych ról (wyśmienite kreacje Andrzeja Chyry, Jacka Poniedziałka czy Mai Ostaszewskiej) po epizody (niesamowita w zaledwie parominutowym monologu Komorowska).

"Anioły w Ameryce" można na Open'erze obejrzeć jeszcze w sobotę w samo południe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji