Artykuły

Andrzej Chyra na Open'erze: Wpisaliśmy się w ten rockandrollowy drive

- Gramy w namiocie z widownią na około 500 osób. Publika wciska się w jakieś wolne przestrzenie. Po aplauzie czuje się, że rzeczywiście dajemy coś, co tym ludziom było bardzo potrzebne i wpisaliśmy się w ten rockandrollowy drive - mówi aktor Andrzej Chyra, który na festiwalu Open'er gra w spektaklu "Anioły w Ameryce" Nowego Teatru Krzysztofa Warlikowskiego.

Patrycja Wanat: Jesteś pierwszy raz na Open'erze?

Andrzej Chyra: - Tak. Zawsze się tak składało, że miałem coś do roboty na początku lipca. I teraz też mam coś do roboty, ale na szczęście Open'er mnie ściągnął. Grając tutaj mogę zobaczyć co to jest...

I co to jest?

- Będąc na tym głównie muzycznym festiwalu widzę, że to jest nomadyczna sytuacja gdzie człowiek wędruje od jednej sceny do drugiej. W tej wędrówce przez błota fantastyczne jest to, że przechodząc mijają się tysiące osób. W tym jest jakaś magia. I wśród tych tysięcy osób czuję się wspólnie i bezpiecznie. Ludzie przyjeżdżają, żeby się bawić i pobyć w tej wspólnocie kilka dni.

Fajnie, że powiedziałeś o magicznej atmosferze. Ja mam taką teorię, że na takie festiwale nie jeździ się dla muzyki, bo trudno wczuć się w koncert jak w małym klubie, ale ta atmosfera jest wyjątkowa i niepowtarzalna. Jednak zapytam o muzykę. Co do tej pory widziałeś, co cię zachwyciło, jakie masz plany?

- Tak naprawdę widziałem duży fragment koncertu Björk, są tu też inne zespoły, które kojarzę, ale to nie są moje regiony muzyczne. Wczoraj było to Justice. Mocny i konkretny akcent. Raczej mam poczucie, że się dobrze znajdowałem w tych przemarszach. Nawet nie wiedząc co jest zatrzymywałem się na utwór, półtora. Wczoraj umknął mi Penderecki z Greenwoodem, a to by było coś najbliżej tego, co jest moje muzycznie. Czekam, co mnie zaskoczy. Chcę też zobaczyć instalację Muzeum Sztuki Nowoczesnej.

Jak Wam się gra przed taką publicznością i w takim miejscu?

- Gramy w namiocie z widownią na około 500 osób. Publika wciska się w jakieś wolne przestrzenie jak schody. Przestrzeń przypomina niektóre nasze wyjazdy. Często gramy w niestandardowych miejscach. W związku z tym, że to jest duży spektakl nie zawsze trafiamy na teatr z tak dużą sceną. To nie jest nic niezwykłego. Najbardziej niezwykłą rzeczą jest publiczność, która nie jest publicznością festiwalu teatralnego. To są ludzie, którzy przyjeżdżają coś przeżyć i się zabawić. Nie ma w nich takiego krytycznego zacięcia i takiego widza doświadczonego i wytrenowanego przez teatry. Część tej widowni nie wierzyła, że coś takiego można zobaczyć w teatrze. Mam wrażenie, że ten spektakl, który reanimowaliśmy po trzech latach, ciągle żyje i jest aktualny. Dla nas jest to powrót do przedstawienia linearnego, choć dziś idziemy w inne rejony. Po aplauzie czuje się, że rzeczywiście dajemy coś, co tym ludziom było bardzo potrzebne i wpisaliśmy się w ten rockandrollowy drive.

Sześć godzin na widowni. Jak ktoś przychodzi, to już zostaje?

- Siedzą. To nie jest łatwe. Słyszymy odgłosy z głównej sceny, mamy świadomość, jaki repertuar będzie grany wieczorem. Ludzie przychodzą, siedzą. Nie zauważyłem jakichś wędrówek. Zwłaszcza, że gramy w południe. Pierwszego dnia to było dość wygodne, bo strasznie lało, więc ci ludzie przez sześć godzin mieli dach nad głową.

Wróciliście z tym spektaklem po trzech latach. Dla mnie to taki spektakl widmo. Był mało grany. Z czego to wynika?

- Powstawał w momencie, gdy część grupy wtedy jeszcze Teatru Rozmaitości przechodziła do Nowego Teatru, którego dyrektorem został Krzysiek Warlikowski. I tam nastąpiła trochę nieszczęśliwa sytuacja. Spektakl, którego większość obsady stanowią aktorzy Nowego Teatru był własnością Teatru Rozmaitości. Chyba nie umieliśmy się jakość razem znaleźć. Poza tym to dość drogi eksploatacyjnie spektakl, wymagający specjalnej przestrzeni. Zagraliśmy go 52 razy do tej pory. Teraz tak szczęśliwie zdeterminowani dzięki Open'erowi, mogliśmy ten spektakl reaktywować. I chyba dobrze, bo ma jeszcze ogromny potencjał.

Po kilku latach wyjaśnia się sprawa z Waszą siedzibą na ulicy Madalińskiego. Co tam się dzieje i co w zespole mówicie? Czy wierzycie w to, że teatr wreszcie powstanie fizycznie?

- Mam takie wrażenie, że rozmawiamy bardzo konkretnie. Dostaliśmy już chyba jedną dwudziestą proponowanego budżetu pierwotnego, czyli jakieś pieniądze od miasta i będziemy chyba tworzyć i wypełniać halę na Madalińskiego sceną i niezbędnymi pomieszczeniami jak garderoby. Będzie to taki program miniminimum, czyli wykonać w końcu miejsce, w którym będziemy mogli grać spektakle. To nie będzie jakaś wyjątkowa scena, ale podstawa, żeby nie wynajmować ciągle hal telewizyjnych na obrzeżach Warszawy. Za co też słono płacimy. Ciągle nie jesteśmy utożsamiani z jakimkolwiek teatrem. Część ludzi traktuje nas, że to jest Teatr Rozmaitości. No bo jak się nie ma siedziby, to jest się trochę wirtualną grupą.

A Twoje plany zawodowe oprócz współpracy z Operą Gdańską?

- Prawdopodobnie w przyszłym roku nowy spektakl Krzysztofa, ale to odległa przyszłość. Drobne plany filmowe, ale nic na tyle konkretnego, żebym opowiadał. Być może taki film z pogranicza sztuk o Oskarze Dawidzkim... Szykuję się, ale to są rzeczy, które dopóki się nie zaczną dziać, to wolę o nich nie opowiadać.

Dawno nie widzieliśmy Cię w głównej roli w filmie. Nie ma na tyle ciekawych propozycji, czy te rzeczy, które dostajesz są niesatysfakcjonujące?

- I jedno i drugie. Nie ma faktycznie aż tak intrygujących rzeczy. Niektórych rzeczy się nie podejmuję, bo nawet jeśli są interesujące, to wydają mi się nie dla mnie. Teraz skończyliśmy zdjęcia do filmu Małgosi Szumowskiej, który ma roboczy tytuł "Nigdzie". Czekam aż film się zmontuje, udźwiękowi i zobaczy światło dzienne. No i czekam, że coś się jeszcze pojawi. Ale nie mam w planach czegoś takiego, o czym bym chciał i mógł rozmawiać. Czekam...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji