Artykuły

Biblioteka Hanny Baltyn

O książkach: Michała Pawła Markowskiego "Czarny nurt. Gombrowicz, świat, literatura". Wydawnictwo Literackie 2004, "Teatr Witolda Gombrowicza". "Pamiętnik Teatralny" 2004 i Thomasa Bernharda "Wymazywanie". W.A.B. Warszawa 2005 pisze Hanna Baltyn w Foyer.

O roku ów! Kto ciebie widział w naszym kraju! Skutki odtąd zwać będą klęską urodzaju! Dosyć już tego Gombrowicza. Jak to w Polsce, strach sardynki otworzyć, bo na hasło wszyscy się biorą za jeden temat, przy tym często wychodzi, jak to u Gombrowicza, im mądrzej tym głupiej. Nie odebrałam dobrze książki Michała Pawła Markowskiego pod zadętym tytułem, zakładającej, że dziesiątki i setki dotychczasowych egzegetów wiedzą tyle, co guzik, i on nam dopiero całą prawdę nieobjawioną objawi. Nie podoba mi się teza, że nasz antywieszcz był biednym brzydkim kaczątkiem zagubionym we mgle i wylanym z kąpielą, na skutek czego kompletnie nie panował nad materią kłębiącą się w ciemnej paszczy życia. Są jednak tacy, którym się podoba, skoro nominowali dzieło do Nike. Szczęść Boże!

Inaczej "Pamiętnik Teatralny", sumujący porządnie wchodzenie utworów dramatycznych Gombrowicza do teatrów w Europie i Ameryce. Nie będę oszukiwać, że przeczytałam całe 800 stron, ale trochę tekstów przeczytałam. Bardzo przypadł mi do gustu szkic Piotra Millatiego "Aktor Gombrowicz" (o tym, że W.G. sam wprawdzie do teatru nie chadzał i nawet go nie lubił, ale w życiu zagrywał się do nieprzytomności) oraz wspomnienie Krzysztofa Zaleskiego o realizacji "Ślubu" w Kole Naukowym PWST w 1974. Była to pierwsza i rewelacyjna dla mnie, licealistki, inscenizacja pisarza znanego wyłącznie z lektur szarych tomików paryskiej "Kultury". Kiedy potem zdawałam do owej szkoły i na korytarzu dodawał mi otuchy sam Adam Ferency (Ojciec), czułam się namaszczona i wyróżniona. Teraz mogę się tylko pytać, po co mi to było, ale już za późno, za późno...

"Wymazywanie" Bernharda. Wsysa jak gąbka, zaczadza wrednymi pytaniami, nienawiścią do rodziny, choćby się ją miało tak poczciwą jak z wierszyka Brzechwy. To powieść, nie sztuka, ale nie mogę inaczej jej czytać niż przez inscenizację Lupy. Franz Josef Murau ma dla mnie twarz Piotra Skiby, Matka - Jadwigi Jankowskiej-Cieslak, Maria - Mai Komorowskiej a Kardynał Spadolini - Marka Walczewskiego. Zresztą i wydawca chyba jej inaczej nie czytał, skoro dał na okładce cytat z Lupy: "Propozycja oczyszczenia, uratowania ludzkiej godności i prawdy przez amputację chorej duchowej tkanki". Fantastyczny przekład Sławy Lisieckiej, która Bernhardowskie zdania buzujące jednym dynamicznym chlustem jak wodogrzmoty Mickiewicza przesadza z lekkością czempiona wyścigów. Niby znamy Bernharda, od lat robimy go w teatrze (Erwin Axer), a każda nowa publikacja to odkrycie. Facet napędzany osobistą nienawiścią do "felix Austria" niepokoi, męczy, zmusza do myślenia. Nie ma w nas ostatnio zbyt wiele romantyzmu, ale i na te propagandowe resztki, co je mamy, to radykalna odtrutka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji