Dekoncentracja (fragm.)
KRYSTYNA MEISSNER przeniosła na scenę słynną powieść Roberta Musila "Niepokoje wychowanka Torlessa". Z intymnej, zniuansowanej opowieści o obleśnym dojrzewaniu młodego chłopca w dusznej atmosferze szkoły kadetów na przełomie wieków wydobyła nade wszystko jeden aspekt: naturalną łatwość budzenia się nieracjonalnego, bezprzyczynowego okrucieństwa w stosunkach międzyludzkich tudzież perwersyjną przyjemność, jaką owo okrucieństwo budzi w młodzieniaszku. Dwaj chłopcy o przywódczych cechach torturują psychicznie trzeciego, podporządkowanego; czwarty - tytułowy Torless - błąka się w swych uczuciach między litością dla słabszego, lękliwym szacunkiem dla oprawców, chęcią ich naśladownictwa, tłumieniem owej chęci, rodzącym się poczuciem wyższości, intelektualnym pogubieniem i - dominującą w gruncie rzeczy - okrutną obojętnością wobec innych; ten hiperegoizm wieku dojrzewania Musil ukazuje z odkrywczą precyzją.
Na scenie toruńskiego Teatru im. Horzycy Aleksandra Semenowicz zbudowała olbrzymie, pół-klasztorne, pół-koszarowe wnętrze szkoły kadetów; jednolite niebieskie mundurki wychowanków wyraziście dopełniają atmosfery. Ale nikt tu nie gra dorastających chłopców - w wykonaniu dorosłych aktorów byłoby to pewnie nie do wytrzymania. Sceneria, dostojeństwo profesorów, tajne schadzki chłopców na pochyłym strychu, nawet drastyczności (akt męski), są tu tylko ilustracją niepokojów wychowanka Torlesa, komunikowanych wprost widowni. Reżyserka zaproponowała toruńskiej publiczności rodzaj teatralnego eseju ilustrowanego - skondensowanego, efektownego, to pewne, ale wymagającego właśnie szczególnej uwagi, śledzenia narracji, wsłuchania się w myśl pozbawioną widowiskowych efektów.
Na premierowej widowni było pustawo, niechętnie i lodowato. Wątpię, czy ta pozycja zabawi w repertuarze toruńskiego teatru zbyt długo.