Artykuły

Są dwie waluty: pieniądze i marzenia

- Dzisiaj festiwal to swego rodzaju ekspander, który rozszerza swoją formułę. Malta robi to konsekwentnie od dawna. Odkąd wykrystalizowały się osobne wręcz działy, pokazujemy różne oblicza sztuki współczesnej. Musimy sobie jednak uświadomić, że zmienił się również widz. On też jest jak ekspander. Rozciągnął się ze swoją kompetencją, ze swoimi potrzebami - mówi MICHAŁ MERCZYŃSKI, dyrektor Malta Festiwal Poznań.

Z Michałem Merczyńskim, dyrektorem Malta Festiwal Poznań 2012, o bohaterach tegorocznej edycji festiwalu, których więcej łączy niż dzieli, interdyscyplinarne współczesnych festiwali sztuki, spełnianiu marzeń, które są najlepszą formą zapłaty za pracę... rozmawia Stefan Drajewski:

Tegoroczna Malta przebiega pod znakiem "Akcje azjatyckie". Czy przez te trzy lata, jakie upłynęło od ogłoszenia idiomu, coś się zmieniło?

- Początkowo zakładaliśmy roboczo, że interesuje nas relacja "Azja - Europa". Ale nie zdawaliśmy sobie do końca sprawy, jak to będzie wyglądało. Intuicyjnie wyczuwaliśmy, że jest to ważny temat i ważny kierunek poszukiwań. Dość długo szukaliśmy klucza do tego idiomu. Znaleźliśmy go w Berlinie. Nazywa się Stefan Kaegi i kieruje grupą Rimini Protokoll. Nie zależało nam na sprowadzeniu opery pekińskiej czy grup promujących folklor azjatycki. Chodziło nam o to, by pokazać Azję w nas i obok nas. Zależało nam na pokazaniu przenikania się tych dwóch światów. Stefan Kaegi jest z jednej strony wybitnym twórcą teatru postdramatycznego, z drugiej - doskonale rozumie mechanizmy społeczno-ekonomicze, które krążą między Azją a Europą.

Między Poznaniem a Azją także?

- Zdziwiłbyś się, gdybyś sprawdził, ilu inwestorów azjatyckich działa w Poznaniu. Poza tym, jeśli przejrzelibyśmy w tym momencie metki przy naszych ubiorach, pewnie każdy znalazłby coś wyprodukowanego w Azji. Mało tego, każdy kogoś zna z tamtego rejonu, myśli o prawach człowieka, które są w tamtej części świata nagminnie łamane... Kwintesencją tegorocznego idiomu jest projekt Dirka Fleischmanna z koszulkami maltańskimi. Co roku Malta sprzedaje okolicznościowe koszulki festiwalowe. W tym roku są one wyjątkowe. Zostały wyprodukowane w Keasong. Fleischman pochodzi z Niemiec, mieszka w Niemczech i Seulu. Pojechał do Keasongu, strefy ekonomicznej w Korei Południowej i tam je zamówił. To wszystko zostało sfilmowane i stanowić będzie część jednego ze spektakli maltańskich. Na tym nam najbardziej zależało, aby przeciętny widz uświadomił sobie, na czym polega "Azja" w nas lub obok nas.

Zwykła koszulka stała się więc fragmentem działań performatywnych.

- Albo, jak mówi Jacek Cieślak, współczesną suknią Dejaniry.

Jaki jest Twój udział w tym, że Kolejorz w przeddzień rozpoczęcia festiwalu swój pierwszy mecz w Lidze Europejskiej zagra z drużyną z Kazachstanu?

- Bądź pewien, Malta nie ma z tym nic wspólnego. Przypadek sprawił, że sztuka zrymowała się ze sportem.

Nie obawiasz, że bohaterowie tegorocznej Malty: Azja, John Maxwell Coetzee i Lech Raczak będą się trochę przesłaniać?

- To, co robi Lech Raczak zawsze było społecznie zakorzenione. Odnosiło się albo do naszej historii, albo współgrało ze współczesnością. Leszek dużo opowiadał o swojej trylogii legnickiej, ale nigdy nie zabiegał o zaproszenie jej na Maltę. Wiedząc, że będzie się żegnał z funkcją dyrektora artystycznego, namówiłem go, aby pokazał tak ważne dla niego spektakle, żeby obowiązkowo przygotował nowe widowisko plenerowe na Starym Rynku. Wzbraniał się przed tym, twierdząc, że to inny Rynek niż ten sprzed dwudziestu laty, kiedy jeszcze z Teatrem Ósmego Dnia pokazał "Mięso". Ale przekonałem go, że właśnie dlatego jego spojrzenie na to miejsce jest naprawdę ważne.

Miejsce to samo, ale kontekst jest inny.

- Dzisiaj Stary Rynek w niczym nie przypomina tamtego. "Króluje" nad nim zamek, którego jestem wrogiem... I wracając do bohaterów tej edycji Malty, Coetzee jest jednym z najważniejszych umysłów naszych czasów. W swojej twórczości pokazuje on opresję, w którą wikła się normalny człowiek. Mówi o nas..., niezależnie, gdzie mieszkamy. Poza tym, jego próba zakorzenienia się w kulturze anglosaskiej - Wielka Brytania, Stany Zjednoczone - nie była łatwa. Mieszkał w RPA, kiedy panował tam apartheid. Od kilku lat mieszka w Adelajdzie...

Wszędzie obcy.

- Masz rację. W książce "Wyostrzyć wzrok" poświęconej Coetzee'mu, którą Malta wydała z okazji wizyty pisarza na festiwalu, Krzysztof Warlikowski mówi, że jego twórczość to "poszukiwanie obcego w sobie". Reasumując, wydaje mi się, że te trzy wątki mogą żyć spokojnie obok siebie osobno, ale też mogą wzajemnie koegzystować, bardzo dobrze oświetlając się, interfe-

Multikulturowość z jednej strony oraz wrażliwość i nie wrażliwość na drugiego człowieka z drugiej. Do tego dochodzą kwestie wolnościowe.

- To się układa w pewną architektoniczną całość. Poza tym, mnie się wydaje, że dzisiaj festiwal to swego rodzaju ekspander, który rozszerza swoją formułę. Malta robi to konsekwentnie od dawna. Odkąd wykrystalizowały się osobne wręcz działy, pokazujemy różne oblicza sztuki współczesnej. Musimy sobie jednak uświadomić, że zmienił się również widz. On też jest jak ekspander. Rozciągnął się ze swoją kompetencją, ze swoimi potrzebami... Nie ma już dziś widza, który chodzi tylko do opery tylko do kina, tylko do teatru lub galerii... Z publicznością jest inny problem. Dzieli się ona na widzów, którzy chłoną kulturę w każdej postaci i na widzów, których ona wcale nie obchodzi. Ten pierwszy odbiorca gotowy jest smakować wszystko i dlatego na festiwalu trzeba pokazywać bardzo różne rzeczy Poza tym, my też chcemy "rozmawiać" różnymi językami na różne tematy.

Malta bardzo wcześnie zaczęła rozszerzać swój profil. Czy masz jakieś przebłyski, które furtki należałoby jeszcze w sztuce otworzyć?

- Na pewno są takie i cały czas ich szukamy. Jako szefa festiwalu najbardziej interesuje mnie architektura, jak powinien się ten festiwal skomponować. Nigdy nie interesowało nas tylko pokazywanie. W latach 90. angażowaliśmy się w działania poznańskich teatrów plenerowych, które dziś żyją swoim życiem. Ale w pewnym momencie przestał nas interesować teatr ludyczny, co się nam wypomina. Nasz widz nie jest już everymanem, ale kimś, kto uczestniczy w kulturze popularnej, nowoczesnej, wymieszanej z najnowszymi trendami... I dlatego staramy się mu - bez kompleksów - takiej oferty dostarczyć. Jeśli w Poznaniu przygotowujemy światową prapremierę opery "Slow Man" flamandzkiego kompozytora i noblisty, który po raz pierwszy napisał libretto - to my nie mamy żadnych kompleksów. Jesteśmy w krwiobiegu producentów europejskich festiwali, które tworzą wspólnie... Czerpiemy z tego krwiobiegu, ale i wprowadzamy polskich artystów. Na przykład Wojtek Ziemilski, który będzie miał premierę swojego spektaklu na Malcie, będzie go pokazywał w nowej sieci festiwalowej, którą Malta współtworzy (HOF - "The House In on Fiere") i która przez pięć lat będzie korzystała z funduszy unijnych. Nie mamy kompleksów, kiedy tworzy koncert zatytułowany "Nie bój się Cygana", który pokaże, czym jest muzyka romska w światowym wykonaniu. Szukając elementu muzycznego w ramach idiomu azjatyckiego, pokazujemy właśnie muzykę Romów. Nie kryję, mam intuicję... Na pewno przez kolejne trzy będziemy kontynuować idiomy, ale nie chciałbym ich w tej chwili zdradzać.

Jak się czujesz, kiedy spełnia się Twoje marzenie. Festiwal jest po raz pierwszy producentem opery współczesnego kompozytora.

- Świetnie. Płaci się w dwóch walutach: pieniądzach i "sławie". Ta "sława" to możliwość spełniania swoich marzeń, które wiążą się z wpływem na rzeczywistość.

Czy taka zapłata zdarza się co roku?

- Niestety, raz na jakiś czas. Warto mieć marzenia, które przyniosą taki właśnie efekt,

System kuratorski i idiomy będą kontynuowane. A co z modelem finansowania, który sprawdzał się przez trzy lata. W tym roku się on kończy.

- Na jesieni rozpoczniemy kolejne starania w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Mam nadzieję, że kolejny raz uda nam się pozyskać pieniądze na trzy lata. Do partnerów finansowych dołączy na pięć lat Unia Europejska, która będzie współfinansować festiwale zrzeszone w grupie HOF. Prowadzimy już intensywne rozmowy z władzami Poznania. Myślę, że tego grona nie opuści Żywiec.

Jako szef jednego z najstarszych stażem w Polsce festiwali masz poczucie, że możesz trochę więcej?

- Staram się. Ale do tego potrzebna jest odwaga. Potrzebna jest także odporność na krytykę. Kropla drąży skałę. Jak robiliśmy pierwszą Maltę niektórzy pukali się w czoło, a po jej zakończeniu byli już jej entuzjastami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji