Artykuły

Scena obrotowa

Wraz z końcem mijającego sezonu w ruch pójdą dyrektorskie fotele. Jak na tej masowej zamianie miejsc wyjdzie polski teatr? - zastanawia się Aneta Kyzioł w Polityce.

Za nami pierwszy sezon obowiązywania znowelizowanej ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej (przepisy weszły w życie z początkiem 2012 r.). Nie obfitował w wielkie wydarzenia teatralne, bo artyści musieli zadbać o substancję i bazę, zanim na nowo zajmą się nadbudową. Powstał teatralny ruch oburzonych, działający pod hasłem "Teatr nie jest produktem/widz nie jest klientem". Pod tak zatytułowanym listem, odczytywanym przez artystów przed każdym spektaklem pokazywanym w ramach tegorocznej edycji Warszawskich Spotkań Teatralnych, podpisało się ponad 4 tys. profesjonalistów i amatorów teatru. Niedawno, w odpowiedzi na apel szefa ZASP, by podzielone środowisko wreszcie ramię w ramię, pod egidą największego związku zawodowego, stanęło do walki o swoje prawa, powstała Komisja ds. Monitorowania Sytuacji Teatrów Publicznych. "Jest to - mamy nadzieję - początek bardzo potrzebnych zmian w samym Stowarzyszeniu i w konsekwencji w całym publicznym teatrze w Polsce" - napisali jej członkowie w oświadczeniu dla mediów.

Wybuch oburzenia spowodowała nadinterpretacja przepisów nowej ustawy przez wicemarszałka dolnośląskiego, który zapis o konieczności ponownego uchwalenia statutów instytucji artystycznych zamierzał wykorzystać do ich zmiany i wprowadzenia do podległych mu teatrów menedżerów stojących ponad dyrektorami artystycznymi. Kilka dni temu poznańscy radni z PiS, wraz ze związanym z prezydentem miasta Poznańskim Ruchem Obywatelskim, zakwestionowali statut Teatru Ósmego Dnia. Szczególnie nie podobał im się interdyscyplinarny charakter działalności grupy, która oprócz tworzenia spektakli organizuje spotkania z udziałem lewicowych działaczy. Z kolei kieleccy radni debatowali nad tym, czy Teatrowi Lalki i Aktora Kubuś potrzebny jest wicedyrektor. Większość samorządów (m.in. krakowski i warszawski) zamierza zająć się kwestią statutów jeszcze przed wakacjami. Będą kolejne problemy?

Karuzela z fotelami

Drugim punktem zapalnym jest sposób powoływania dyrektorów. Ustawa nakazuje w miejsce umów na czas nieokreślony zawierać kontrakty na 3-5 sezonów, co jest okazją do odświeżenia składu ekip rządzących teatrami. Ustawa dopuszcza dwie metody: otwarty konkurs ofert oraz zamknięty, do którego władze zapraszają wybranych przez siebie twórców (można też przedłużyć kontrakt urzędującemu dyrektorowi). Środowisko walczy o pierwszą, władze, na czele z warszawskim Ratuszem, wolą drugą, a ostateczna decyzja w każdym przypadku należy do ministra kultury, który zatwierdza zarówno metodę wyboru, jak i wybranego kandydata.

W nowej umowie dyrektor zapisuje założenia programowe, które deklaruje się realizować, zaś władze zobowiązują się do zapewnienia finansowania teatru na ten czas na określonym poziomie. Dotąd było tak, że budżet w każdym roku uchwalano na nowo i zależał od dochodów miasta czy województwa, wydatków itd. Dyrektor był rozliczany z działalności, a władze z finansowania - nie. Teraz miałoby się to zmienić. Problem w tym, że dzieje się to w czasie kryzysu ekonomicznego, rosnących długów samorządów, mnożących się roszczeń spadkobierców oraz w cieniu Euro 2012. A kultura zwyczajowo pierwsza pada ofiarą oszczędności.

Konkursy na dyrektorów trwają m.in. w Teatrze Polskim w Poznaniu, gdzie obecnemu dyrektorowi Pawłowi Szkotakowi kończy się kontrakt, w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim, któremu od dekady szefuje Jan Tomaszewicz, oraz w rzeszowskiej Masce - ogłoszony po tym, jak minister nie zgodził się na nominację Teresy Kubas-Hul, polityka PO i ekonomistki, którą bez konkursu zamierzał powołać na szefa Maski prezydent Rzeszowa. Jeszcze przed wakacjami ma zostać ogłoszony konkurs na szefa Teatru Powszechnego w Łodzi, którym od 1995 r. kieruje Ewa Pilawska. Na decyzję w sprawie ogłoszenia konkursu czekają w Lubuskim Teatrze im. Leona Kruczkowskiego w Zielonej Górze; tu rządzącemu od pięciu lat Robertowi Czechowskiemu kończy się kontrakt.

Z nowymi dyrektorami przyszły sezon rozpoczną także: Teatr im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku, Teatr im. Ludwika Solskiego w Tarnowie i Wrocławski Teatr Współczesny (szefująca mu 13 lat Krystyna Meissner przechodzi na emeryturę, zastąpi ją reżyser Marek Fiedor). Przede wszystkim zaś - dwie największe sceny warszawskie oraz wkrótce Narodowy Stary Teatr w Krakowie - Mikołaj Grabowski, zarządzający przez ostatnią dekadę, osiągnął wiek emerytalny. Te ostatnie zmiany wywołały najgorętsze dyskusje i pokazały patologie życia teatralnego w Polsce.

Zarządca środka

Krakowski magistrat jest zadowolony z podległych sobie dyrektorów: - Nie przewidujemy żadnych zmian w teatrach. Trzymają poziom, a ich dyrektorzy to świetni fachowcy, frekwencja na spektaklach jest niemal stuprocentowa - chwali Stanisław Dziedzic, dyrektor Wydziału Kultury i Dziedzictwa Narodowego w krakowskim Ratuszu. Przez moment za to wydawało się, że mniej zadowolony z szefa podległej sobie instytucji, Starego Teatru w Krakowie, jest minister kultury Bogdan Zdrojewski.

"Sugerowałem ministrowi, że w związku z moim 10-letnim dyrektorowaniem Staremu Teatrowi może przyszedł czas, by znaleźć następcę. Rozmawialiśmy kilka razy na ten temat. Zawarliśmy jednak dżentelmeńską umowę, że na początku tego roku spotkamy się i omówimy szczegóły. Do tego spotkania jednak nie doszło, a z prasy dowiedziałem się o konkursie" - mówił mediom Mikołaj Grabowski.

Nerwowa reakcja ministra mogła mieć związek z wystąpieniem Grabowskiego na konferencji prasowej ruchu "Teatr nie jest produktem" i opowieścią o cięciach budżetowych oraz problemach z prowadzeniem teatru.

Gdy emocje opadły, panowie najwyraźniej doszli do porozumienia, bo w kolejnych wywiadach Grabowski informował, że: "minister mocno podkreślił, że w komisji przesłuchującej kandydatów bardzo silna będzie reprezentacja Starego Teatru, gdyż nie chce on podejmować żadnych decyzji bez konsultacji z zespołem i ze mną", Dyrektorem pozostanie co najmniej do końca roku, a do zamkniętego konkursu zaproszeni ponoć zostali: dyrektor TR Warszawa Grzegorz Jarzyna (który jednak postanowił pozostać na dotychczasowym stanowisku), dyrektor Teatru Śląskiego w Katowicach Tadeusz Bradecki, szef krakowskiej Łaźni Nowej Bartosz Szydłowski oraz reżyserzy: Jan Klata i Michał Zadara. Twórcy o skrajnie różnych gustach i sposobach myślenia o instytucji teatralnej.

Od lat kontrowersje budzi polityka teatralna władz Warszawy. Decyzje zapadają arbitralnie, zakulisowo i z roku na rok są coraz bardziej egzotyczne. Z początkiem 2010 r. na stanowisko szefa Teatru Studio w Pałacu Kultury i Nauki Biuro Kultury powołało Grzegorza Brala, szefa offowego wrocławskiego Teatru Pieśń Kozła, dla którego był to debiut w teatrze repertuarowym. Po serii niekończących się castingów i słabych, komercyjnych spektakli na miejsce Brala powołano Agnieszkę Glińską. Realizuje spektakle rzetelne, podążające za autorem, jej mocną stroną jest psychologia postaci i praca z aktorem. Wszystko to razem stanowi przepis na solidny teatr środka, realizowany z różnym powodzeniem w większości stołecznych teatrów. Tymczasem Studio od czasów swojego powstania miało wyrazisty charakter eksperymentatorski.

Teatr środka od września będzie rezydował także po przeciwnej stronie Pałacu Kultury i Nauki - minister właśnie zatwierdził nominację dramatopisarza, laureata nagrody Nike za "Naszą klasę" Tadeusza Słobodzianka na dyrektora Teatru Dramatycznego im. Gustawa Holoubka. Poprzedni dyrektor Dramatycznego Paweł Miśkiewicz, nie bez problemów i wpadek, uczynił z Dramatycznego jedno z najciekawszych i najbardziej oryginalnych miejsc w Warszawie: dla twórców i odbiorców otwartych na eksperyment i ryzyko artystyczne. Przygotowywane tu spektakle stawały się tematem nie tylko środowiskowych dyskusji i zdobywały nagrody. Jednak eksperyment i wyrazistość mają swoją cenę - elitarność. Jego odbiorcą nigdy nie będą masy, spodoba się też raczej młodszym widzom niż starszym, a to ci drudzy mają władzę.

Tadeusz Słobodzianek zaproponował szeroki repertuar, oparty na dramacie klasycznym i współczesnym, pokazywany, częściowo naprzemiennie, w trzech połączonych ze sobą teatrach: Laboratorium Dramatu i Teatrze Na Woli, których szefem pozostanie, i na trzech scenach Dramatycznego. Internauci już ochrzcili nowo powstałe konsorcjum teatralne Sloboplexem.

- Przekonały nas trzy argumenty, zawarte w propozycji programowej Słobodzianka - tłumaczy wiceprezydent Warszawy Włodzimierz Paszyński. - Po pierwsze: repertuar. Słobodzianek zamierza robić w konsorcjum dokładnie to, co powinien robić Teatr im. Gustawa Holoubka, czyli inscenizować klasyczne i współczesne dramaty z poszanowaniem pracy dramatopisarza. Po drugie: wątek ekonomiczny. Łączenie scen jest rozwiązaniem stosowanym na świecie, potania działalność teatrów. I po trzecie: dyrektor deklaruje otwartość na współpracę z twórcami z różnych obozów estetycznych.

Problem w tym, że odbierając Dramatyczny Miśkiewiczowi nie stworzono jednocześnie w stolicy miejsca do działalności o podobnym, eksperymentatorskim profilu. Awangardowy niegdyś TR Warszawa z braku środków realizuje jedną premierę w sezonie (Słobodzianek deklaruje, że w razie potrzeby TR może gościnnie pokazywać swoje produkcje na którejś ze scen konsorcjum), a Nowy Teatr Warlikowskiego, wciąż bez siedziby, gra rzadko. Gdzie tu różnorodność, gdzie wybór?

Tymczasem wiceprezydent Paszyński zapewnia: - Nikt w tym mieście, od Hanny Gronkiewicz-Waltz po jej współpracowników, nie ma zamiaru rugować z warszawskiego krajobrazu teatralnego spektakli, które rzekomo nie pasują nam estetycznie. Chcemy tylko, żeby były w odpowiednich miejscach. Jestem przekonany, że również Tadeusz Słobodzianek, jeśli dostanie ciekawe propozycje artystyczne, wystawi je u siebie. Poczekamy, zobaczymy.

Czas kobiet

Oprócz ujednolicania repertuarów teatralnych nowym trendem jest stopniowa feminizacja zawodu dyrektora, zwłaszcza artystycznego. Najnowsze nabytki: Agnieszka Glińska w warszawskim Studio, trzydziestoparoletnie: reżyserka teatralna i producentka Agnieszka Korytkowska-Mazur w Teatrze Dramatycznym im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku oraz reżyserka teatralna i operowa, scenograf, z wykształcenia architektka, reżyserka i muzyk Ewelina Pietrowiak w Teatrze im. Ludwika Solskiego w Tarnowie. Dołączyły do działających od niedawna: Doroty Ignatjew z Teatru Zagłębia w Sosnowcu, Joanny Nawrockiej z warszawskiego Teatru Ochoty czy dyrektor impresaryjnego Teatru Starego w Lublinie Karoliny Rozwód, A w konkursie na dyrektora Teatru Polskiego w Poznaniu, obok dotychczasowego dyrektora Pawła Szkotaka, startuje Agata Siwiak, menedżerka i producentka teatralna.

Świeże dyrektorki są młode, ambitne, energiczne, wykształcone i myślą nowocześnie. Czas kobiet? Być może. Jednak przede wszystkim jest to czas kryzysu ekonomicznego, obcinania dotacji, zaciskania pasa, łatania budżetów. Czas kompromisów. Nie bez przyczyny tak wiele teatrów wraca do repertuaru klasycznego, szukając ratunku w szkolnych wycieczkach (w samej Warszawie w nadchodzącym sezonie mają być trzy inscenizacje "Zemsty" Fredry).

- W ostatnich latach sytuacja finansowa w sektorze kultury się pogarsza - przyznaje dyrektor wydziału kultury z Krakowa Stanisław Dziedzic. - Dużo trudniej dyrektorom teraz działać, dlatego wzajemne zapisy w kontraktach mogą budować jakieś poczucie bezpieczeństwa po obu stronach - przywołuje znowelizowaną ustawę.

Włodzimierz Paszyński z warszawskiego Ratusza dodaje: - Sytuacja finansowa miasta jest, jaka jest: nie osiągnęliśmy jeszcze poziomu wpływów z 2008 r., a wydatków jest dużo więcej, choćby z tytułu kwestii własnościowych i odszkodowań. A skoro pieniędzy na kulturę nie będzie więcej, warto się przyjrzeć, jak są wydawane. Stąd choćby nasza decyzja, że teatr z tak dużą widownią jak Dramatyczny powinien grać spektakle zdolne ją wypełnić.

Na ciężkie czasy najlepsze są gospodarne kobiety? Swego czasu amerykański krytyk i teoretyk teatru Richard Schechner pisał o zjawisku feminizacji sektora kultury. Powołując się na przykłady innych branż, przekonywał, że jeśli mężczyźni odpuszczają jakiś sektor gospodarki, to zwykle oznacza, że sektor ten przestał być atrakcyjny zarówno finansowo, jak i prestiżowo, nie wiąże się już z pieniędzmi i władzą. Czy mamy właśnie do czynienia z taką sytuacją w teatrze?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji