Artykuły

Gadu - gadu...

Sztuka Davida Hare'a w oryginale nazywa się po prostu "Blue Room" ("Błękitny pokój"). Dlaczego zrealizowany na jej podstawie spektakl Teatru TV nosił tytuł "Przestrzeń smutku"? Nie wiem. Wiem tylko, że brzmi to pretensjonalnie, podobnie jak wykorzystana w przedstawieniu piosenka Seweryna Krajewskiego. Jeśli ktoś usłyszałby ją, a nie wiedział, z czym ma do czynienia, mógłby pomyśleć, ze to jakaś ckliwa telenowela.

W pierwszych latach XX wieku światową karierę robił "Korowód" - dramat Arthura Schnitzlera. Dziesięć rozmów pomiędzy przedstawicielami różnych społecznych stanów, których tematem był seks. Utwór zrobił furorę. Mówiono, że opisuje zagubienie ludzi, którzy stracili ze sobą jakikolwiek kontakt.

Hare napisał współczesną wersję "Korowodu". Zmieniły się czasy, ale ludzie pozostali tacy sami. Ciągle nie potrafią się porozumieć i szukają ucieczki w fizycznych zbliżeniach. Niestety, w spektaklu Agnieszki Glińskiej nie było atmosfery dusznego erotyzmu. Dominika Ostałowska i Wojciech Malajkat zagrali tylko młodych ludzi z dobrych domów. Gadali, gadali, a z ekranu wiało nudą. Zabrakło prawdziwej drapieżności, wpisanej w utwór Hare'a. Dlatego śmieszyć mógł czerwony kwadrat na dole ekranu. Teatrzyk młodego widza tylko dla dorosłych?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji