Artykuły

"KRAJ ROZKOSZY" na wyspie

Tam go przynajmniej chciał umiejscowić Teatr Powszechny, projektując wystawienie w łazienkowskim Teatrze na Wyspie "Króla w kraju rozkoszy", od półtora przeszło wieku nie oglądanej komedii Franciszka Zabłockiego. Do zalet samej sztuki miało się dołączyć naturalne piękno otoczenia, fascynująca gra świateł na wodzie, widok starych drzew i pałacyku w Łazienkach, przywodzący na myśl odległe czasy Króla Stasia, kiedy to publiczność raz jeden oglądała komedię ze stopni amfiteatru.

Do premiery przygotowywano się intensywnie. Niejeden ze stałych bywalców Łazienek zatrzymał się może w upalny czerwcowy dzień w pobliżu Teatru na Wyspie i popadł w głęboką zadumę, kogo też ma przedstawiać dziwna postać w kąpielowym stroju i koronie na głowie. No cóż, w roku 1960 i do tego podczas "godzin pracy ceremoniał nie bywa zbyt rygorystycznie przestrzegany. Czas naglił i wydawało się, że wkrótce już zostanie przełamane fatum ciążące nad tą - jak ją sam Zabłocki nazywał - zapustną komedią.

Jakiś bowiem fatalizm prześladował wesołego "Król". Ta pełna pikanterii sztuka (dla której pierwowzorem byi "Le roi de Cogagne" Legranda), uznana została swego czasu za najostrzejszą antydworską komedię Oświecenia i po kilkunastu spektaklach, zapoczątkowanych premierą w Teatrze Narodowym - 3 lutego 1787 r. - zeszła ze sceny. W kilkadziesiąt lat później Franciszek Salezy Dmochowski pominął ją w zbiorowym wydaniu dzieł Zabłockiego, tłumacząc, iż musi to uczynić "dla śliskości przedmiotu i zbyt wolnych żartów".

Nie otrzymawszy "świadectwa moralności" - "Król w kraju rozkoszy" spoczywał zapomniany w bibliotece Teatru Narodowego potem w Muzeum Czartoryskich. Wprawdzie Bronisław Kąsinowski zamieścił o nim entuzjastyczny artykuł w "Pamiętniku Literackim", a Ludwik Bernacki zamierzał go włączyć do przygotowywanego wydania komedii Zabłockiego, nie zdążył tego jednak uczynić i dopiero kiedy ostatnio Jerzy Jacki opracował tekst na podstawie autografu znajdującego się w Muzeum Czartoryskich w Krakowie i zainteresował nim Teatr Powszechny - sprawa przybrała kształt realny.

Któż mógł przewidzieć, że tym razem wszystko rozbije się o... deszcz. Raz jeden, mimo przejmującego chłodu i mżawki zdecydowano się na spektakl w Łazienkach, po czym "Król..." wyemigrował do teatru na Pragę, gdzie jest obecnie grany w oczekiwaniu na bezchmurne niebo.

Słuchając teraz padających ze sceny wierszy Zabłockiego nikt nie czuje się wzburzony słowami chłoszczącej satyry. Stępiło się ostrze najzjadliwszej "antydworskiej komedii Oświecenia" i być może pozostałby z niej tylko pusty kształt, gdyby nie jej farsowy humor, ciętość i piękno poetyckie. Nie darmo Wacław Borowy nazwał Zabłockiego "niebywałym fenomenem literatury", który - choć nie stworzył sam ani jednego oryginalnego utworu, potrafił na kanwie cudzych pomysłów krzesać ognie dowcipu i fantazji. Werwę i rubaszność akcji, wdzięk wiersza i śmieszność naiwnych perypetii z zaczarowanym pierścieniem starali się uwydatnić aktorzy, z Ryszardem Baryczem - Królem, Tadeuszem Janczarem - Giermkiem i Janiną Nowicką - Infantką - na czele. Dzięki ich wysiłkom i nie zwietrzałemu humorowi dydaktycznej opowieści o znudzonym królu - publiczność bawi się dobrze, mamy jednak nadzieję, że wkrótce zobaczymy sztukę na tle naturalnej scenerii Łazienek i że wtedy dopiero nabierze ona życia i pełni blasku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji