Artykuły

Za wieki zbrodni - kara

"Nie bronią będziemy z polskim ludem wojować, tylko prawdą" - woła Hubert Olbromski w "Turoniu". Prawdą o wolności, powstaniu, o krzywdzie i uwłaszczeniu chłopów. Ale nie znajduje posłuchu - on "surdutowiec", inteligent szlachecki, emisariusz emigracyjny, a także notable z miejscowej arystokracji. Żeromski dotknął w tym dramacie jednego z najboleśniejszych momentów naszej historii, kiedy o nienawiści klasowe rozbijał się zapał patriotyczny, załamywały się zrywy wolnościowe. W "Turoniu" ten moment to rok 1846, rzeź galicyjska, Jakub Szela. Rewolucjonista i prowodyr buntu chłopskiego czy sprzedawczyk i krwawy kat na usługach władz austriackich, które jego rękami duszą polskie gniazda powstańcze? Jedno i drugie.

Taki jest u Żeromskiego. Przede wszystkim mściciel krzywd, "co od prapradziadów chłopom panowie zadali". Mówi Szela: "Jam jest za wszystkie wieki waszych zbrodni - kara... Żebym z was wytoczył, ilu was tu jest, jak okiem sięgnąć, wszystką krew - żeby się zaś rowami dróg lała - jeszcze by ta krew nie zmazała waszej winy, a naszej krzywdy!" I dodaje jego syn: "My żadnego narodu polskiego nie znamy. Polski naród - to panowie". Żeromski zawsze rozdrapywał rany narodowe, nie próbował zalepiać ich kojącym plasterkiem. W tym była siła jego pisarstwa. Szelę wyposażył w racje nienawiści, które - jak i jego ciemnota, zawiniona także przez panów - jeżeli nie usprawiedliwiają, to motywują jego naiwną ufność w cesarskie obietnice i oddanie się na usługi zaborcy.

Oczywiście, równie mocne racje ma Hubert Olbromski, przybywający jako emisariusz, aby stanąć na czele powstania, które by przyniosło wolność narodowi od cesarza a chłopom od panów. Ale i one - choć o ich szlachetności ideowej (i sympatii do nich autora) nie ma co wątpić - opierają się na wątłych podstawach realnych i zawodnej ufności w łatwą rezygnację posesjonatów z ich interesów klasowych. W każdym razie dzięki równomiernemu rozłożeniu tych rozmijających się z sobą racji po obu stronach, można mówić o starciu tragicznym. Starciu, od którego ciemno się robiło w naszej dziewiętnastowiecznej historii.

Obu bohaterów dramatu Żeromski pokazuje w sposób plakatowy, jako nosicieli pewnych sił i prawd społecznych, historycznych. Tylko że Szela odmalowany jest z gwałtowną ekspresją, wyrazistością barwy i rysunku, Hubert Olbromski zaś wychodzi blado i konwencjonalnie, nakreślony linią schematyczną. Emil Karewicz jako Szela zbudował postać z potężnej bryły. Wypowiadane przez niego słowa przytłaczały ciężarem oskarżenia. Buchał ogromem nienawiści i zwierzęcego okrucieństwa. Składał się w chytrej służalczości wobec przedstawicieli cesarskich, poddawał się sile władzy uderzającej do głowy i ciągotom ku urokom "pańskości". Piękna i mocna kreacja aktorska. Ryszard Bacciarelli miał mniejsze możliwości w roli Huberta, wywiązał się z nich poprawnie.

Całe zaś przedstawienie, reżyserowane przez Romana Kłosowskiego, ujęło dramat Żeromskiego w stylistykę poetycką. Jak najsłuszniej. Dosłowność obnażyłaby wątłość realistyczną postaci i nieprawdopodobieństwa życiowe przede wszystkim zakończenia, rodem z romansu awanturniczego. Do takiego cudzysłowu poetyckiego upoważnia zresztą tytułowy obrzęd turonia, który nie tylko spełnia decydującą rolę w nawiązaniu i rozwiązaniu akcji, ale jest też metaforą całości. Weronika mówi, że jest to "znak pokonania tura, zwycięstwa odniesionego nad turem czyli nad wszystkim, co jest grubą, przemożną, zwierzęcą siłą". I że zwierzęca podłość i nikczemność widnieją teraz w tym znaku.

Scenografia Andrzeja Sadowskiego stworzyła metaforyczne tło tego przedstawienia. Ściana dworu szlacheckiego pokryta narodowymi emblematami: portrety, zbroje, sztandary. Dwór zagubiony w śnieżnej i mroźnej przestrzeni, która otwiera się poza ścianą i z której nadciągają chłopi. I do tego maski i kukły turoniowych potworów, wkraczających ze wsi do dworu. Na tym tle w scenach dzielonych przerywnikami muzycznymi komponują się obrazy, w których aktorzy są tylko znakami postaci. Z takich ledwo zarysowanych sylwetek składa się całe towarzystwo "pańskie": znajomi z "Popiołów", starzy już teraz Krzysztof Cedro (Piotr Pawłowski) i Rafał Olbromski (Tadeusz Bogucki), państwo Chwalibogowie (Danuta Nagórna i Arkadiusz Bazak). Jedna Weronika Cetlrówna (Ewa Wiśniewska) ma trochę więcej - choć też w ograniczonym schemacie - do zagrania. W obozie chłopskim również postacie przedstawione syntetyczną kreską - pisarską i aktorską. Przede wszystkim Chudy, ten, który się łączy z powstańcami - Tomasz Zaliwski zagrał go wyraziście. Staszek Szela (Jacek Zbrożek), stary Konica (Józef Kondrat) i wielu innych. Poza tym austriacki generał Lażansky (Juliusz Berger).

I jeszcze jedna bardzo ważna postać: młody Xawery Cedro, chłopiec nerwowy, nie całkiem normalny, a przynajmniej za takiego uważany przez otoczenie. Przewija się on przez całą sztukę, by w końcu złożyć z siebie ofiarę dla uratowania innych. W tej roli zadebiutował Krzysztof Wakuliński z PWST. Zagrał ją bardzo ładnie, przedstawiając z dużą prawdą skomplikowanie wewnętrzne dojrzewającego chłopca. O to, że przybierał niekiedy tony Olbrychskiego, nie można mieć specjalnych pretensji.

"Turoń" przez długie lata zapomniany i niegrany, dopiero w ostatnich miesiącach trafił znowu na kilka scen. Przedstawienie w Teatrze Ludowym pokazało siłę i teatralność tego dramatu Żeromskiego. Zasłużyło na uznanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji