Alchemia sceny
Nieczęsto mamy okazję oglądać na żywo wspaniałe aktorskie dinozaury. Szkoda, bo poddanie się sile ich magnetycznego kunsztu, śledzenie tajników scenicznej alchemii, w której szczypta geniuszu wrzucona do tygla przebogatych doświadczeń nadaje smak całej kreacji, są dla widza fascynujące. Tym bardziej warto skorzystać z okazji, by zobaczyć w najbliższą sobotę lub niedzielę o godz. 18 "Dziady" Adama Mickiewicza w Teatrze im. Osterwy z Ignacym Gogolewskim w roli Senatora.
Nawet gdyby ten oryginalny w zamyśle inscenizacyjnym spektakl z 2001 roku, wyreżyserowany przez Krzysztofa Babickiego w ciekawej scenografii Pawła Dobrzyckiego był dla kogoś realizacją dyskusyjną, trudno nie docenić ról Jacka Króla - Gustawa Konrada i Ignacego Gogolewskiego - Senatora.
Jacek Król zadziwia dojrzałością i głębią odczytania roli będącej kanonem polskiej dramaturgii. Operuje również doskonale arsenałem środków aktorskich, które pozwalają mu swoje odczytanie postaci Konrada uwiarygodnić. Scenę jego walki z Szatanem i egzorcyzmów pamięta się długo. Przeobrażenie Gustawa w Konrada i cały jego sceniczny byt nabiera dzięki logicznej acz pełnej żarliwości interpretacji Króla walorów syntezy.
Natomiast Gogolewski buduje rolę za pomocą tysiąca niuansów, od najdrobniejszego gestu dłoni po każde uniesienie brwi. Jego styl mówienia wydaje się nieznośnie manieryczny, pauzy doprowadzają widza do ostateczności, ostentacja w demonstrowaniu przez artystę zepsucia despoty - sybaryty irytuje. A jednak człowiek patrzy na ten spektakl w spektaklu jak zaczarowany i rozumie już dlaczego wielkich aktorów oklaskuje się frenetycznie za jeden krok na scenie, albo machnięcie chusteczką do nosa.
Nie ma co ukrywać. Mamy do czynienia z żywą legendą. Gogolewski, który trafił na scenę pierwszych po wojnie "Dziadów" w reżyserii Bardiniego dzięki zastępstwu, udowadnia po bez mała półwieczu, że wkroczył do historii polskiego teatru zasłużenie i trwale. To, że dziś oglądamy byłego Konrada w roli Senatora, zamyka swoistą klamrą aktorski dorobek Ignacego Gogolewskiego w wielkim dramacie romantycznym. Dzięki polityce obsadowej dyrekcji Teatru Osterwy dzieje się to właśnie na lubelskiej scenie. Dla miłośników Melpomeny grzechem byłoby takie wydarzenie przeoczyć.