Artykuły

"Dziedzictwo i odwet"

Recenzja moja z przedstawienia "Turonia" w warszawskim Teatrze Ludowym, została, z jakichś nieznanych mi przyczyn technicznych, bez mojej wiedzy zniekształcona. Mniejsza o moje ambicje autorskie, choć przy czytaniu mocno zabolało mnie serce. Ale głównie chodzi o niezawinioną krzywdę ludzi teatru.

Prosiłbym zatem o przytoczenie przynajmniej niektórych, tak niesłusznie, opuszczonych ustępów mej recenzji. Na przykład początku trzeciego akapitu:

"Przedstawienie warszawskie, reżyserowane w Teatrze Ludowym przez Romana Kłosowskiego, ze specjalną jasnością i siłą, ukazuje jeszcze jedna prawdę "Turonia". Krzysztof i Rafał działają do końca pierwszego aktu. Potem schodzą ze sceny, zarówno dosłownie, jak przenośnie. Tadeusz Bogucki, grający starego Olbromskiego podkreśla, że jest przede wszystkim wpatrzony w swego syna. Jego kompan i przyjaciel, Krzysztof Cedro, znajduje się w sytuacji odmiennej. Z młodocianym swym synem, Ksawerym, nie może się porozumieć. Odmienność tego chłopca jest dla niego bolesną raną. Dwaj wykonawcy tej roli w Teatrze Ludowym, Lucjan Dybrych i Piotr Pawłowski, podkreślają bojową determinację Cedry".

Myślę, że trzeba też resytuować akapit piąty"

"Jest w drugim akcie warszawskiego spektaklu piękna scena, gdy Ewa Wiśniewska, grająca Weronikę, podbiega do ciężkich drzwi, dzielących ją od Huberta. Jest to może najlepszy w przedstawieniu warszawskim moment gry tej aktorki. Zarazem jedno z najciekawszych rozwiązań reżyserskich".

Nie bez znaczenia dla zrozumienia sensu recenzji i ducha spektaklu był ustęp następujący:

"Powiedziałbym nawet, że lekko drwiący ton, który Szela wobec swych podwładnych przybiera, pozostaje najsilniejszym naszym wrażeniem. Czy słusznie się tak dzieje? Kara, którą Szela najniesłuszniej każe wymierzyć wykonawcom swych rozkazów, pozwala taką interpretację potwierdzić. Rodzony syn Szeli, Staszek (grany przez Jacka Zbrożka), mimo swego snobizmu miłosnego, wydaje się bliższy ludowi, niż jego ojciec".

Równie przykre jest opuszczenie wywodu, dotyczącego Jana Chudego:

"W swej przenikliwej recenzji zamieszczonej w "Słowie Powszechnym" (24 II) pisał Stefan Polanica, że w przedstawieniu warszawskim Chudy grany przez Tomasza Zaliwskiego, od pierwszej chwili wyjawia, iż jest po stronie powstańców. Być może, iż reżyser z góry tego się obawiał i z tego powodu skreślono jedyne zdanie Chudego wypowiadane w akcie pierwszym: Cicho, cicho..., w momencie gdy Hubert toczy walkę na argumenty z Szelą. Tak dalece posunięto ostrożność, by zachować efekt zaskoczenia, nagły zwrot Chudego w akcie ostatnim, zerwanie przezeń maski. Myślę, że Zaliwski całym swym zachowaniem w akcie drugim, szorstkimi ruchami wobec Weroniki i Huberta, dostatecznie się konspiruje. Zauważyłem na przedstawieniach młodzieżowych, że nawet najwrażliwsi widzowie nie przewidują obrotu wypadków. Zaliwski bardzo interesująco swą rolę stopniuje, nadaje ciężar gatunkowy nawet chwilom milczenia, urasta w naszych oczach na przywódcę, człowieka decyzji".

Wreszcie trudno pominąć zakończenie, które brzmiało:

"Wydaje mi się, że to, co powiedziałem, świadczyć może o znaczeniu spektaklu. Słusznie zauważono w innych recenzjach, że "Turoń" jest jednym z ważnych osiągnięć warszawskiego Teatru Ludowego. Reżyser Roman Kłosowski dobrze rozumie i ocenia szanse aktorskie, jakie dają poszczególne rozwiązania i doniosłość aktorskiego współudziału. Ileż to spraw - i jak subtelnie - rozgrywają postacie "Turonia"! Nawet rólka lokaja Walentego została obsadzona przez aktora dającego mocną wymowę każdemu słowu i spojrzeniu: Artura Kwiatkowskiego. Reżyser dążył do tego, by stale nam uświadamiać, że cała akcja rozgrywa się w wymiarach poetyckich i wielkiego starcia zagadnień, a nie psychologicznej analizy czy życiowej dosłowności. Dlatego muzyka przerywa, co jakiś czas, bieg wydarzeń, wnosząc nastrój niezwykłości. Dlatego uwydatniono role obrzędu. Niebezpieczeństwo polegało na pewnym zachwianiu rytmu, osłabieniu tętna. Najlepiej i najpiękniej zostało to rozwiązane w akcie trzecim. Niewątpliwie, przedstawienie jest piękne i niezwykłe.

Scenografia Andrzeja Sadowskieo operuje fragmentem empirowej architektury, po obu stronach otwartej na daleką perspektywę. Wspomniałem, jak reżyser wykorzystuje to rozwiązanie w miłosnej scenie Weroniki. Na tylnym planie, już w akcie pierwszym, zjawiają się białe, kojarzące się z wyobrażeniem zawieruchy postacie chłopów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji