Artykuły

Edyp czyli optymizm współczesny

Istnieją w antycznych mitach dwie postaci, których los pozostanie dla ludzkości na zawsze chyba symbolem jej zmagań heroicznych: Syzyf i Edyp. Dola tego pierwszego, ukaranego przez bogów, o ileż lepiej oddaje całą treść człowieczeństwa - nieustannego zmagania się z bezwładem rzeczy pod obojętnym, głuchym niebem. Ale Syzyf został przez bogów skazany na karę, gdy Edyp sam sobie ją wybrał - pozbawiając się oczu a nie mogąc i nie chcąc pozbawić się świadomości. Dlatego Edyp może być symbolem losu nie wybranego, a spełnionego do końca na własną już tylko, ludzką miarę. Więcej jeszcze - Edyp nieświadomy swoich uczynków, ich moralnego znaczenia, musi poznać wszystkie odcienie ich znaczeń moralnych, wszystkie je zrozumieć - jest to jakby ewolucja od typu władcy-praktyka, nie zastanawiającego się na co dzień nad subtelnościami czynów - do postawy myśliciela, moralisty, czy już tylko człowieka, obowiązanego znać wszystkie cechy swej kondycji. Dla nas, dzisiaj, Edyp znaczy przede wszystkim świadomość zła. Znaczy również odpowiedzialność. I wszelkie z niej płynące konsekwencje - nieefektowne bohaterstwo życia z poczuciem winy za wszystko. Ale dla nas Edyp nie może być równocześnie igraszką w rękach fatum, w rękach bogów i wyroczni, jak był nią dla starożytnych. Jego życie spoczywa w jego własnych rękach, ograniczone tylko biologicznymi prawami i prawem wyboru: albo poddać mu się biernie, zdając się na to, co nieuniknione, albo je kształtować mimo nieuniknionego. I taki właśnie jest sens losu Edypa w przedstawieniu Lidii Zamków, los "zaangażowanego" człowieka. W pierwszej odsłonie Edyp pojawia się wśród mieszkańców Teb, dotkniętych zarazą i bezwolną rozpaczą, jako uosobienie woli, przekonania o wspaniałej skuteczności działania. Ten Edyp jest entuzjastą życia - wśród ponurej scenerii mikroświata Teb, wśród zsiniałych, upiornych niby widma z obozu zagłady postaci swych współobywateli - on jeden ma twarz radosną, pełną energii. Wie, że świat jest zły, ale wierzy, że uda mu się to zło zwalczyć, po to przecież żyje, aby pokonywać trudności, rozwiązywać nierozwiązalne zagadki Sfinksów. Zycie jest dla niego nieustanną satysfakcją sprawności własnych mięśni, własnych władz umysłowych, jakimś sportem jednoczącym nieskończenie wiele dyscyplin. Przybył na tę ziemię jako jej zbawca, opatrznościowy mąż. Jest dzieckiem fortuny - wszystko mu się udaje - posiadł władzę, miłość kobiety, szacunek poddanych. I ani krzty zwątpienia. Nauczył się wszak dotąd tylko pokonywać naturę - nigdy ona go nie pokonała.

Edyp Sofoklesa nie wierzył w wyrocznie bogów - ale one go dościgły i zwyciężyły. Edyp Zamkow nie wierzy w nich do końca i nie wyrocznie są sprawczyniaimi jego losu - on swój los zwycięża po camusowsku, przez pogardę. Tragedia tłumaczy się bez udziału Apollina, za to z pełnym udziałem charakteru Edypa. Jest w losie tego młodzieńczego w ujęciu Herdegena i Zamkow władcy jeden tylko rys "przeznaczenia" - nieopanowany temperament młodości. Gdyby nie porywczość, nie doszłoby do starcia z Lajosem; nie doszłoby gdyby Edyp nie był, tak dumny i pewny własnej siły. Zbrodnia na drodze fokidzkiej była dziełem młodzieńczej porywczości, wspomaganej przez królewską pychę. Tę ostatnią zresztą po obu stronach - zabójcy i zamordowanego. Na drodze fokidzkiej spotkało się dwu ludzi pysznych urodzeniem - żaden nie mógł ustąpić drugiemu dobrowolnie. Edyp miał przewagę młodości, świat się przed nim dopiero zaczynał jako pole sukcesu, ucieczka przed klątwą z domniemanego miejsca zagrożenia, Koryntu, była także wyprawą po złote runo sukcesu. Linia losu Edypa wiedzie od zagrożonego człowieczeństwa ku władzy i zaszczytom i z powrotem - ku człowieczeństwu najbardziej tragicznemu. Albo inaczej - od strachu poprzez złudną pewność sukcesu ku świadomości klęski.

W krakowskim przedstawieniu cały nacisk położono na pełne udźwięcznienie owej złudy pewności sukcesu. Świadomie piszę "udźwięcznienie". Dość tu wspomnieć w części II spektaklu monolog; Edypa, zastanawiającego się nad swoim pochodzeniem - tuż przed rozwiązaniem straszliwej zagadki. Następujące po nim w dramacie III stasimon chóru - radosną pieśń o szczęśliwych miejscach, gdzie mógł zrodzić się tak wspaniały władca - połączyła Zamkww w jedną znakomicie muzyczną i teatralną scenę. Chór w bachicznym uniesieniu sławi swego władcę, ten zaś, niby kapłan szczęścia góruje nad nim i włada jego uniesieniami. Scena przywodząca na myśl żywiołowość Dionizji i dramatyczny patos Beethovenowskiej "Ody do radości". To nie Edyp-władca łączy się w pieśni ze swoimi poddanymi, to Edyp-człowiek, przynależący do ludzkiej zbiorowości, choć stojący na jej czele, zdany na własne siły wyciąga w tanecznym niemal geście ręce do świata - pełen wiary w swoją ludzką szansę, niezależnie od tajemnic urodzenia. Przedzierzgnie się we władcę dopiero w scenie przesłuchania starego pasterza, który go przed laty znalazł na Kitajronie. Jest w tej scenie gorzka wiedza o człowieku naszych dni, jest teatr dramatycznych kontrastów Zamkow. Tknięty niepokojem Edyp słucha z niecierpliwością milknącego co chwilę pasterza. Jest władcą, a w ręku władcy leży przecież siła zmuszania poddanych do zeznań. Jest człowiekiem ściganym przez niepewność - chce wiedzieć na pewno. Te przyczyny każą mu wziąć do ręki bicz, by przyśpieszyć własny los. Prawo przemocy władzy i zwykłego ludzkiego strachu, okrutny stosunek kata i ofiary, jaki znamy ze współczesnej historii zamknęła reżyserka w tej scenie. W osobie pasterza Edyp torturuje własną ofiarę i przyszłego kata. Wczorajszy władca staje się jutro szmatą historii. - Tak dramatycznie wyzwala się czas w naszej epoce, tak dochodzi się do poznania własnych granic. Odtąd Edyp ani przez chwilę nie będzie już władcą. Gdyby nim pozostał - musiałby w majestacie dotkniętej nieszczęściem królewskości patetycznie odegrać swoje ostatnie doznania. Wyraz ogromu nieszczęścia musiałby się zrównać z wyrazem miary sukcesu. Lub go przewyższyć. Lidia Zaimkow nie dopuściła do takiej równowagi, wiedząc, że nie znaczy ona już nic - a jej nadmierna ekspresja emocjonalna przeszłaby poniżej współczesnych form odczuwania i przejawiania się tragedii ludzkiego losu, jako tragedia w historycznym kostiumie. Powściągliwość teatralnej formuły spotkała się z filozoficzną formułą egzystencjalizrnu Camusa: "Nie ma takiego losu, którego nie przezwycięży pogarda". Oślepiwszy się, Edyp wchodzi na scenę w pełnej jasności zrozumienia własnych czynów. Wie już wszystko, popełnił z rzeczy ludzkich najstraszliwsze - uciekając przed złem i czyniąc we własnym przekonaniu dobro. Aktywność człowieka w złym świecie - choćby najszlachetniejsza - nie uwalnia jednak od winy i nie uwalnia od kary. Karę wymierzył sobie Edyp sam - życie ze świadomością winy. Ta kara jest przecież jego ludzkim zwycięstwem nad tak pojętym losem. Uśmiecha się drwiąco - mógłby za lordem Jimem powtórzyć: "Przychodzę pełen winy, przychodzę gotów na wszystko i bezbronny". Bezbronny - bo pozbawiony władzy, sławy i szczęścia. Po prostu - człowiek - ale uzbrojony w jedno - szczęście świadomości siebie. Gotów na wszystko - bo cóż może zdarzyć się więcej? Więc uśmiecha się - wszystko to tylko tyle?

Pisząc tę recenzję eały czas czuję fałszywość sytuacji. Nic w niej o Herdegenie-Edypie. A przecież właściwie wszystko to o nim. Bez jego kreacji nie mogłoby być mowy ani o współczesności problemu, ani zwłaszcza o jego sile oddziaływania. Gdy Leszek Herdegen pojawia się w pierwszej scenie spektaklu, prowadząc dialog z chórem, doznaje się przez chwilę uczucia zawodu: więc ten rzeczowy, opanowany władca, w którym nic nie "zapowiada" przyszłej tragedii ma być podmiotem najokrutniejszego z losów? Nie wzbudza żadnej sympatii - zgodnie z zasadą, że racjonalizm władzy jest najdoskonalej obojętny. Tylko jego sposób poruszania się po scenie - każdy krok pełen siły, młodzieńczej radości z posiadania wspaniale funkcjonującego ciała - zdradza inne rysy postaci, rysy ludzkie. Potem następuje scena z Kreonem, gdzie ów sprężony dynamizm wyzwala się w sposób niepohamowany - jak w starciu rozjuszonych młodzików. Ani śladu w niej majestatu i racjonalizmu rozsądnej, mocnej władzy. Buduje nią Herdegen przeszłość postaci - tak musiało wyglądać starcie z Lajosem. Teraźniejszość - to znów nuta sceny pierwszej - wzmacniana stopniowo i rozbudowywana: sceny z Jokastą (Irena Szramowska) cytowana już pieśń z chórem. Liryzm miłosnego wątku, wyjątkowo subtelny - ta para bohaterów nie zachowuje się powściągliwie jak królewskie małżeństwo, lecz jak oczarowani sobą sobą zakochani - pogłębia monolog Herdegena na tle chóru. W scenach z Jokastą utajony entuzjazm życia wybucha tu z całą siłą w radosnym crescendo. I wreszcie scena ostatnia - oślepiony wchodzi na scenę. Żadnych gierek z potykaniem się, szukaniem drogi po omacku. Ciało jest tak samo sprawne jak było. Mówi nie łkając, spokojnie, cały czas z uśmiechem.

Spektakl "Edypa Króla" jest kolejnym zwycięstwem Lidii Zamkow nad ekspresją mocnych efektów jej własnego warsztatu. W architektonice przedstawienia można co prawda dostrzec jeszcze chwyty przejaskrawione (jak np. miotający się epileptycznie Terezjasz), ale duch celowości efektów, harmonii myślenia panuje nad całością. A i duch harmonii muzycznej także - chór w pierwszej odsłonie spektaklu wchodzący ciemnym modlitewnym lamentem - tłem dla dźwięcznych, melodycznie jasnych kwestii Edypa - mieni się barwami znaczeń muzycznych i dramatycznych, których kulminację stanowi "scena bachiczna". Scenografia Andrzeja Majewskiego, utrzymana w kolorach brudnej żółci, brązu i czerni, z motywem skrzydeł pokonanego Sfinksa, przedstawiająca smutny bezroślinny kształt jakiejś równiny czy płaskowyżu, sprawia, że dramat Edypa, rozgrywający się przecież wśród greckiego krajobrazu, przenosimy w nasz współczesny, "zły" świat, na którym tyle smutnych szerokości geograficznych - krajobrazów brazylijskiej suszy, hinduskiej nędzy, krajobrazów zniszczonych przez wojnę i pożogę. W te smutne szerokości geograficzne ludzkiego nieszczęścia, niedoli i zła codziennie wchodzi jakiś Edyp - w złocistym kostiumie - nieprostego przecież optymizmu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji