Artykuły

"Saragossa", czyli zgubne skutki używania rozumu

Najnowsza premiera w Teatrze Narodowym - Saragossa autorstwa i reżyserii Tadeusza Bradeckiego - jest utworem ze wszech miar odważnym. Jest to nie tylko przedstawienie wielkiej urody scenicznej, świetnie wyreżyserowane i zagrane, ale przede wszystkim ważne wydarzenie światopoglądowe, o jakie niełatwo dzisiaj w polskim teatrze.

Bradecki w swym romansie scenicznym próbuje wyjaśnić okoliczności samobójczej śmierci Jana Potockiego, bohatera spektaklu. Pokazuje ostatnie dni jego życia, które spędził w majątku Uładówka na Podolu, w samotności, chorobie i biedzie, rozmyślając nad swoim życiem i tocząc rozmowy z bohaterami własnych powieści. Ten obrachuek z samym sobą i ze światem kończy się samobójczym strzałem, który pada nie wskutek rozpaczy czy chwilowej egzaltacji, lecz zaplanowanego działania. Potocki przez wiele dni szlifuje srebrną kulę odpiłowaną od cukiernicy, aby dopasować ją do pistoletu. Ma dużo czasu do namysłu, może jeszcze poniechać zamachy na samego siebie. Nie rezygnuje jednak, bo nie może odnaleźć się w szaleństwie ogarniającym świat po 1815 roku. Potocki jest bowiem oświecenia, intelektualistą wierzącym w potęgę rozumu. Wychowany w kręgu libertyńskiej kultury francuskiej, naukowiec, wielbiciel Woltera, staje się świadkiem zburzenia oświeceniowego ładu i wybuchu wczesnego romantyzmu. I zdaje sobie sprawę, że masowa fascynacja czarami, okultyzmem, mistycyzmem to nie tylko przejściowa moda na strachy i duchy, ale zwiastun nowej epoki i nowego światopoglądu.

Dla Potockiego. zwolennika porządku, sensu i metod empirycznych w nauce, wszechwładny kult irracjonalizmu ogarniający całą Europę musiał być nie do zniesienia. Podobnie jak opłakane skutki wojen napoleońskich, jak ustalenia Kongresu Wiedeńskiego w 1815 roku i ogłoszenie Świętego Przymierza, nakazującego przestrzeganie w Europie "zasad świętej wiary, w imię Świętej Trójcy". Dla wolterianina rodzący się romantyzm był przekreśleniem osiągnięć wieku rozumu i wolnomyślicielstwa, był znakiem powrotu czasów ciemnych, czasów zabobonu.

Potocki w swym słynnym w świecie - ale nie w Polsce - "Pamiętniku znalezionym w Saragossie", wyśmiewa się z modnej wówczas powieści gotyckiej. Wszelkie historie o zjawach, strachach i duchach pojawiające się w utworze mają swoje racjonalne, materialistyczne wytłumaczenie. Nie ma żadnej tajemnicy, tylko zbiorowa psychoza, obłęd i ciasnota umysłowa bohaterów. W "Saragossie" Bradeckiego bohaterowie "Pamiętnika..." wychodzą z kartek powieści, wyłaniają się z kątów domu Potockiego, istnieją realnie. Odwiedzają swego autora we śnie, obsesyjnie goszczą w jego myślach zacierając różnicę między rzeczywistością a fikcją, snem a jawą. Potocki nie godzi się na istnienie duchów, choć myśl o nich nie daje mu spokoju. Nie chce, by zawładnęły nim upiory, tak jak zawładnęły już zbiorową wyobraźnią. Świat rodzącego się romantycznego paradygmatu jest dlań nie do przyjęcia. Dlatego woli palnąć sobie w łeb.

Zdaniem Bradeckiego samobójczy strzał Potockiego zamyka epokę oświecenia. Odtąd już nie mędrca szkiełko i oko, lecz czucie i wiara stały się znakami czasów i wyznacznikiem światopoglądu. A mędrzec Potocki poszedł w zapomnienie. Zresztą zawsze był w Polsce lekceważony, nie lubiany za niedowiarstwo i dziwactwa. Jakie to były dziwactwa? Otóż Potocki miał niepoważne hobby - naukę. Był pionierem archeologii, historykiem, podróżnikiem, wynalazcą nowych metod badawczych w etnografii. Był także zwolennikiem rewolucji francuskiej, działaczem społecznym i pomysłodawcą programu reform, posłem na Sejm Czteroletni. Był też autorem prac naukowych, pisarzem, znawcą sztuk pięknych. Ale w odczuciu sobie współczesnych był po prostu - dziwakiem. A może nawet człowiekiem niespełna rozumu, bo znano go głównie z bezbożności, libertynizmu i rozwiązłości. Za jego najgłośniejsze i najważniejsze dokonanie uważano, o ironio, przelot balonem z Jean[em] P. Blanchardem. Jego napisany po francusku "Pamiętnik znaleziony w Saragossie" przetłumaczono na polski dopiero w połowie XIX wieku, po czym uznano za rozwiązły - i nieważny. I zapomniano.

Do dzisiaj podręczniki literatury najczęściej pomijają tak "Pamiętnik..." jak i jego aulora. I raczej trudno się spodziewać, żeby nagle stało się inaczej. Jakkolwiek bowiem sam "Pamiętnik..." można by jeszcze uznać za utwór znaczący, kłopoty sprawia Jan Potocki. Nigdy w Polce nie cieszyli się masową sympatią ludzie jego pokroju, niepokorni racjonaliści odmawiający wyższości irracjonalnego nad racjonalnym, metafizyki nad fizyką. Romantyzm stał się naszą ukochaną epoką, której szkoła poświęca najwięcej czasu. Wywodzący się z romantyzmu sposób myślenia wynoszący czucie i wiarę ponad szkielko i oko trwa wszak do dzisiaj. Mentalność wczesnego romantyzmu, jaka pozwoliła na zawarcie Świętego Przymierza jest także mentalnością Polski końca XX wieku. Wystarczy dobrze się rozejrzeć, aby dojrzeć znaki z rodzaju tych, jakie zniechęciły do życia hrabiego Potockiego: wszechobecną modę na irracjonalizm, wróżki, czary, fascynację Erą Wodnika, mesjanistyczne ciągoty Kościoła, obrzucającego egzorcyzmami racjonalizm, opatrzony zapobiegliwie czerwoną etykietką lewicowości. Te liczne cuda w całym kraju, Matki Boskie na szybach i drzewach, kult oszołomów pokroju ojca Rydzyka czy księdza Jankowskiego, konkordat, fanatyzm religijny, itd. mogłyby się zdarzyć równie dobrze w czasach o jakich opowiada "Saragossa". Światopogląd wywodzący się z tradycji oświecenia nigdy nie cieszył się u nas - i nie cieszy nadal - powodzeniem. Niewykluczone, że w najbliższym czasie nasi prawicowi mędrcy w przypływie czucia i w głębokiej wierze, do zbrodni przeciwko ludzkości dopiszą obok faszyzmu i komunizmu także termin: oświecenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji