A kuku
Kłopot z Kazimierzem Dejmkiem polega na tym, że stale robi on nieoczekiwane kawały. Swój najsłynniejszy kawał wykonał w roku 1968, wystawiając w Teatrze Narodowym "Dziady", których zdjęcie z afisza stało się zaczynem demonstracji studenckich, a potem tego wszystkiego, co nazywamy Marcem 1968. Oczywiście za ów Marzec, przedstawiony jako wystąpienie przeciwko komunie, splendory zebrali wszyscy oprócz Dejmka, ale sam jest on sobie winien. Kto mu bowiem kazał - zamiast ubrać się w szaty opozycyjnego męczennika -już w parę lat później określić publicznie (i to z trybuny sejmowej) bojkot aktorski, ogłoszony w czasie stanu wojennego, jako błazeństwo, szkodzące bardziej widzom telewizyjnym, pozbawionym w tym czasie przyzwoitego teatru i samym aktorom, pozbawionym publiczności, niż ówczesnej władzy? Był to jednak jedyny chyba okres w historii, gdy aktor mógł zdobyć uznanie nie za to, że gra, ale za to, że nie gra, po co więc było Dejmkowi psuć swoim kolegom taką okazję?
Dalszym dowcipem Dejmka było oczywiście jego ministrowanie w Ministerstwie Kultury i Sztuki w rządzie SLD-PSL, czego do dzisiaj nie mogą mu wybaczyć obecni nasi władcy. Dlatego też za karę ani pani minister Nazarowa, ani dosłownie nikt z Ministerstwa Kultury nie pojawił się na nowej - po długiej przerwie - premierze Dejmka w Teatrze Narodowym, widowisku "Dialogus de Passione", opartym na tekstach staropolskich.
Ale też i samo widowisko uznać należy za kolejny nieoczekiwany kawał reżysera. Jest to bowiem przedstawienie religijne, w którym scena po scenie, zgodnie z tym, co napisane w Ewangelii, pokazana została historia ukrzyżowania Jezusa, z Annaszem, Kajfaszem, Piłatem i Judaszem, przedstawionymi jak żywi, w przeciwieństwie do samego Jezusa, którego rolę grają kolejne rzeźby świątków.
Bezczelność Dejmka jest w tym wypadku oczywista. Zamiast zostawić monopol na tematy religijne prawdziwie nabożnym reżyserom, którzy - jak na przykład reżyser Zanussi i inni, których jest coraz więcej - wykonaliby swoje zadanie na klęczkach, Dejmek, wybierając z XV-, XVI- i XVII-wiecznych tekstów odpowiednie sceny do widowiska, upiera się, że są one po prostu częścią kultury ludowej, do której prawo mają nawet niedowiarkowie.
Obawiamy się jednak, że reżyser wybrał fatalny moment do głoszenia takich poglądów. Oto bowiem 297. Konferencja Episkopatu wydała właśnie komunikat, potępiający oficjalnie działających w Polsce tak zwanych lefebrystów, czyli księży nie uznających nauk II soboru watykańskiego i upierających się przy tym, aby msze odprawiać po łacinie i tyłem do wiernych, nie zaś przodem, jak nakazał sobór. Lefebryści, do których w Polsce zaciągnęło się obecnie dwóch księży, nie należą do postaci najbardziej sympatycznych, oni to między innymi współdziałają ze Świtoniem w stawianiu krzyży na oświęcimskim żwirowisku. Komunikat Episkopatu twierdzi, że działają oni ostro w Internecie i rozsyłają do bogobojnych parafii swoje ulotki i komunikaty, nieposłuszne wobec Jana Pawła II, który ich ekskomunikował. Poza tym, działalność lefebrystów rozzuchwala inne sekty, wśród których Kościół wylicza Hare Kryszna, Kościół scjentologiczny, satanistów oraz Kościół Moona. Dwuznaczne też głosy w sprawie lefebrystów wydaje z siebie Rydzykowe Radio "Maryja", co pokazuje, jakie masło ma obecnie na głowie nasz Episkopat.
Nie zdziwilibyśmy się więc, gdyby w tym zamieszaniu także Dejmek, ze swoim widowiskiem pasyjnym, dopisany został do tej listy.