Artykuły

Zielona Góra. "Trash Story" wg Libera w Lubuskim

Jakie były mieszkanki Grünberg? Dokąd chodziły, jakie prowadziły interesy, gdzie się bawiły? Na te pytania spróbuje odpowiedzieć nowy spektakl Lubuskiego Teatru pt. "Trash Story". Ciemną stronę historii Zielonej Góry przypomina Marcin Liber, reżyser kontrowersyjny i bardzo dosadny.

Jakie były mieszkanki Grünberg? Dokąd chodziły, jakie prowadziły interesy, gdzie się bawiły? Czy naprawdę musiały masowo popełniać samobójstwa w stodole, gdy zmuszono je do prowadzenia eksperymentów medycznych na ludziach? I dlaczego nigdy o nich nie myślimy, kiedy wchodzimy do niemieckich budynków lub biegamy po Parku Tysiąclecia?

Nie bez powodu plakat promocyjny spektaklu "Trash Story" przedstawia grafikę gniazda. - Gniazdo to miejsce, do którego zawsze wracamy. To nasz dom. Ale często gdy dobrze mu się przyjrzymy, dostrzeżemy stertę śmieci, prezerwatyw i drutów - Perspektywa bardzo się zmienia - opowiada Marcin Liber, reżyser sztuki. Tego twórcę widzowie poznali już m.in. dzięki głośnemu spektaklowi "III Furie", jaki przygotował z zespołem legnickiego teatru. Nie stronił od dosadności, brutalności, prowokacji. Sztuka [Magdy Fertacz - przyp. e-teatr] wywołała burzę w świecie teatru, zebrała najlepsze recenzje i nagrody. Marcin Liber pochodzi z Zielonej Góry i w imię "Trash Story" powrócił do rodzinnego gniazda, by jak mówi, zrobić spektakl "dla kolegów z podwórka".

A teraz całkiem serio. Reżyser wgłębia się tu w niemiecką, ciemną przeszłość Zielonej Góry. Przy pomocy tekstu Magdy Fertacz przypomina, jak to za czasów Grünbergu było. Przedstawia duchy dawnych mieszkanek miasta. Dowiadujemy się, że np., że lekarkę Ursulkę Trudę zmuszano do prowadzenia eksperymentów medycznych na ludziach. Ursulka Klarin była szkolnym pedagogiem, praca przestała jej się podobać, gdy nastąpiła faszyzacja nauki. Ursulka Brivi kierowała chórem do momentu, gdy zaczęto jej dyktować repertuar. A Ursulka Joppe był ambitną studentką, z marzeniami o berlińskich uczelniach. To był cios, kiedy dowiedziała się, że jej ukochany narzeczony pracuje w obozach koncentracyjnych. Takich historii jest więcej. Wszystkie kończą się jedną puentą: "Była duża stodoła. Pożegnałam się i poszłam". To, oczywiście, odniesienie do fali samobójstw popełnianych przez Niemki w 1945 r. na terenach obecnego woj. lubuskiego.

W spektaklu Liber nie tylko cofa się w czasie, ale pozwala przenikać dwóm światom: dzisiejszemu i dawnemu. Poznajemy też rodzinę, która żyje i mieszka w obecnej Zielonej Górze. Jej członkowie też mają swoje problemy, tajemnice. Czy pamiętają o tym, co było wcześniej? Czy pamiętają w ogóle o sobie samych?

- Mam wrażenie, że zawłaszczyliśmy sobie w pamięci Zieloną Górę. Mamy kłopot z tożsamością i pamięcią o ludziach, którzy byli tu przed nami - tłumaczy Liber. Za hipnotyczną, mroczną muzykę, odpowiada Aleksandra Gryka.

Zanosi się więc na mocny i dosadny spektakl. Taki, który wpisuje się w program "teatru wartości", jaki na początku swojej kadencji założył sobie dyrektor Robert Czechowski. - Podejmujemy trudne, nietypowe i kontrowersyjne tematy. To jedno z fundamentalnych zadań teatru: budzić ludzi z letargu, szarości, przyzwyczajenia. Ale zawsze w sposób jaskrawy i wyrazisty. Nie należę do dyrektorów, dla których teatr to miejsce rozrywki. Również, ale nie przede wszystkim - mówi Czechowski.

Premiera spektaklu "Trash story" w Teatrze Lubuskim 17 czerwca (niedziela) o godz. 18.30. Bilety (w cenie od 22 zł do 38 zł) do nabycia w kasie teatru, tel.: 68 452 72 72.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji