Artykuły

Teodycea według Lupy

Kto był kiedyś w Moskwie, musiał skierować kroki na Sadową i Patriarsze Prudy. Tam bowiem rozgrywa się akcja powieści Michaiła Bułhakowa. Krystian Lupa zanim przystąpił do pracy nad Mistrzem i Małgorzatą również odwiedził te miejsca. "Byliśmy dziś na Sadowej w Fatalnym mieszkaniu..." pisze w Dzienniku z datą 26 maja 2001. Dom, w którym zadomowił się "zagraniczny konsultant" ze swoją świtą, widziałam dwa miesiące wcześniej, pod koniec marca, kiedy Moskwa zasypana była śniegiem, a mróz dochodził do minus 15 stopni. Słynna klatka schodowa, niegdyś zadrukowana napisami i rysunkami, świeciła pustkami, jakby wymieciono z niej życie. Robiła wrażenie świeżo odnowionej albo stale na nowo odmalowywanej. Graffiti zdobiące ściany "świątyni" Wolanda zniknęło na apel mieszkańców zmęczonych wizytami natrętów, turystów, a przede wszystkim różnej maści wyrzutków społecznych, którzy pielgrzymowali do miejsca podejrzanego kultu, zanosząc skargi. W tym kraju nadal nie dziwi nic. Wolandową kaplicę czarnej magii zateizowano tak, jak wiele świątyń w Rosji zamieniono na muzea ateizmu. Choć zdrowy rozsądek nakazywałby zamienić mieszkanie na Sadowej w muzeum Bułhakowa i zarabiać na biletach sprzedawanych zwiedzającym, dla których ten dom, klatka schodowa i mieszkanie, gdzie ulokował się "książę ciemności", należą do ważnych atrakcji turystycznych.

Wizyta w stolicy Rosji, opisana przez Lupę w dalszej części Dziennika, zaciążyła na jego "Mistrzu i Małgorzacie". Od pierwszych chwil na scenie widzimy nie tylko Moskwę lat 30., ale głównie smakujemy nieobliczalny klimat Moskwy dzisiejszej, gdzie wszystko się ze sobą miesza: wysokie z niskim, wielkie z małym, szlachetność z tandetą, dobry smak z kiczem. Atmosfery tego miasta doświadczamy w scenie chuligańskiej burdy. Grupka agresywnych, pijanych Moskwian dobija się do budki z piwem, zalewając widownię potokiem przekleństw. Mentalność współczesnych Rosjan obserwujemy podczas występu Wolanda w variete. Przebrani za publiczność aktorzy wszczynają awanturę na widowni, a panie wyrywają sobie kapiące kiczem bazarowe kreacje, te, które również my znamy ze Stadionu 10-lecia albo innych targowisk, opanowanych przez sąsiadów ze Wschodu. W pierwszej odsłonie, kiedy Woland przysiada się do Michała Berlioza i Iwana Bezdomnego na Patriarszych Prudach, czujemy rozgrzane i drżące od skwaru powietrze, mając w pamięci smog wiszący nad Moskwą ubiegłego lata. W kolejnych epizodach oglądamy piekło komunistycznego terroru, którego echo niesie się do dziś. Słuchamy lamentu nieszczęsnej Anuszki (świetna Aldona Grochal), dręczonej wyrzutami sumienia w związku ze śmiercią Berlioza. Paskudny fartuch i wystające spod niego opadające majtki odbierają jej resztki człowieczeństwa. Lupa pokazuje ludzi upokorzonych przez system, będący - jak zwykło się mawiać - dziełem szatana.

2.

Cóż na paradoks. To właśnie diabeł zjawia się pewnego dnia na Patriarszych Prudach. Ale nie po to, żeby podziwiać swoją pracę. Przeciwnie nie podpisuje się pod nią. A na dodatek wpuszczając nieco irracjonalnych zaklęć w tryby pozornie sprawnie działającego mechanizmu komunistycznej ideologii, rozregulowuje go do reszty, obnażając jego podejrzaną sprawność.

Lupa szukając kształtu scenicznego dla postaci Wolanda zainspirował się graffiti z lat 20-ych, które pokrywało niegdyś ścianę klatki schodowej na Sadowej. Wizerunek "czarnego maga" znajdziemy na czerwońcach spadających na publiczność podczas pokazu w variete i na graffiti pokrywającym ścianę w szpitalu wariatów.

Wolanda gra Roman Gancarczyk. Jego rola wydaje się przedłużeniem Huguenau'a z Lunatyków II. Bohater powieści Brocha, w jego ujęciu, nosił piętno szatańskie, krył pokłady negatywnej energii. Był niczym "mały bies" - nawiązując do tytułu powieści Sołoguba - który rósł w siłę, napawając się złem wyrządzanym innym i karmiąc się ich nieszczęściem. W "Mistrzu i Małgorzacie" Gancarczyk pokazuje nowe, inne wcielenie zła. Woland to szatan z "wyższej półki", wyrafinowany, z klasą, wykształcony, który posiadł chwilami ciążącą mu wszechwiedzę, który "smakuje złudność i gorycz poznania". Widzący to, czego nie wiedzą zwykli śmiertelnicy, dźwigający balast przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Zobowiązany naprawić zadawnione krzywdy, których doznali Mistrz i Małgorzata oraz Piłat cierpiący z powodu bólu głowy od 2000 lat. "On" - pozostający w aurze dobra i światłości - nie zajmuje się takimi spawami, pozostawiając je upadłemu aniołowi, negatywnemu teologowi, swemu młodszemu bratu. Świat Bułhakowa ma wymiar manichejski, a więc dobro i zło współistnieją tu na równych prawach. Książę ciemności i "On" przestrzegają podziału obowiązków, nie wchodzą sobie w drogę, niekiedy ściśle ze sobą współpracując. Specjalistami od diabelskich sztuczek jest doborowe towarzystwo z orszaku Wolanda. "W sfery ludzkiej realności mieszają się en passant, od niechcenia, ale właśnie nie jako destruktorzy, lecz korektorzy błędów i regulatorzy zachwianych porządków. Od czasu do czasu, z nadmiaru sił nadprzyrodzonych, płatają figle bezinteresowne, poza tym jednak oddają to, co się komu należy: psują do reszty popsute, podstawiają nogę chwiejnemu, łamią spróchniałe, namawiają do złego niedobre". W przedstawieniu Lupy kompani Wolanda sprawiają wrażenie innych niż w powieści. Są ubrani tandetnie, bez gustu, tak jak ludzie na moskiewskich ulicach, jakby posiedli plastyczność umiejętność przejmowania ich cech, pozwalającą wmieszać się w tłum.

U Lupy asysta "czarnego maga" składa się z diabłów lepszej kategorii. Prawa ręka Wolanda, Korowiow (Piotr Skiba) wydaje się mieć naturę refleksyjną. Zwykle wyuzdana i uwodzicielska Hella (Iwona Budner) jest opiekuńcza, głównie troszcząc się o zdrowie schorowanego messera. Behemot (Adam Nawojczyk) sprawia wrażenie mądrego ponad miarę, może tylko zawsze skuteczny Asasello (Jacekt Romanowski) jest najbliższy powieściowemu pierwowzorowi.

3.

Drugi wątek powieści tworzą losy Mistrza i Małgorzaty. Poznajemy je za sprawą Iwana Bezdomnego (bardzo dobra rola Bogdana Brzyskiego), który w szpitalu dla obłąkanych spotyka tajemniczego pensjonariusza. Niewydarzony, nieco tępawy poeta, u Lupy bardziej niż Mistrz urasta do rangi ofiary totalitarnego chaosu. W pierwszej scenie oddany sprawie obywatel, w szpitalu wariatów przechodzi przez wszystkie kręgi piekła żeby ostatecznie zostać uznanym za szaleńca, zamkniętego bezpowrotnie w domu bez klamek.

Mistrz Zbigniewa W. Kalety pomyślany jest jako karykatura Mistrza powieściowego. To przygaszony, stłamszony przez system człowiek. Przywodzi na myśl Konrada z Kalkwerku. Nie wiemy, czy to geniusz, czy szaleniec. Jego dzieło, podobnie jak Konradowy "Traktat o słuchu", przepada w płomieniach. Jedyną osobą przekonaną o "mistrzostwie" Mistrza jest Małgorzata (Sandra Korzeniak). Wydaje się powietrzem, bez którego nie mógłby żyć. Zagrzewa go do pisania. Podnosi na duchu po nieustannych załamaniach i upadkach. Ona jest silna, piękna, gotowa walczyć do końca, on jest słaby, nijaki, pusty, wydrążony. Kiedy za sprawą diabelskich mocy bohaterowie przenoszą się do skromnego mieszkanka, gdzie byli kiedyś szczęśliwi, mimo otaczającej ich magmy terroru, Małgorzata każe Mistrzowi pisać. Przekonuje, że teraz wszystko się ułoży. Znów gotowa jest dźwigać na swych barkach ukochanego człowieka, który jednak wypalił się razem ze spłonięciem rękopisu swej powieści.

Trzeci najważniejszy motyw "Mistrza i Małgorzaty" stanowi powieść w powieści czyli historia Piłata utrwalona przez Mistrza. Analogia między autorem powieści a jej bohaterem jest wyraźna. Obaj, choć oddaleni od siebie w czasie o 2000 lat, żyją w państwach policyjnych. Piłat nie może działać w zgodzie ze sobą. Mistrz nie może opublikować swego dzieła. Piłat wbrew własnej woli skazuje na śmierć niewinnego człowieka, przypłacając decyzję wielowiekową pokutą objawiającą się chronicznym bólem głowy. Nieustępliwy mistrz zostaje uznany za szaleńca i trafia do moskiewskiego szpitala psychiatrycznego.

Piłata świetnie gra Jan Frycz. Mimo, że jego bohater posiada władzę, bo jest namiestnikiem Judei, musi ugiąć się pod ciężarem potęgi Sanhedrynu i wyrachowanego arcykapłana Kajfasza (Jerzy Święch), który nieodwołalnie żąda śmierci Jeszui Ha-Nocri. Frycz pokazuje wewnętrzne zmagania bohatera, rozdarcie między tym, co musi a powinien zrobić i ogarniającą go falę wątpliwości. Podczas decydującej wymiany argumentów, twardy, chłodny, racjonalny Piłat daje się ponieść emocjom, co przynosi przeciwny do zamierzonego skutek. Walka o życie Jeszui kończy się klęską i wyrzutami sumienia, że w obawie utraty stanowiska, poświęcił ludzkie życie. Jeszua grany przez Andrzeja Hudziaka rozpięty jest między przeszłością Judei i teraźniejszością Moskwy. Niepozorne, przygarbione ciało wędrownego filozofa kryje wielką indywidualność zdolną pociągać tłumy - wydaje się symbolem umęczenia przez system - ten sprzed 2000 lat i ten właściwy dla głównego nurtu powieści.

W przedstawieniu Lupy tak, jak w polifonicznej powieści Bułhakowa przenikają się motywy, czasy i miejsca. Patriarsze Prudy są zarazem tarasem i domem Piłata; czujemy ten sam upał; słyszymy cykady. Dom wariatów z charakterystyczną pokrytą graffiti ścianą, odtworzoną przez Lupę, jakby na przekór tej zamalowanej na Sadowej, staje się mieszkaniem Mistrza i Małgorzaty. Mieszkanie Berlioza, zaanektowane przez czarną mafię, przemienia się w zaplecze variete. Wątkowi, który oglądamy na pierwszym planie zwykle towarzyszy jakiś wątek uboczny, rozgrywający się równolegle. Widzimy strzępy akcji, przemykające w tle postaci. Słyszymy odgłosy dobiegające z pomieszczenia obok. Jacek Ostaszewski tworzy genialną muzykę z szumów, szmerów, trzasków, zgrzytów, jęków, krzyków składających się na obraz pogrążonego w nieustannym niepokoju, rozedrganej, rozchwianej rzeczywistości.

Choć według Bułhakowa świat opiera się na dualistycznej równowadze dobra i zła, Lupa modyfikuje ten pogląd. W świecie, z którego wyparto Boga i uporczywie dowodzi się jego nieistnienia - dochodzą do głosu nowi bogowie. Spragnieni zbawiciela ludzie w zastępie czarnego anioła zaczynają upatrywać swego przywódcę, ulegając złudnej magii jego czarcich sztuczek. Lupa biorąc na warsztat "Mistrza i Małgorzatę" tworzy przejmujący grozą obraz współczesnej Rosji, która przez ostatnie dziesięciolecia wyzuta z wartości duchowych, może stać się wylęgarnią nieznanych kultów i niebezpiecznych religii, a jej obywatele są skłonni zaufać pierwszemu lepszemu fałszywemu prorokowi.

6.

Przedstawienie Lupy opiera się na znakomitych epizodach. Należy do nich Anuszka Aldony Grochal. Przejmująca jest Agnieszka Mandat jako Frieda. Kiedy Małgorzata po niemym balu u Wolanda, podczas którego zaproszeni goście zastygają w bezruchu, wyraża życzenie, żeby Friedzie nie podsuwano chusteczki, kompletnie pijana, nie mogąca utrzymać równowagi kobieta pada do nóg swej wybawicielki. Leszek Piskorz (Nikanor Iwanowicz Bosy) gra małego, chciwego człowieka. Najpierw wykorzystuje władzę jaką daje mu stanowisko prezesa spółdzielni mieszkaniowej, a potem trzęsie się ze strachu podczas rewizji w swym domu. Świetna jest także Sonia Bohosiewicz - sekretarka w variete, która pojawia się w coraz krótszej spódnicy, przestępując z nogi na nogę.

7.

Bułhakow pisał powieść o diable przez 12 lat. Gdyby żył, pewnie pisałby dalej. "Pod tym względem Bułhakowa - wyznaje Wilfrid F. Schoeller w monografii poświęconej autorowi "Mistrza i Małgorzaty" - można porównać z malarzami, którzy traktują swą sztukę jako proces nieustannego przemalowywania dzieł". Bułhakow pragnął stworzyć dzieło idealne. A im bardziej chciał, tym bardziej oddalał się od celu. Lupa znajduje słabe strony, traktowanej z namaszczeniem i nabożeństwem, lektury. Jest ona - jak twierdzi - "genialna, ale niekoniecznie doskonała". Żeby to pokazać wprowadza scenę, podczas której Behemot i Korowiow, grzęznąc w dygresjach bezskutecznie próbują dokończyć niedokończoną powieść. Pomysł opatrzenia "Mistrza i Małgorzaty" autotematycznym komentarzem, choć może nazbyt rozciągnięty, wydaje się ciekawy i znajduje uzasadnienie. Jak bowiem spuentować "arcydzieło halucynacyjnego zamętu" będące "pandemonium, w którym przenikają się: negatywna teologia i trawestacja, tragedia i farsa, filozoficzne podstawy i satyryczny komizm. (...) Każdy z trzydziestu dwóch rozdziałów odbiega (...)w warstwie narracyjnej i formie od poprzedniego tak, że powieść wydaje się zbudowana z wielu segmentów, odwołujących się z kolei do innych wzorców epickich, np. do satyry, surrealistycznego snu, opowieści obłąkanego, historii kryminalnej, baśni, fantasmagorii, czarodziejskiej przemiany, powieści przygodowej i odcinkowej opowieści o duchach, diabelskiej groteski, biblijnej przypowieści, ludowej opowieści o Fauście oraz kultu szatana".

Po premierze "Mistrza i Małgorzaty" ukazały się w prasie, z dwoma wyjątkami, krytyczne recenzje. W ślad za nimi poszła fama, że to nieudane przedstawienie. Ci, którzy dali im wiarę, szeptali, że mistrz się skończył. W październiku, pół roku po premierze, mogłam się przekonać, jak bardzo były to opinie krzywdzące.

Lupa dowiódł ostatnim dziełem, że stale szuka, odkrywając, zdawałoby się nie mieszczące się w ramach jego teatru, obszary literackie i tematy. Kiedy rzucimy okiem na jego przedstawienia powstałe w czasie ostatnich dziesięciu lat, zauważymy połączone płynnymi przejściami różne etapy twórcze, w których reżyser nie porzucając dawnych fascynacji, niestrudzenie domalowuje świeże elementy. Być może okres "różowy" i "błękitny" Lupa ma już za sobą, a "Mistrz i Małgorzata" otwiera nowy rozdział? Nie było bowiem w dorobku tego reżysera przedstawienia, w którym tak brawurowo bawiłby się materią sceniczną. "Mistrz i Małgorzata" to inscenizacja rozkołysana na falach teatru - widowiskowa, efektowna, ale również bardzo głęboka, utkana motywami nurtującymi Lupę od zawsze. Nie było także do tej pory przedstawienia tak autorefleksyjnego. Reżyser polemizuje bowiem nie tylko z Bułhakowem, ale także z samym sobą, cytuje sam siebie, na przykład, podczas scen w domu wariatów (widzenie Konrada z Kalkwerku czy Szkice z "Człowieka bez właściwości") oraz podczas występu "profesora czarnej magii" w variete (pokaz iluzjonistyczny z Lunatyków I). Lupa zdobywa się na coś jeszcze. Wyznaje przed publicznością, że nie wie jak przypieczętować Bułhakowowskie dzieło otwarte. Daje tym samym wyraz odwagi twórczej wielkiego mistrza, który potrafi z dystansem spoglądać na siebie oraz swoje dzieło i przyznać się do własnej słabości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji