Artykuły

Od Potockiego do Bradeckiego

Jutro wieczorem przygasną światła w gmachu przy placu Szczepańskim 1 w Krakowie. Publicz­ność, wierząc w moc­ne przeżycia, skieruje wzrok na rozsuwającą się kurtynę. - Czy wie­rzysz w duchy? - zapy­ta syna Alfonsa stary van Worden. Odpowie­dzią będzie wymowna cisza. Co najwyżej zazgrzyta zazdrośnie tram­waj pod Teatrem Baga­tela. - Gdzie ja jestem? - zapyta z kolei Alfons, stojąc na scenie głów­nej Starego Teatru w Krakowie. - W gó­rach Sierra Morena - odpowie ojciec...

I kiedy zwariowana Dolorita po­łoży teatralnie ręce młodzieńca na swoim łonie, akurat zacznie się ruch w interesie stręczycielsko-pijackim na pobliskich Plantach. Swój posterunek przy ulicy Sław­kowskiej opuści ubrana na czarno kobieta, kończąca żebracką dniów­kę. Pomaga w ten sposób córce utrzymać rodzinę. Sama chciałaby wiedzieć dlaczego pozostały jej tyl­ko żebry? Ona nie krzyczy: "nie lubię świata!" Tak na scenie jęczy Dolorita.

POTOCKI

TYLKO PUSTY ŚWIAT NIE KRYJE W SOBIE ŻADNEJ ZA­GADKI.

Jan hrabia Potocki, syn Józefa i Teresy z Ossolińskich, urodził się w roku 1764. Najpierw starannie wychowany i kształcony w domu, wkrótce wyjechał pobierać nauki w Genewie oraz Lozannie. Lepiej od języka polskiego poznał język francuski, w którym pisał i druko­wał wszystkie swoje prace.

Całe życie podróżował, badając przeróżne kraje. Jego prawdziwą naukową pasję stanowiło odkrywa­nie prehistorii plemion słowiańs­kich. Zanim w wieku 20 lat poślubił słynną z piękności Julię księżnicz­kę Lubomirską, zwiedził już grun­townie Włochy i Hiszpanię. Był na Malcie oraz w Tunisie.

Następnie przemierzył Turcję i Egipt, bawił w Holandii, Anglii oraz Francji, gdzie w Paryżu za­trzymał się na cztery lata. Krótko pomieszkał w Warszawie, by pono­wnie popłynąć do Egiptu, a spod piramid ruszył do Maroka. Gdy w roku 1794 zmarła niespodziewa­nie jego żona, Potocki szukał zapo­mnienia podróżując po Niem­czech. Potem zaczął przemierzać Kau­kaz, przebywając kilkanaście mie­sięcy wśród Kałmuków i Czeczeń­ców. Za opublikowane dzieło "Hi­storia pierwiastkowa ludów rosyj­skich" otrzymał od cara Aleksand­ra I order św. Stanisława i order Orła Białego.

W 1799 r. ożenił się ponownie. Jego wybranką była Konstancja hrabianka Potocka, córka Szczęs­nego. Wkrótce, dla poratowania zdrowia udał się do Włoch. Po powrocie z dłuższej kuracji, miesz­kał to w Petersburgu, to w dob­rach na Podolu, ciągle wydając li­czne prace naukowe. Zaprojekto­wał nawet nową machinę do bicia monet.

Zmarł, popełniając samobójst­wo, w roku 1815. Współcześni opi­sywali Potockiego jako człowieka o rysach szlachetnych. Wszystkich uderzały jego nieco obłąkane, nie­bieskie oczy. Nikt wówczas nie przypuszczał, iż prócz naukowych dzieł, Potocki pisze długi, zawiły romans. Tak skonstruowany, aby czytelnicy zagubili się w nim ni­czym w labiryncie.

POWIEŚĆ

ZAWSZE SĄ PYTANIA, NA KTÓRE NIE MA ODPOWIE­DZI.

"Rękopis znaleziony w Saragossie" przyrównuje się najczęś­ciej do ogromnej liczby pozamyka­nych w sobie wzajemnie szkatułek; w każdej jest jakaś inna. Na dowol­nej stronie powieści zdarzyć się może nowa opowieść, która rów­nież jest czyjąś opowieścią.

Bywa, że powstają opowiadania aż piątego stopnia. Van Worden snuje historie zasłyszane od Avadoro. Avadoro poznał je wraz z ka­walerem Toledo od Busquera, Busquer od Cornadeza, Cornadez od Błażeja Hervas, a Błażej od koman­dora Toralva.

Ogólnie, księga posiada dwie, odrębne ramy: dzieje młodzieńca Alfonsa van Worden, oraz dzieje dojrzałego mężczyzny, jakim jest szejk Gomelezów. Pierwszy prze­chodzi wiele prób, które przygoto­wuje mu drugi. Szejk szuka bo­wiem godnego siebie następcy, za­pewniającego ciągłość rodu Gomelezów.

Ale to, co proste, nie zostaje wprost przedstawione. Mnogość postaci i opowieści doprowadza do tego, iż gubią się w rozbudowa­nych dygresjach nawet sami boha­terowie. Trzeba najpierw poznać rozległy, poplątany świat, aby wy­dawać sądy. Aby znaleźć lub nie znaleźć odpowiedzi na elementar­ne pytania.

Prawdziwym bohaterem "Ręko­pisu" jest sam autor. I właśnie on - Jan Potocki - wciela się w prze­różne osoby, zdając jakby sprawo­zdanie z doświadczeń każdego eta­pu, jaki przeżył. Występuje w ro­lach: kochanka, dyplomaty, awan­turnika, mędrca, naukowca.

Wreszcie, po tajemniczych go­nitwach wśród lochów, komnat, szubienic i zjaw, autor wprowadza postać wszechwiedzącego Diego Hervasa. On, jak Potocki, życie poświęcając nauce, spotkał się tyl­ko z niewdzięcznością lub brakiem zrozumienia. Potocki, jak on, wy­biera w konsekwencji spotkanie ze śmiercią.

SCENARIUSZ

WOBEC WIELKICH PYTAŃ JĘZYK SKŁANIA SIĘ KU PO­EZJI.

Opowieść pierwsza, odczytana przez wielebnego Don Inigo na prośbę van Wordena po to, aby jego syn Alfred przestał się bać duchów, gdyż van Worden sam był duchem, nachodząc Alfreda w opuszczonej gospodzie, w pół drogi do Madrytu.

DON INIGO: - Żył raz w pewnym mieście francuskim, zwa­nym Lyon, bogaty kupiec, Jakub de la Jaquiere. Miłosierny dla ubogich i dobroczynny dla mnichów i księży, którzy są prawdziwymi ubogimi przed Panem. Ale zupełnie odmien­ny od ojca był jedyny syn jego, imć pan Tybald de la Jaquiere.

TYBALD: - Jam jest Tybald, towarzysz w muszkieterach królewskich, szałaput, zawadiaka, napastnik dziewcząt, nieprzyjaciel szyb i latarni, pijak i przeklinacz za dziesięciu majtków! Ha, ha, hal Do milionkroć stu tysięcy diabłów wraz z ich naczelnikiem, któremu w tym winie zapisuję krew i duszę, jeżeli się kiedykolwiek odmienię!

DON INIGO: - Pewnego dnia wyprawił Tybald ucztę dla swoich przyjaciół. Po wypróżnieniu mnóstwa butelek, wyszli razem na plac Belle-Cour... nie było jednak żadnej kobiety na placu!

TYBALD: - Do milionkroć stu tysięcy diabłów wraz z ich naczel­nikiem, któremu w tej chwili zapisuję krew i duszę, jeśli przyśle mi tu swoją najmłodszą córkę, abym mógł się trochę do niej poumizgać.

KOMPAN: - Przyjacielu, szatan jest wiecznym wrogiem czło­wieka, nie trzeba go zapraszać, ani wzywać!

TYBALD: - Jakom powie­dział, tak czynię! O! Widzicie, że ten, kogo wzywałem, niedługo kazał na siebie czekać. Życzę wam spokoj­nej nocy! Piękna gwiazdo błędna, ponieważ moja gwiazda zrządziła, że cię spot­kałem tej nocy, uczyń mi tę łaskę i powiedz, kto jesteś i gdzie mieszkasz?

SZTUKA

ŻEBY CZEGOŚ DOKONAĆ, TRZEBA COŚ ZAŁOŻYĆ.

Andrzej Grabowski, grający na scenie Tybalda, bawi się flaszką wina. Właśnie odśpiewał chóralną, pijacką pieśń. Następnie odprawił kompanów, ujrzawszy - jak stoi w scenariuszu - piękną Orlandynę. W tej roli zjawia się, niosąc latarnię, Anna Radwan. A Tybald natychmiast zmienia ton. Zapytuje słodko, kim jest i gdzie mieszka? Ona, ta gwiazda błędna. Orlandyna trajkocze tekst jak nakręcona lala. Mieszka na zamku Sombre Roche. Gdy opowiada o głuchej służącej, która się jąkała, macha lewą ręką (w prawej trzyma latarnię). To machnięcie jest gestem lekceważenia. Pewien obcy jegomość - opowiada dalej Orlandyna - głaskał ją raz w roku pod brodę, przemawia­jąc przy tym w narzeczu baskijs­kim... I przystępuje do rzeczy, po­równując przed wielkim zwiercia­dłem członki swoje z członkami dziewczyny.

Szyja jest prawie taka sama. Po­dobnie ramiona. Ale już piersi ry­sują się całkiem odmiennie. Gwiaz­da błędna nakłania napastnika dziewcząt do zdejmowania odzie­nia. Ten nie wytrzymuje. Rzuca ją na sofę. Woła: - Orlandyno!

Ale to było błędne założenie. Założenia równie często sprowa­dzają ludzi na manowce, jak brak założeń. Postać Orlandyny przy­brał bowiem sam Lucyfer. I naza­jutrz - dopowiada Don Inigo - wieśniacy idący na targ znaleźli Tybalda na rozkładającej się pad­linie.

- Alfonsie, czy nadal lękasz się duchów? - pyta van Worden po raz kolejny syna w dwudziestej pierwszej minucie spektaklu. Na Plantach zabawa idzie na całego przy kolejnej butelce. Skoro teatr może być światem, to i świat po­trafi zagrać role teatralne. Kobieta w czerni dotarła już ze Sławkows­kiej do domu córki. Pewnie wy­kłada w kuchni na stół wyżebrane pieniądze. Zaś Alfons odpowiada na scenie drżącym głosem ojcu -Nie lękam się żadnych widm ani strachów!

BRADECKI

W RZECZYWISTOŚCI SĄ TAKIE RZECZY, KTÓRYCH NIE MOŻNA UDOWODNIĆ W NIEJ SAMEJ.

Swój szkic "W poszukiwaniu za­gubionego pisma" (zawiera go pro­gram spektaklu) Tadeusz Bradecki rozpoczyna od przywołania Leibnitza. Bo Leibnitz był ostatnim człowiekiem, który potrafił ogar­nąć całą współczesną wiedzę.

Następnie przywołuje Hegla, cytując zdanie z "Fenomenologii ducha"; "Rozum jest tylko jeden; nie ma żadnego drugiego, nadludz­kiego rozumu. Jest on tym, co boskie w człowieku". Zatem wątpliwa oka­zuje się również wiara, a nie tylko wiedza. I aż tyle właśnie wie Poto­cki.

"Rękopis znaleziony w Saragossie" stanowi pomieszanie wszel­kich wartości, bo nic dla autora nie jest niewzruszone. Wszystko zale­ży od punktu widzenia, łącznie z osądem ludzi, rzeczy oraz honorem.

Nawet jeśli wewnątrz naszego świata istnieją jakieś aksjomaty, to przecież nikt nie potrafi w tym świecie udowodnić, że akurat one są jedynie słuszne i między sobą niesprzeczne. Dlatego "Rękopis" jest dla Bradeckiego "literackim dowodem na twierdzenie Godla". A sztuka, odgrywana na scenie, teatralnym dowodem tego samego.

* * *

Zawsze są pytania, na które nie ma odpowiedzi. Tylko pusty świat nie kryje w sobie żadnej zagadki. Żeby czegoś dokonać, trzeba coś założyć. Wobec wielkich proble­mów język skłania się ku poezji...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji