Artykuły

Rzeczpospolita tańcząca

Drapieżna satyra polityczna, jaką dał nam w swym "Balu w Operze" Julian Tuwim, nie doczekała się publikacji przed wojną. Zanim druk utworu stał się faktem literackim, musia­ło upłynąć dziesięć lat, uległy zmianie uwarunkowania historyczne i polityczne, zasadniczym modyfikacjom dziejowym i światopoglądowym poddana została świado­mość odbiorcy "Balu". To wszystko, z uwzględnieniem również anegdot, w jakie zdążył w czasie swego zakonspi­rowanego żywota "Bal" obrosnąć, spowodowało, że o utworze tym mówi się w kontekście sensacyjności. Praw­dą jest, że przy okazji omawiania twórczości Tuwima zwra­ca się w pierwszym rzędzie uwagę na perturbacje związane z nielegalnym kolportowaniem "Balu w Operze", przez co wartości poetyckie utworu automatycznie zepchnięte są na drugi plan. Tak było w roku 1946, kiedy to opublikowano poemat w "Szpilkach", tak jest i teraz. A szkoda, bowiem dwukrotna realizacja sceniczna poematu Tuwima na sce­nach trójmiejskich w 1958 roku w Teatrze Muzycznym w Gdyni i obecnie w Teatrze "Wybrzeże" na scenie sopoc­kiej wniosły wiele ciekawych spostrzeżeń. Przede wszyst­kim, tak w jednej, jak i w drugiej inscenizacji podkreślono szczególną rolę rytmiczności "Balu" wręcz jego muzycz­ności.

Galopada słów, dźwięków muzycznych, kroków aktorów przebiegających w szaleńczym korowodzie po scenie wtłoczona została zamysłem scenografa sopockiego spek­taklu, Jana Banuchy, w ciemne, udekorowane talerzami perkusyjnymi ściany sali balowej, która jednocześnie jest warszawską ulicą (co plastycznie zostało dopowiedziane wymianą parkietu na "kocie łby" przedwojennej jezdni). Na tym się przedwojenność inscenizacji kończy. Reżyser so­pockiego "Balu", Ryszard Major, jeszcze raz idąc tropem własnej wyobraźni artystycznej podkreślił uniwersalne wartości tuwimowskiej satyry. Że mu się to udało, niemała w tym zasługa zespołu aktorskiego.

Zespół Teatru "Wybrzeże" znany jest w Polsce ze swego umuzykalnienia, tym niemniej zadanie postawione w "Balu w Operze" przez Ryszarda Majora nie należało do łatwych. Spektakl trwa półtorej godziny (bez antraktu), w czasie której tekst Tuwima jest wyśpiewywany w stronę widowni w różnym natężeniu głosu i tempie, solo, chóralnie i w ka­nonie. Muzyka opracowana przez Andrzeja Głowińskiego nie była tylko i jedynie "podkładem muzycznym", lecz jedną z autonomicznych komponent inscenizacji. Partie jazzowe przeplatały się z motywami mazura, poloneza, piosenek wojskowych. A przede wszystkim tempo, tempo, które nie pozwalało na zaczerpnięcie głębszego oddechu, a cóż dopiero na moment wytchnienia! Nie dane to było ani aktorom, ani widzom. \>

Widz zostaje w inscenizacji Majora przytłoczony bogac­twem dźwięku i obrazu, nagromadzeniem symboli sceni­cznych. Stosunkowo najbardziej komunikatywne są znaki plastyczne przeplatają się kostiumy: czarny frak z żołnier­ską peleryną, chłopski łachman z balową suknią, komża z kusym strojem ulicznicy. Do rangi metafory poetyckiej urastają przeobrażenia poszczególnych postaci np. za­chodzi to w przypadku kreacji Floriana Staniewskiego, który z żołnierza w łachmanach przeistacza się w wyfraczo­nego polityka z pejczem w ręku. Motyw wisielczego sznura, motyw ostrzenia brzytwy, pobudki wystukiwanej na kielisz­kach, przemówienia na huśtawce, całowane po rękach żywe świętości, wdeptane w bruk dziewczyny to tylko niektóre z zapamiętanych wrażeń.

Faktem jest, że premiera Teatru "Wybrzeże" proponuje nową interpretację głośnej onegdaj satyry politycznej, a jednocześnie przy ogromnym nakładzie sił i pracy zarów­no reżysera, jak aktorów, scenografa i muzyków, poszukuje nowoczesnej formuły teatru politycznego. Formuły, w któ­rej jest miejsce na tekst poetycki, znakomite aktorstwo, dobrą i nie idącą na łatwiznę oprawę muzyczną, plastyczną oraz inscenizacyjną. Co ciekawe, nie było w sopockim spektaklu tzw, ról pierwszoplanowych, gdzie gwiazdorstwo tak często przyćmiewa predyspozycje twórcze aktora. To­też z ogromną satysfakcją wymieniam: Joannę Bogacką, Teresę lżewską, Elżbietę Kochanowską, Halinę Kosznik-Makuszewską, Alinę Lipnicką, Barbarę Patorską, Ewę Szczecińską, Zofię Wałkiewicz, Andrzeja Blumenfelda, Je­rzego Dąbkowskiego, Jerzego Gorzkę (adept), Edwarda Ożanę, Henryka Sakowicza, Floriana Staniewskiego, An­drzeja Szaciłłę i Adama K. Trelę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji