Artykuły

Wieczne wędrowanie

"Peer Gynt. Szkice z dramatu Henryka Ibsena" w reż. Pawła Miśkiewicza w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w serwisie Teatr dla Was.

"Peer Gynt", dzieło wybitnego norweskiego dramatopisarza Henryka Ibsena, uchodzącego za ojca współczesnego dramatu, początkowo nie byłe przeznaczony na scenę. Utwór w formie książkowej, określany mianem poematu dramatycznego lub liryczną fantazją dramatyczną, zdobył sporą popularność. Po paru latach Henryk Ibsen przerobił go na scenę, a Henryk Grieg napisał muzykę do wybranych fragmentów. Dramat odniósł ogromny sukces i wciąż jest chętnie wystawiany na światowych scenach, także polskich. "Peer Gynt. Szkice z dramatu Henryka Ibsena", to autorska wizja reżysera Pawła Miśkiewicza, nowa wersja utworu Ibsena, w której fabuła nie ma właściwie znaczenia, a widz zaproszony jest raczej do rozmowy. Choć humor stanowi ważny jej element , to temat dyskursu nie jest bynajmniej błahy.

Głównym bohaterem dramatu jest Peer Gynt - mocny w gębie fantasta i bajarz, przypisujący sobie niestworzone zasługi. To postać trochę bajkowa, leniwy marzyciel, rozwiązły, ale nie do końca zepsuty. Drzemiące w nim przebłyski dobra widzi kochająca Solwejga, gotowa czekać na jego powrót w nieskończoność. Nad spokojne życie u boku kochającej go dziewczyny, Peer przedkłada towarzystwo gnomów i trolli, a miłość kobiety nie jest w stanie uczynić Gynta lepszym. Kolejną osobą trzymającą jego stronę, niezależnie od sytuacji, jest matka. To prawda - wciąż złorzeczy i narzeka na syna, zarzuca nieróbstwo, obwinia za fatalną sytuację materialną ( pogarszającą się stale od śmierci ojca Peera), jednak darzy matczyną czułością. Sam Peer nieszczególnie przejmuje się swoją złą opinią, jest dumny i ambitny - przeżył niezwykłe i niespodziewane przygody, zwiedził kawał świata, za cel stawia sobie zostanie Cesarzem (gdzieś na świecie). Niestety, narobił sporo zła i nadchodzi moment, kiedy przyjdzie mu zapłacić za wszystkie uczynki. Każdemu człowiekowi Stwórca przeznaczył "bycie sobą" - chodzi tu o osiągnięcie własnej pełni, o zrealizowanie swojego potencjału. Co się stanie z tymi, którzy przed tym uciekają? Czeka na nich Odlewacz Guzików, wysłannik Śmierci. Zabiera on wszystkie nieudane dusze, które nie wypełniły swego powołania, by przetopić je na nowe. I właśnie Peer Gynt w taki sposób przeżył swoje życie, że nadaje się tylko na przetopienie na guziki. Piekło zaś przeznaczone jest jedynie grzesznikom dużego kalibru. Ale dla Peera to wielki cios, boi się utraty własnego ja, woli piekielne męczarnie niż utratę własnej jaźni! Czy to koniec, czy nikt się za nim nie ujmie?

Paweł Miśkiewicz, wykorzystując pewne epizody, fragmenty dialogów, sylwetki postaci tworzy jedną całość. Rezygnuje z wędrówki tytułowego bohatera, która u Ibsena jest warunkiem jego dojrzewania. Zastępuje ją filozofowaniem i nieprzerwaną dyskusją, którą prowadzi pięciu Peerów, pięciu aktorów, ubranych w identyczne garnitury, reprezentujących różne aspekty osobowości tytułowego bohatera. Koncepcja reżysera wyrasta z poszukiwania odpowiedzi na Gyntowskie pytanie: co to znaczy "być sobą?". Być człowiekiem? I będzie to dość skomplikowane zadanie - poszukiwania wymagają czasu, przemieszczania się z miejsca na miejsce. Spektakl zaczyna się we foyer, gdzie przy stole z mikrofonem , w towarzystwie gablot wypełnionych eksponatami z muzeum historii naturalnej, toczą się dyskusje na temat natury człowieka i jego miejsca we wszechświecie. Tylko słowa, często pełne cynizmu, ironii, od czasu do czasu ubarwione efektownymi elementami (niezwykły popis Krzysztofa Dracza, wdrapującego się na kolumnę, ze słowem "cesarz" na ustach). Po godzinie wszyscy - aktorzy i publiczność, przechodzą na scenę główną. Wprowadza to niezamierzone chyba zamieszanie, widzowie czują się zaintrygowani, ale i nieco zdezorientowani. Szukają miejsc siedzących, nienumerowanych zresztą. Czekają, spodziewając się kolejnych atrakcji. A tych nie brakuje. Reżyser wprowadza elementy rodem z ludycznych zabaw i cyrku. Kudłate małpy skaczą po barierkach, robią fikołki, przebiegają między rzędami krzeseł. Na scenie masywne jelenie, ustawione w długi szereg. Rozbrzmiewa muzyka. Jednak w bogatej dekoracji, grze świateł, pełnych dynamiki efektownych pomysłach ginie sens dramatu. Wyraźnie widać brak jakiejś spójności, wrażenie bałaganu nasila się. W widowiskowym przepychu, w zamotanej dyskusji trudno odnaleźć sens całości.

Siłą spektaklu jest doskonała obsada aktorska. Mistrzowskie duety, tercety, kwartety czarują widza. Mariusz Benoit i Barbara Krafftówna stworzyli wspaniałe kreacje, ukazując relacje Matki i Syna z przymrużeniem oka, ciepłem i życzliwością. Aktorzy umiejętnie posługują się kpiną i powagą, dynamika miesza się z przeciągłym zawieszeniem. Widz wsłuchuje się w słowa kolejnych wcieleń Peera, Krzysztofa Dracza - uwodziciela, Adama Ferencego - cynika . W spektaklu zagrał też sam reżyser - Paweł Miśkiewicz. Trochę z boku, trochę z dystansem, co dodaje smaku całemu przedstawieniu. A kobiety Peera? Choć tym razem niewiele mają do powiedzenia, stanowią tylko tło dla -"człowieka - czyli mężczyzny", doskonale partnerują panom - zabawna Katarzyna Figura, poważna, czuła Anna Nehrebecka, zmysłowa Jolanta Olszewska i wspomniana już, rozbrajająco tkliwa Barbara Krafftówna. W spektaklu nie ma sceny powrotu Peera do Solwejgi, a jej miłość i poświęcenie nie mogą wyzwolić bohatera. Pozostaje sam ze sobą, z wieloma twarzami, z pytaniami , na które nie znalazł odpowiedzi. Oto portret współczesnego człowieka, zagubionego w dociekaniach, mężczyzny przeżywającego kryzys. "Być sobą znaczy zapomnieć o sobie"? Peer Gynt chciał być wielkim człowiekiem, cesarzem. Nie interesowało go więc spędzenie życia w skromnym domku u boku kochającej kobiety. A ludzką cechą jest istnienie dla innych, zgodnie z naturalnym prawem. Trolle, wśród których bohater szuka miejsca, żyją natomiast w sobie i dla siebie. Władca Rondenu mówi: Tam, w promieniach słońca, mówią: "Człowieku, bądź sobą!"(...) zaś przy naszym żłobie prawi się mądrze: "A ty wystarcz sobie!" Całość realizacji podsumowuje ironiczne stwierdzenie, trafnie nawiązujące do reżyserskiej wizji dramatu: "[] nie umiał wyczuć gustu publiczności". Czyżby Miśkiewicz go ignorował?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji