Jak z Tuwima wydestylowano wódkę
Na zagraconym podwórku pod auspicjami Matki Boskiej w aureoli z zielonych żarówek, tłumek postaci, jak z piosenek taty Kazika, urządza bal. Dziwka w podartych pończochach i rozerotyzowana pensjonarka zatańczą ze starszym panem, a monumentalne matrony wychylać będą kieliszek za kieliszkiem czystej pod ogórka.
Nie byłoby nic niezwykłego w tej scenie - przeciągniętej w nieco ponad godzinny spektakl - gdyby toastów nie wznoszono cytatami z "Balu w operze" Juliana Tuwima, a bohaterowie spektaklu nie chcieli być ożywionymi postaciami z jego wierszy.
Zatytułowanie spektaklu w Rozmaitościach "Balem w operze" jest sporym nadużyciem. Z jednego z najostrzej sformułowanych w języku polskim oskarżeń pod adresem władzy - tej z epoki narodzin rządów pułkowników, ale też władzy samej w sobie - pozostały tylko strzępy. Poutykane w monotonne, grane przez skrzypcowo-akordeonową kapelę kompozycje Krzysztofa Dziermy, mają tworzyć coś na kształt songów; a te ułożyć się w opowieść o tych, co na wielki bal nie zostali zaproszeni i o ich buncie, który ugaszony zostanie kieliszkami wódki.
Dzierma skomponował niedawno muzykę do świetnego recitalu Joanny Kasperek z Towarzystwa Wierszalin, skonstruowany także wokół postaci z wiersza Tuwima, "Zośki wariatki". Zośka wariatka wróciła w "Balu w operze" jako postać dramatu, tyle że już niewiele ma do powiedzenia i wyśpiewania. Kompozycje Dziermy sprawiają wrażenie nieudanych kopii, wikłającej się w monotonne powtórzenia kontynuacji tamtej muzyki.
Aktorzy z Rozmaitości bezskutecznie próbują stworzyć wokół "songów" Dzienny postaci i sytuacje choć odrobinę dramatyczne. Choreografia nigdy nie wynurza się ponad poziom scenicznej sztampy, reżyser - jakby z obawy o umiejętności aktorów - unika równań z więcej niż jedną niewiadomą. Do tego głosy aktorów z Rozmaitości nawet w podwórkowej, monochromatycznej konwencji brzmią zbyt szaro.
Jedno co udało się realizatorom spektaklu, to skuteczne zneutralizowanie oskarżycielskiego tonu tuwimowskiej poezji. A przecież mogłoby się wydawać, że właśnie dzisiaj znów przyszedł na nią czas. "Bal..." wyprowadzony na podwórko, zmienił się w naiwną metaforę beznadziejności, wszelkiej beznadziejności, poprzetykaną miałkimi aluzjami.
Warto donieść gdzie trzeba, że w kluczowym tuwimowskim zawołaniu "Ideolo" akcent przesunął się dziś na drugą sylabę.