Edukacja wiecznego embriona
Podczas Zakopiańskich Prezentacji Artystycznych towarzyszących pogrzebowi Stanisława Ignacego Witkiewicza, Teatr Polski z Warszawy wystawił dwukrotnie na tamtejszej scenie "Stasia" Jerzego Jarockiego w reżyserii Gustawa Holoubka. To "odgrzewanie" spektaklu z ubiegłego sezonu okazało się niezwykle aktualne i potrzebne. Aktualne, bo wszystko niemal w tym czasie w podhalańskiej stolicy koncentrowało się wokół ważnego wydarzenia jakim było sprowadzenie prochów wybitnego choć kontrowersyjnego artysty. Potrzebne zaś dlatego, że w odczuciu społecznym Witkacy istnieje jako ekscentryczna firma portretowa w jednej osobie a legenda o nim zasadza się głównie na plotkach o narkotycznych orgiach. Sztuka Jarockiego tej legendy bynajmniej nie rozwiewa - bo i po co?
Utwór Jarockiego niełatwo poddaje się klasyfikacji. Po trosze jest to biografia, rozpisana na głosy sceniczna opowieść, po trosze montaż mający służyć jak najpełniejszemu przedstawieniu Stasia, Staś bowiem, nie Stanisław Ignacy jest tytułowym bohaterem i wokół niego wszystko na scenie się rozgrywa. Jednakże do pewnego momentu na plan pierwszy wysuwa się Stanisław Witkiewicz-ojciec. człowiek, który na autora "Niemytych dusz" wywarł ogromny wpływ. To on właśnie, twórca stylu zakopiańskiego, wybitny artysta kształtował według swoich gustów i poglądów na sztukę osobowość swojego syna. Kierował jego rozwojem, udzielał mu rad, nie tylko warsztatowych - co i jak malować, co czytać itp., wpływał także (lub usiłował wpływać) na sposób jego życia. Nie przychodziło mu to łatwo. Staś, niezwykle uzdolniony zdradzał od początku inklinacje do zupełnej duchowej niezależności, buntował się z typową dla okresu młodzieńczego przekorą, chadzał własnymi drogami i robił to co uważał za stosowne.
Jarocki - autor scenariusza ten właśnie motyw z biografii Witkacego wyeksponował i wokół niego osnuł całą sceniczną opowieść. Uznał widocznie, że jest to materiał sam w sobie teatralny. Istotnie jest. Teatralny a przy tym niezwykle rzetelny i żaden zapewne z witkacologów nie wytknął Jerzemu Jarockiemu nieścisłości merytorycznych. Teatralność więc i rzetelność bez dodatkowych ozdobników fikcyjnych uznać należy za niekwestionowane walory tej sztuki.
Rozgrywa się ona w zamkniętym przedziale między datą urodzin Stanisława Ignacego Witkiewicza (1885) a rokiem 1915, w którym umiera jego ojciec. Następujące po sobie chronologicznie sceny ilustrują bardzo czytelnie całą tę psychomachię rodzinną, ścieranie się dwóch niezwykłych osobowości, ich wzajemne fascynacje, konflikty i rozgoryczenia. Ojciec i syn znajdują się cały czas w centrum uwagi widza, reszta postaci (wszystkie autentyczne) stanowi tylko tło, niezbędne uzupełnienie owego dramaturgicznego wątku, rozgrywającego się na płaszczyźnie psychicznej. Uzupełnienie potrzebne tylko do scenicznej konstrukcji sztuki. Matka Stasia, przyjaciółka ojca, narzeczona Stasia i inne postaci podkreślają tylko swoją obecnością na scenie i ledwie tlącym się dialogiem, autentyczność rozgrywających się wydarzeń. Najznakomitsze postaci z kultury i sztuki a nawet polityki (np. Ziuk-Piłsudski) przewijają się niewidoczne, o nich się mówi, więc tak jakby były na scenie naprawdę. Modrzejewska i Żeromski, Karol Szymanowski, Bronisław Malinowski, Tadeusz Miciński. I Leon Chwistek, który ponoć ukuł określenie dla Stasia jako wiecznego embriona trzymającego się matczynej spódnicy, niezdolnego do psychicznej i materialnej niezależności. Związek artysty z matką istotnie był bardzo silny emocjonalnie. To ona, Maria Witkiewiczowa nie Stanisław Witkiewicz uważana będzie później przez Witkacego za osobę niezwykłą. Zaważył chyba na takim stosunku żal do ojca o romans z Dembowską, czego do końca życia, mimo licznych przecież własnych przygód miłosnych nie mógł zrozumieć i wybaczyć swojemu rodzicowi.
Osobny niejako rozdział w tej scenicznej opowieści o Stasiu stanowią kobiety, dwie zwłaszcza: Irena Solska i Jadwiga Janczewska, oficjalna narzeczona. Nadwrażliwa panna, krucha psychicznie i femme fatale rudowłosa aktorka. Janczewska nie mogąc dotrzymać kroku swojemu partnerowi, nie potrafiąc znaleźć się w cygańskiej atmosferze, ginie śmiercią samobójczą.
Burzliwy romans z Solską znajdzie swoje odbicie w "622 upadkach Bunga czyli Demonicznej kobiecie".
Gustaw Holoubek grający ojca nie schodzi prawie ze sceny. Ojcowskie przesłanie, uwagi i morały towarzyszą Stasiowi ciągle. "Przede wszystkim być absolutnie dobrym człowiekiem, a potem cokolwiek dobrego robić - malować cudowne obrazy, gnój oskidować czy rozwozić bułki po Zakopanem - byleby mieć wzniosłą duszę - to wszystko co stanowi istotną mądrość życia". Miał więc wzniosłą duszę, choć na pewno nie na wzór i podobieństwo swojego duchowego przewodnika.
To Gustaw Holoubek - reżyser i odtwórca roli Stanisława Witkiewicza, prowadzi całą Jarockiego opowieść o Stasiu i to on właśnie w roli ojca stanowi jakby postać pierwszoplanową, później coraz bardziej oddając losowi swe panowanie nad synem. Holoubek był bardzo przekonywający w tej roli, wydobył wszystkie niuanse psychicznej walki o panowanie nad synem.
Krzysztof Gosztyła - Staś to niezrównoważony młodzian, fizycznie zresztą moim zdaniem nie bardzo odpowiadający pierwowzorowi postaci. Jego gra kontrastowała z chłodną grą Holoubka. Gosztyle znakomicie wychodziły na scenie owe ekstrawagancje, napady chandry, duchowych rozterek, bunty młodzieńcze i fascynacje kobietami. Znakomity portret niedojrzałego emocjonalnie człowieka.
Po uroczystościach sprowadzenia prochów autora "Szewców" do Zakopanego odbiór tego spektaklu był bez wątpienia inny niż to miało miejsce wcześniej, w Warszawie. Tu, w małej salce teatru noszącego imię Witkacego dokonało się coś więcej ponad odegraną sceniczną opowieść o młodości artysty. Fotogramy z podobiznami Witkacego z różnych lat, portrety jego firmy wiszące w foyer, znaczące drogę do Teatru, wielkie plansze z fotogramami - to wszystko złożyło się na niezwykłą atmosferę, towarzyszącą przedstawieniu. Gest Andrzeja Dziuka wręczającego po spektaklu kwiaty Gustawowi Holoubkowi i trzymającego przez moment ręce głównych bohaterów przedstawienia, urósł do rangi symbolu. Symbolu świadczącego o konieczności kontynuowania tradycji, jako niezbędnego wy znacznika naszej kultury. Witkacy obecny jest w zakopiańskim młodym Teatrze od początków jego istnienia, a teraz po raz kolejny dowiódł, że czuje się tu znakomicie.