"...i nagle zobaczyłem anioła"
1. Dlaczego to jest takie dobre? I dlaczego to mi się tak podoba? Rzadkie pytania po wyjściu z teatru, bo częściej pytam: dlaczego to jest takie złe i dlaczego tak mi się nie podoba. A najczęściej o nic nie pytam, bo przedstawienie jest tak doskonale nijakie, że nawet pytać się nie chce. A tym razem się chce i jest o co. To coś, o co pytam nastręcza pewien kłopot: nie ulega wątpliwości, że wychodzę z teatru, ale czy wychodzę z przedstawienia? co właściwie widziałem, przede wszystkim przecież słuchając? i czego słuchałem mimo wszystko jednak patrząc?
2. Oto, co na przykład było do słuchania (zapisuję tak jak usłyszałem):
Siedziałem w domu sam
i nagle zobaczyłem anioła
który fruwał w chmurach
widziałem go z daleka
ale był duży
był biały
białe szaty
skrzydła białe
butów nie miał
ale miał za to szablę
bo to był Anioł Gabriel
on tą szablą chroni Pana Boga
podfrunął do mojego okna
i zobaczyłem go takiego
strasznie się przeraziłem
bo nigdy takiego anioła nie widziałem
na oczy
ale potem przyjrzałem mu się
i już się nie bałem
bo on wyglądał ciekawie i sympatyczny był bardzo
na twarzy
nic nie mówił
tylko stał i patrzył
na mnie
z godzinę tak staliśmy a potem odleciał do nieba pewnie był z kimś umówiony.
3. Czy ktoś wątpi, że to poezja w najczystszej postaci? Co jednak znaczy: poezja? Napisał gdzieś pięknie Brandstaetter, że nie wszystko jest modiitwą, co jest modlitwą, a modlitwą nie musi być modlitwa... Bodaj podobnie z poezją: utworów, które są mówione i śpiewane na scenie Teatru Studio nie stworzyli poeci. A jednak ich autorzy są poetami, może w życiu swoim głębiej doświadczającymi poezji niż niejeden zawodowy literat. Kim są? To ludzie - młodzi ludzie - z porażeniem mózgowym. Bodaj wszyscy związani są lub byli z ośrodkiem rehabilitacyjnym w Krakowie. Pisanie jest dla nich formą terapii, to jasne, ale jeśli na to, co piszą spojrzeć niezależenie od terapeutycznej użyteczności, widać jak odsłania się literatura: poetycka przestrzeń niesłychanych skojarzeń, surrealistycznej wyobraźni, zaskakującego poczucia humoru, dojmujących przeżyć, radości, cierpienia, nadziei. Jeśli nas to zachwyca, to nie dlatego, że my, zdrowi (?) pochylamy się z empatią i humanistycznym zatroskaniem nad nimi, chorymi (?); jeśli nas to zachwyca, to dlatego, że - jak w przypadku każdej poezji, każdej sztuki obchodzi nas, wzrusza, śmieszy albo dotyka ekspresja drugiego człowieka, zamknięta w artystycznej formie.
4. Nie wiem, jak na tę twórczość natrafił Wojciech Waglewski, dość, że do wybranych tekstów napisał znakomite kompozycje i zainspirował powstanie spektaklu czy właściwie czegoś w rodzaju teatralnego koncertu pt. "Muzyka ze słowami". O jego teatralności decyduje udział dwojga aktorów: Marii i Jana Peszków, scenograficzna aranżacja przestrzeni i bardzo dyskretna, ale przecież wyczuwalna reżyseria Piotra Cieplaka. Dominującą atmosferę tworzy oczywiście muzyka, wykonywana na żywo przez Waglewskiego i zespół Voo Voo (kwartet, z wyjątkiem gitary lidera, akustyczny: kontrabas, perkusja oraz kilka różnych saksofonów i fletów, a także akordeon). Proste, melodyjne tematy rozwijają się w długie improwizacje, które potrafią na kilka minut zaanektować całość spektaklu. Ale ta przechodząca od delikatnego liryzmu do ekstatycznej dynamiki muzyka równoważona jest słowami, śpiewanymi lub mówionymi przez Peszków, niekiedy w zupełnej ciszy jak cytowany wiersz o aniele za oknem. Peszkowie nie próbują tworzyć ani postaci, ani sytuacji czy "dramaturgii": słowami przedstawiają poetyckie światy, które jak epifanie objawiają się w przestrzeni scenicznej - krótko, intensywnie, zaskakująco. Aktorzy mają do dyspozycji proscenium oraz podest biegnący w poprzek sceny, mniej więcej w jej środku. Przed tym podestem grają muzycy. Scenograf używa przede wszystkim światła, które wydaje się swoiście rozkwitające: od mroku i czerni po bardzo ciepłe barwy; mają one swój ekwiwalent w geometrycznych, błękitno-oranżowo-czerwonych ornamentach, które stopniowo wyłaniają się z ciemności,tworząc wokół podestu swoistą kolorową ramę. Rzeczą reżysera było, jak myślę, nadanie całemu temu muzyczno-słownemu przedsięwzięciu stylistycznej jedności i emocjonalnego napięcia. Na pozór niewiele, ale to piękne i wzruszające ustąpienie teatru czy raczej: teatralności przed poezją i muzyką świadczy o wrażliwości, czułości, delikatności, pokorze i paru jeszcze cechach, które tak naprawdę decydują o jakości artyzmu.