Artykuły

Gdzie są następcy Kobuszewskiego?

Tamte kabarety to kawałek historii Polski. Najpierw te z czasów gierkowskich. To typowa dla tamtych lat satyra z naszych przywar, z niewielkim nalotem społecznego kontekstu. Nie krytykuję - wszystkie tamte programy telewizyjne takie były, włącznie z Kabaretem Starszych Panów - pisze Piotr Zaremba w Uważam Rze.

Ktoś zrobił mi prezent. Na portalu YouTube zawieszono stare kabarety Olgi Lipińskiej. A ja zachowałem się jak ktoś, kto zamyka się, aby najeść się ciastek. Zarwałem kilka nocy nad laptopem. Obejrzałem cykl "Kurtyna w górę". Przypomnę - rzecz dzieje się w teatrzyku, który nigdy nie ma publiczności. Pamiętam, jak polubiłem w latach 90. profesora Ryszarda Legut-kę, gdy on z kolei wyznał, że lubił te widowiska - tak jak ja.

A co po latach? Uwaga, że ginie pewien typ aktorstwa. Nie wiem, dlaczego Jan Kobuszewski, Wojciech Pokora, Barbara Wrzesińska, Piotr Fronczewski nie mają następców. Czy nie przyjmuje się do szkół teatralnych ludzi obdarzonych naturalną vis comica (czyli darem roz -śmieszania, czasem jedną miną)? Czy pewien typ wrażliwości nie pasuje już do naszych czasów? Młodzi aktorzy tego w sobie nie mają. Mają to półamatorzy typu Kabaret Moralnego Niepokoju, ale inaczej. Lubię ich, tyle że oni w nic się nie wcielają, zawsze są sobą.

Uwaga druga: tamte kabarety to kawałek historii Polski. Najpierw te z czasów gierkowskich. To typowa dla tamtych lat satyra z naszych przywar, z niewielkim nalotem społecznego kontekstu. Nie krytykuję - wszystkie tamte programy telewizyjne takie były, włącznie z Kabaretem Starszych Panów. Lipińska oferowała nam zresztą cudowny pure nonsense, czasem podkradziony Gałczyńskiemu, ale dzięki zespołowi aktorskiemu i jej talentowi oryginalny. Ale prawdą jest, że pojawiająca się u niej momentami satyra z hydraulików i drobnych biurokratów to eskapizm, choć wtedy tak nie myślałem. Dopiero niedawno zaczęto twierdzić, że tamten teatr bez publiczności to PRL. Nieprawda. Tak się zaczęło dziać dopiero w latach 1980-1981. Wtedy lipińska uznała, że teatrzyk "Kurtyna w górę" to nasz kraj. I zaczęła sobie używać - na równi na władzy i opozycji (czy może społeczeństwie). Z jednej strony puściła szereg numerów aluzyjnie opisujących koniec PRL--owskich sukcesów - zresztą sięgając do wcześniejszych odwilży, na przykład do repertuaru teatru STS z lat 60. A zarazem strasznie mnie wkurzała. - Trwa powstanie narodowe, a ona śmieje się z Polaków jak z rozbrykanych dzieci - powtarzałem.

Miałem rację, lipińską ciągnęło do władzy, to się okazało w stanie wojennym. Choć wykpiła ją pod postacią chamowatego buca Miśka, czyli Janusza Rewińskiego. A równocześnie dalej kochałem tamte piosenki, gagi i ludzi.

Podczas Jaruzelskiej normalizacji nie udało jej się wznowić tych widowisk. Zrobiła jedno - Kobuszewski nie chciał w nich wystąpić, bo rozumiał fałsz, jaki się w tym powrocie zawierał. W III RP robilajuż publicystykę udającą kabaret. I mniej mnie to złościło, że wszędzie widziała księży. Bardziej to, że nauczając Polaków, straciła lekkość.

Dziś próbuje być salonowym ideologiem. Ale zawdzięczam jej te pokłady ciastek, które ostatnio mogłem do woli pożerać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji