Artykuły

Ustępliwy Greene

Przeważająca część widowni Teatru "Ate­neum" odbiera "Ustępli­wego kochanka" Graha­ma Greene'a jako bul­warową farsę, w sam raz stosowną na czas kanikuły. Ci, którzy znają twórczość Greene'a, czują się zawie­dzeni - i to nie dlate­go, że autor "W Brigh­ton" napisał lekką ko­medię (którą "Ustępliwy kochanek" jest tak czy inaczej), ale dlatego, że doczepił do niej zupeł­nie nie przekonywającą tezę.

W powieściach Greene'a konflikty obycza­jowe i filozoficzno-reli-gijne nie zawsze przy­legały do siebie w spo­sób naturalny, ale two­rzyły pewien specyficz­ny klimat moralno-psy­chologiczny. Klimat ten, decydujący o oryginal­nym obliczu Greene'a jako pisarza, udało się mu utrzymać także w dwu poprzednich sztu­kach: granym przed kil­ku laty w Katowicach "Salonie" ("The Living Room") i w nie wysta­wionej u nas "Cieplarni" ("The Potting Shed") - mimo cechującej je wtórności elementów fabularnych, zaczerp­niętych przez autora z jego powieści. W "The Complaisant Lover" ma­my do czynienia jak­by z zupełnie nowym Greene`m, który nie tyl­ko całkowicie zapom­niał o swym katolicyz­mie (bardzo proszę nie wmawiać we mnie, że podobna "obrona" sa­kramentu małżeństwa może mieć coś wspól­nego z najliberalniej i najszerzej nawet trak­towaną postawą kato­licką!) ale zapragnął po­godzić wzniosłe posłan­nictwo pisarza - wal­czącego moralisty z realnymi celami dostar­czyciela scenicznych atrakcji łóżkowych i nie pierwszej świeżości "hu­moru" farsowego.

Oczywiście, można i tak, choć raczej nie na­leży. (Zwłaszcza że mi­mo niewątpliwego ner­wu dramaturgicznego Greene'a aż strach po­myśleć, co można by było zrobić z jego ostat­nią sztuką w niedobrym teatrze. Taktowi reżyse­ra Jana Bratkowskiego oraz taktowi i talentowi aktorów "Ateneum" (Skarżanki, Kosteckiego, Bartosika) zawdzięcza­my, że patrzymy na scenę, słuchamy i uśmiechamy się bez uczucia zażenowania.

Traktując zaś to, o czym w tym utworze mówi Greene, poważnie - trudno nie zauważyć, że nie on pierwszy pro­paguje tolerancję wobec małżeńskiego trójkąta i że taka tolerancja zda­rzała się jeszcze przed kryzysem przeżywanym przez instytucję mał­żeństwa obecnie: kry­zysem, którego istota jest chyba bardziej zło­żona i przejawia się w formach nie tak staro­świeckich. A nudzić się można zarówno w mał­żeństwie, jak i w tzw. wolnym związku. Moż­na też długo się kochać "ślubnie", a krótko "nie­ślubnie" i vice versa. Wszystko można, byle tylko "dwoje chciało naraz".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji