Artykuły

Węgierski absurd

To naprawdę interesujący głos, który w pewnym sensie podsumowywał cały tegoroczny Kontakt - o spektaklu "Szmata" w reż. Beli Pintera prezentowanym na XXI Festiwalu Teatralnym Kontakt w Toruniu pisze Karolina Matuszewska z Nowej Siły Krytycznej.

Dziecko to największe szczęście, jakim Bóg może obdarzyć rodziców. Wszystkie niemowlaki są śliczne i rozkoszne. Cyganie kradną, a Węgry powinny być wyłącznie dla Węgrów. To tylko kilka przykładowych stereotypów, na których opiera się sztuka Beli Pintera "Szmata". Tytułowa bohaterka to ordynarna i brzydka dorastająca wychowanica domu dziecka, która pragnie zostać adoptowana. Trafia wraz ze swoją przyjaciółką Cyganką na węgierską prowincję, gdzie próbuje włączyć się w życie lokalnej społeczności. Nic jednak nie przychodzi jej łatwo. Odrzucana za swój wygląd, oziębłość i bezkompromisowość, szybko staje się wykluczona. Zupełnie inaczej potraktowana zostaje jej przyjaciółka, której początkowo również nie akceptowano z uwagi na jej pochodzenie. Dziewczyna jednak jest sprytna i szybko wkupuje się w łaski swoich nowych sąsiadów. Pinter bezlitośnie poddaje krytyce zakłamania rządzące stosunkami społecznymi oraz postrzeganie świata przez pryzmat schematów myślowych. Celowo kumuluje w "Szmacie" różnego rodzaju klisze, wyśmiewa wszelkie ekstremizm i zacietrzewienie, sprowadzając ich podstawy do absurdu. Zarówno tekst dramatu, jak i jego inscenizacja ocierają się o taniość i kicz, co tylko uwydatnia ich prześmiewczy charakter.

W spektaklu Bela Pinter, będący równocześnie reżyserem i jednym z aktorów, buduje świat skarykaturowanego Olimpu. Przedstawiciele władz decyzyjnych: lekarz, pielęgniarka, dyrektorka domu dziecka występują w maskach z koroną ze złotych piorunów, jaką nosić mógłby Zeus albo Helios. Ich rola jako osób odpowiedzialnych za szczęście potencjalnych rodziców urasta do rangi boskiej ingerencji. Wszystkim scenom towarzyszy siedzący na wysokiej drabinie grajek flecista. Jego muzyka przypomina proste melodie grane przez pasterzy i wędrowców z dawnych opowieści. Pinter łączy w ten sposób problematykę współczesnych społeczeństw z mitologiczną rzeczywistością. Specyficzne poczucie humoru tego przedstawienia sprawia, że nabiera ono cech jakiegoś dziwnego i niedorzecznego snu.

"Szmata" jest także ciekawym głosem na temat sztuki. Mieszkańcy miasteczka po pracy zajmują się działalnością artystyczną - przygotowują amatorskie przedstawienia teatralno-muzyczne w kółku prowadzonym przez przybranego ojca dziewczyn Atyllę. Jakość tej pracy pozostawia oczywiście wiele do życzenia, jednak prawdziwą perełką jest w tym wątku postać przewodniczącego jury festiwalu, na którym występuje zespół. Grany przez Pintera wąsaty grubas w okularach jest uosobieniem większości przywar, jakie można przypisać krytykom: zblazowana poza, używanie w ocenie wytartych komunałów, lekceważenie procesu twórczego i włożonej w niego pracy. Jednocześnie Pinter nie oszczędza i samych aktorów: w niektórych postaciach dostrzega śmieszność ich artystycznych aspiracji.

Początkowo "Szmata" może drażnić umownością inscenizacji oraz prymitywizmem tekstu. Mimo to wydaje mi się, iż był to naprawdę interesujący głos, który w pewnym sensie podsumowywał cały tegoroczny Kontakt. Problem prowincji i jej mieszkańców oraz krytyka obowiązujących tam stosunków społecznych były tematami wielu przedstawień zaproszonych na tę edycję festiwalu. "Szmata" skupia większość wcześniej podejmowanych wątków i choć opowiada historię w gruncie rzeczy tragiczną, pozostawia pewną nadzieję - jeśli nie na zmianę rzeczywistości, to przynajmniej na istnienie inspirujących, czasem i zaskakujących środków do mówienia o niej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji