Artykuły

Myśl zapiera dech

LUDZIE nawykli do klasyfikowania i nazywania wszystkiego będą mieli z "Muzyką ze słowami" ogromny kłopot. Cóż to za formę wymyślili muzycy z zespołu Voo Voo i zaproszeni do współpracy artyści - Jan Peszek, Maria Peszek i reżyser Piotr Cieplak? Spektakl teatralny? No, niekoniecznie. Musical? Bez przesady! Koncert z poetyckimi dodatkami? Chyba też nie za bardzo. Składanka estradowa? Nie, nie obrażajmy inteligencji autorów przedsięwzięcia.

"Muzyki ze słowami" lepiej nie nazywać inaczej niż to zrobili jej twórcy. "Muzyce ze słowami" trzeba się poddać, wsłuchać w jej duszę, ulec jej urodzie niepospolitej. Pomocniczo jedynie można używać terminu spektakl, bo wszak wydarzenie miało miejsce na deskach scenicznych i tkanka teatralna ewidentnie jest w nim widoczna. Kiedy Maria Peszek wije się na stole, zjeżdża z niego wężowato głową w dół wypowiadając przy tym nieortodoksyjne, zaskakujące, zrazu bulwersujące czy rozbawiające kwestie, przychodzą na myśl awangardziści teatru, może nawet i zapuszczający się i w te rejony Picasso, może Charms, z którym aktorka zaprzyjaźniła się ongiś jako Elżbieta Bam. Gdy Jan Peszek tkwiący na krześle jak stara wysiadująca kobieta i grający jedynie mimiką twarzy, jedynie gestem rozedrganych, trudnych do okiełznania dłoni, asocjacje płyną nie tylko do Różewicza i ukochanego przez artystę Schaeffera, ale i do Becketta, do Ionesco w najlepszych inscenizacjach ich dramatów.

PIOTR CIEPLAK w teatralnej materii porusza się z maestrią, oko miłośnika Melpomeny wyłapie dużo więcej odwołań, ukłonów w stronę tradycji awangardy, w stronę realizacji nawet rodem z teatru otwartego, czy tego zwanego alternatywnym, ale przecież w przypadku "Muzyki ze słowami" gdzieś indziej leżą jego największe zasługi. On z szeregu niespójnych wydawałoby się tekstów napisanych przez ludzi, których my, mali duchem, zwykliśmy nazywać chorymi, a o których członkowie zespołu Voo Voo enigmatycznie a pięknie mówią "przyjaciele z Krakowa", potrafił powołać do życia widowisko, niech już będzie spektakl o wewnętrznej dramaturgii przechodzącej od beztroskich opowiastek przez niewesołe refleksje i pytania po końcowy wybuch radości, on potrafił stworzyć sztukę.

Ta sztuka ma rytm muzyki, płynie z jej tkanki. Wojciech Waglewski, jej twórca od A do Z, gitarzysta i wokalista, ten który sam awangardowo poszukiwał w OSJANie, a potem potrafił to rozwinąć w Voo Voo i wciąż zaskakuje nowymi pomysłami liderując zespołowi z obliczem, tak osobnemu, że rozpoznawalnemu w każdej nucie, w każdej muzycznej frazie. Jego kapitalne dopełnienie Mateusz Pospieszalski prestidigitatorsko operujący swym rozbudowanym instrumentarium od klarnetu basowego przez saksofony barytonowy i sopranowy, po głos, ten jego instrument najdoskonalszy wydobywający zupełnie niezwykłe dźwięki wędrujące po kilku oktawach. I Karim Martusewicz za kontrabasem i Piotr "Stopa" Żyżelewicz za perkusją - dbający o tego rytmu dobitność, o też rozpoznawany przez fanów charakter. Przedfinałowe rozbudowane bolero Voo Voo to istna symfonia. Jego nuty w piosenkach, to subtelne arabeski kreślone ręką mistrzów. Jego kończąca spektakl melodia przeradzająca się w karnawałowe szaleństwo, to słodycz radości nie do pohamowania, rozsadzającej piersi, wysadzającej w górę z wygodnego fotelu do orgiastycznych niemal wygibasów.

W tym smakowitym muzycznym sosie nurza się słowo genialnie podane przez dwójkę aktorów kreujących jakość, która umyka racjonalizacji, bo wydaje się być zbudowane wyłącznie z emocji, z porywu serca. Działa magia, której całkowicie ulegamy. To jak w piosence Marysi, gdy czerpiąc z poezji Edwarda Estlina Cummingsa (jego wiersze są jedynym dopełnieniem tak zwanych kokoryn pisanych przez i "przyjaciół z Krakowa") śpiewa: " rozkwita cud, że myśl zapiera dech". Okaże się, że wiedzeni jesteśmy przez krainy umykające postrzeganiu, myślom tak zwanych normalnych ludzi, przez obszary nadwrażliwości. Okaże się, że - i to być może największy sukces "Muzyki ze słowami" - musimy zrewidować nasze myślenie, koniecznie musimy się zastanowić, czy to nie po tamtej stronie, po stronie twórców tekstów pełnych poezji, zaskakujących skojarzeń, zniewalająco oczywistych stwierdzeń, leży normalność.

Oswójmy sobie świat wróżki Petroneli, spotkanego na krakowskiej ul. Sądowej sędziego Falcone, kobiet jak pierogi cioci Melchiory, czy tych "zwykłych prostych kobiet z prostymi nogami", świętego Józefa co mu odbiło i zaczęto go nazywać nie Święty a Józek, króla Kazia Pałacowskiego, którego na tarasie w sylwestra nawiedziła Edyta Bartosiewicz i miłości, z którą " nie można być nachalnym z kobietami". Wejdźmy do tej krainy, zanućmy "Więc poszedłem spać", a okaże się, że dzięki "przyjaciołom z Krakowa", dzięki Voo Voo, Marii i Janowi Peszkom, dzięki Piotrowi Cieplakowi i - last but not least - Jarosławowi Koziarze, twórcy dopełniającej czaru, fantasmagorycznej scenografii, jesteśmy już zupełnie innymi ludźmi niż przed poniedziałkowym wieczorem w Teatrze Osterwy.

CZY po tym co powyżej napisane, zdziwi kogoś stwierdzenie, że na oficjalnej premierze w Teatrze Studio w Warszawie "Muzykę ze słowami" czeka bez wątpienia sukces? To wielkie wyróżnienie, że za sprawą producenta całego przedsięwzięcia Mirosława Olszówki jego prapremiera odbyła się w Lublinie. To prawdziwa przyjemność, że patronat prasowy nad nim sprawował Kurier Lubelski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji