Artykuły

Tutaj neuroza, nuda lub absolut

W studenckim klubie Od Nowa w Toruniu zakoń­czyły się trwające tydzień III Akademickie Spotkania Teatralne Klamra'95. Pub­lika doświadczyła wszy­stkiego po trochu: szmiry, nudów na pudy i piękna, od trywialności do escha­tologii.

Pierwsze przedstawienia do­wiodły, że publiczności studenc­kiej nie da się łatwo zaczarować zawoalowanymi znaczeniami, symboliką, eksperymentem je­żeli aktorzy grają słabo. Krótko mówiąc: albo coś Jest, albo Nie Ma. Studencka publiczność bez kurtuazyjnych czarów marów będzie ziewać albo po pierwszej części stwierdzi, że "czas na EB". Frekwencja jednak dopi­sała; zarówno podczas pier­wszych nudnych (co tu kryć) spe­ktakli i występów gwiazd.

Ziewane oklaski

Jako pierwszy wystąpił krako­wski teatr Stowarzyszenie Man­dala w spektaklu "22/7 - dyp­tyk". Grupa powstała w grudniu 82 w klasztorze o.o Cystersów. Do dnia dzisiejszego kieruje nią założyciel Andrzej Sadowski. Krakowianie pokazali dwuczę­ściowe przedstawienie z reżyse­rem w roli głównej (jeżeli poję­cie takowej jest tu szczęśliwe), który zaprezentował się niczym "epigon" Tadeusza Kantora. Tak samo chodził po scenie, wy­dawał polecenia, ironizował. Część I: "Ta ponura przygoda po­wtarzająca się co wieczór" opo­wiada o spotkaniu Jeźdźców Apokalipsy w miejscu zwanym cieplarnią. Z rzutnika wyświet­lającego teksty i numery scen, od czasu do czasu pojawia się ta­jemnicza postać na rowerze. O co do diabła chodzi z tym cykli­stą - nie wiadomo. Wyjaśnia to dopiero scena zatytułowana "Nudy na pudy". Publiczność ziewając bije brawo, a wielu wy­chodzi. Część II: "Septus" opar­ty na motywie siedmiu grzechów głównych. Tutaj Sadowski udo­wodnił, że jego zespół wiele po­trafi. Aktorzy za pomocą panto­mimy, prawie bez słów i dynami­cznie przedstawili swoją inter­pretację siedmiu grzechów głównych. Gwiazdą przedsta­wienia i teatru był bez wątpie­nia muzyk Andrew Nixon grający na lirze korbowej.

Teraz Kurde Częstochowa

Najmłodszą (w sensie dorob­ku) grupą była T.K.M, (Teraz Kurde MY), działająca od paź­dziernika zeszłego roku na Uni­wersytecie Gdańskim. W Toru­niu pokazali swą premierę "Ka­rola" Stanisława Mrożka. Cóż rzec? Niestety... Chwalić po­mysł: tępienie "innych" jako ceł w życiu; zganić za mizerne aktorstwo, słabe pomysły. To sa­mo można powiedzieć (niestety) o Postmodernistycznym Teatrze Studenckim "Pneuma" z Toru­nia, który zaprezentował "Kla­skanie w dłonie" Marka Jeziń­skiego. Wszystko jednak wska­zuje na to, że obydwie grupy ma­ją szansę stać się całkiem przy­zwoitymi, jeżeli oczywiście będą nad sobą pracować. Jako kredo dla nich pozwolę sobie zacyto­wać jak najbardziej słuszną uwagę Janusza Opryńskiego z Teatru: " Nie mierz się z teatrem profesjonalnym, klasycznym, bo nie jest ci to potrzebne".

Publiczność niecierpliwie czekała na Teatr WIFIFI z Częstochowy, tak często krytykowany przez katolickie pismo "Niedziela" (przynajmiej tak mówiono w kuluarach, czyli przy barze). Częstochowianie zdobyli w zeszłym roku w Toru­niu "Żebro Melpomeny" na im­prezie "Pobocza Teatru". Na "Klamrze" pokazali "Cudowne Zmartwychwstanie".

Rzecz wyglądała tak. Pląsają­ca grupa postaci wynosi na scenę półnagiego trupa i układa na katafalku. Trzech w białych strojach rozpoczyna czuwanie. Na początku snują wariacje "o tym co ludzie mówią" (o niebo­szczku, rzecz jasna). A ludzie, jak to ludzie, że Żyd, komunista, złodziej, pijak, dziwkarz (rozu­miem, że chodziło tu zadanie kłamu stereotypom polskiej mentalności). Postać trupa staje się na tyle intrygująca, że trzeba ją wskrzesić, by dowiedzieć się kto zaś. Nie pomaga magia, pan­tomimiczna wiwisekcja ani sa­ksofon. Dopiero dziewczyna, która zrobiwszy, to co potrafiła, rzuca w stronę jegomościa z publiki, ku powszechnej ucie­sze: - I co?! Stanął ci, ty trupie! Trup poruszył nogą i ożył. "O kurwa, ale cud" - dało się sły­szeć ze sceny, nad którą pojawi­ła się postać bawiąca się cier­niową koroną. Wszystko kończy się nijakim, symulowanym aktem kopulacji (ni to prowo­kacja, ni to małpiacja) Myślę, iż niejeden "znawca" po obejrzeniu "Zmartwy­chwstania": "Sacrum w naszym kraju stało się tak zbanalizowa­ne w swej masowości, że traci swe znaczenie na rzecz profa­num, konstytuującego się coraz bardziej w formie kiczu. Pa­miętajmy, że WIFIFI pochodzi z miasta, gdzie postać Maryji sprowadza się również do bu­telki, w której sprzedaje się święconą wodę. Cóż więc pozo­staje z tak strywializowanego kultu. Odpowiedź: to, "co mówią ludzie". Tymczasem po przedstawieniu w Od Nowie lu­dzie mówili: SZMIRA. Podpisu­jąc się pod tym stwierdzeniem, zaznaczam, że nie widziałem innych spektakli z dorobku WI­FIFI i nie neguję, że mogą być niezłe. Jeśli chodzi o "Zmar­twychwstanie", to widziałem o wiele bardziej rzekomo obra­zoburcze skecze.

Bezsilne nawoływanie starych tang

Czwartego dnia Spotkań, wy­stąpił oczekiwany przez wszy­stkich poznański Teatr Dnia Ósmego. Nie zawiódł. Na pół roz­czarowana dotychczasowymi ob­razami "Klamry" publiczność, zgotowała owację po spektaklu "Tańcz póki możesz". Mądre i piękne przedstawienie autorskie zrealizowane przez Ewę Wójciak, Adama Borowskiego, Tadeusza Janiszewskiego, Marcina Kęszyckiego i Jacka Chmaja z muzyką Arnolda Dąbrowskiego.

To jakby wielka improwizo­wana podróż przez kolejne smu­gi cienia, w zgiełku świata i światła, na tamten brzeg aż do kresu nocy. Tak podróżują tylko ci, którzy "pewnego dnia wycho­dzą z domu i nigdy doń nie wra­cają". Doświadczą znużenia, zdrad, cierpienia, by w końcu nago znaleźć się na łodzi Charo­na. W absolutnej ciemności mi­zerny promyk światła opalizuje na wiośle przewoźnika bądź mu­ska ciała podróżników. Tej sce­ny nie sposób zapomnieć.

Jeśli chodzi o całość, to podzi­wiać tylko dynamiczne improwi­zacje. Aktorzy w mgnieniu oka z precyzją tworzą obraz grupowy, by nagle niespodziewanie wrócić do swych postaci. W tym spektaklu cisza jest ciszą, a cie­mność ciemnością. Opinie zaś, które pojawiły się w gazetach, że "Ósemki" nie potrafią znaleźć miejsca w nowej polskiej rze­czywistości, należy - moim zda­niem - potraktować jako fakt prasowy. W "Tańcz póki możesz" potrafią pokazać coś co jest o lata świetlne dalej od nadwi­ślańskiego (i nie tylko) "dolce vita", coś co porusza, jak owe tań­czone przez nich na koniec tan­go. Gdzie jest napisane, że po­znaniacy na zawsze powinni po­zostać jakąś tubą (a fuj) polskiej rzeczywistości? Można być im tylko wdzięcznym za ferię świat­ła, szalonego gestu, słów i za nastrój, który ogarnia szczegól­nie gdy wiatr październikowy, tarmosi mokrą garścią włosy" (Dylan Thomas).

Do piekła

Po "Ósemkach" wystąpił Te­atr Provisorium z Lublina w spektaklu "Z nieba, przez świat, do samych piekieł", zespołową realizację z wykorzystaniem fragmentów "Księgi Hioba", "Pieśni nad pieśniami", "Fau­sta" Goethego, "Braci Karama­zow", "Biesów" Dostojewskiego oraz "Doktora Faustusa" Man­na. Spektakl ciekawie zainsce­nizowany w reżyserii Janusza Opryńskiego, zrozumiały jest tylko dla widza dobrze znające­go literaturę. Innym teatroma­nom pozostaje tylko wrażenio­wa aura, a więc niedosyt. Znaw­ca zaś może się cieszyć ze swej erudycji, rozpoznawszy, że wy­głaszany na końcu monolog po niemiecku to słowa fausto­wskiej Małgorzaty, czego niżej podpisany zaledwie się domy­ślił, patrząc na powiewającą białą sukienkę.

Białe obrusiki

Tango pojawia się również w bardzo dobrym spektaklu Te­atru im. Alberta Tison ze Żnina - "Ratujcie nasze dusze", w re­żyserii Jerzego Lacha. Był to ostatni w kolejności spektakl "Klamry". Przede wszystkim uderzają młode, niezmanie­rowane (tudzież przepalone nie tylko) głosy młodych dziew­czyn i chłopaków. Wyglądali na swoich rówieśników, czyli na po­kolenie lat 70. z małymi plecacz­kami na plecach. Ich nieco star­si koledzy po trzydziestce, doj­rzewali w czasach, kiedy zło by­ło łatwiej rozpoznawalne. Do­piero niedawno rozczarowali się na autorytetach, które w wie­kunastu lat były dla nich wzo­rem. Nie mniej są już określeni, choć oczywiście nieskończeni. Dwudziestolatkowie ze Żnina pytają: "Do jakiego pokolenia nas zaliczycie? Do pokolenia po­gardy czy pokolenia wzruszenia ramion". Spektakl zaczyna się od prezentacji życiorysów wśród stukotu maszyny do pisa­nia... "Urodziłem się 29 czerwca 1976 roku. Z dzieciństwa pamię­tam, że całymi godzinami grałem z dziadkiem w warcaby i nie mo­głem wygrać. Gdy mnie usypiał opowiadał o wojnie". ,,(...)Miesz­kałam na wsi i kontakt z przyrodą jeszcze bardziej mnie uwrażliwił. Po kilku latach trzeba było opu­ścić progi zagrody, gwar kaczek i kur. Był rok 1981. Po pierwszej nocy spędzonej w mieście ogło­szono stan wojenny". Głosy ży­ciorysów nakładając się na sie­bie tworzą jakby "pokoleniową kakofonię". Pośrodku sceny w sześcianie zamkniętym żaluzja­mi stoją postacie z walizkami w rękach. Mają w nich wspomnie­nia ze swojego dzieciństwa. To jedyna "rzecz", która jest na­prawdę ich: kawałki starej płyty, fotografie, strzępy rysunków i listów. Rozłożą je na białych ob­rusikach, jak okruchy jedynych, rozpoznawanych przez nich wartości. Zaśpiewają przy tym "Obozowe tango", piosenkę o pierwszych młodzieńczych wzruszeniach i dotyku dłoni. Tango zgaśnie jednak wśród for­sy, szpanu i tego całego "Won­derful life". Forsa, oschły ruch bioder modelki, urzędnicy, gory­le - ot świat, w którym muszą żyć. Jednym z jego atrybutów są metkownice (doskonały po­mysł), pojawiające się nagle w dłoniach wszystkich wyko­nawców. Kolorowe znaczki z ce­nami przyczepią na swych twa­rzach, na podłodze, a także na garderobie widzów pierwszego rzędu, bo w tym świecie wszy­stko jest tylko kwestią ceny. Na koniec bohaterowie znikają za żaluzjami, ale już bez swych okruchów dzieciństwa, które po­zostały jak liście na białych ob­rusikach.

Miejmy nadzieję, że Teatr im. Alberta Tison (postać fikcyjna, wymyślona 60 lat temu przez surrealistów), dla swojego poko­lenia będzie pełnił tę samą rolę, co niegdyś "Ósemki" i oby nie stało się to dla nich pułapką.

Na koniec

....Życzmy również organizato­rom "Klamry", żeby się rozwija­ła, jak czyni to od trzech lat, sta­ranniej dobierała spektakle, by w końcu stała się wydarzeniem i świętem dla braci studenckiej z całej Polski. W tym roku było nieźle, szkoda tylko, że nie od początku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji